one shot autorstwa quater-normal
❆
Miasteczko rozpościerające się u jego stóp wyglądało jak te śliczne, nieosiągalne widoki na pocztówkach, które jego matka lubiła kupować w przydrożnych sklepikach podczas ich wspólnych, choć rzadkich wyjazdów. Malowane na cudne kolory domki otulała gruba, puchata warstwa śniegu, barwne światełka migotały radośnie na dachach sklepów. W centrum miasteczka, Percy mógł to dostrzec nawet z tej odległości, lśniła maleńkimi lampkami niewielka choinka.
A mimo tego wszystkiego, miał już serdecznie dosyć tego wyjazdu. Nie zrozumcie go źle – uwielbiał spędzać czas z przyjaciółmi, a to, że Grover też ostatecznie zdecydował się pojechać z nimi było istnie cudowne, ale był tak zmęczony. Nie, zmęczony to mało powiedziane. Był wykończony ciągłym skupieniem, ciągłym trwaniem w obawie, że zaraz znów znajdzie się w niebezpieczeństwie, że zaraz znów coś stanie się jemu, jego rodzinie, jego ludziom. Stracił zbyt wiele przyjaciół. A to wszystko w imię durnych, pozaziemskich istot i równie durnych rodziców. I znów nie zrozumcie go źle, on naprawdę doceniał fakt, że wciąż żyje. Więcej, chłonął go całym sobą. Zachwycał się każdym oddechem, każdym śmiechem i każdym uśmiechem. W końcu niewielu półbogów mogło dotrwać do wieku osiemnastu lat, prawda? Właśnie, w tym tkwi sedno sprawy. Zbyt wielu nie dotrwało.
To takie niesprawiedliwe, że Zoë Nightshade, Charles Beckendorf, czy Jason Grace już nigdy nie usiądą przy wigilijnym stole, choć tak bardzo na to zasługiwali. Przemijanie życia, tak, ono właśnie jest tak niesprawiedliwe. I chyba przez nie właśnie, Percy Jackson siedział teraz w śniegu, na wzgórzu, którego nazwy nie pamiętał (nie osądzajcie go, to przez jego dysleksję) i patrzył smętnie na miasteczko znajduuące się pod nim. Annabeth, Grover, Nico, Leo, Kalipso, Piper, Frank i Hazel pewnie siadają już do bożonarodzeniowej wieczerzy. A może czekają na niego w ich małym, wynajętym na ostatnią chwilę domku i niecierpliwią się, gdy na stole stygnie im indyk. Chciałby już wrócić do przyjaciół. Palce skostniały mu do reszty, buty zaczęły przemakać.
Nie wiedział tylko, czy naprawdę chce do końca wieczoru patrzeć na puste miejsce pozostawione dla niespodziewanego gościa, które nigdy nie zostanie zapełnione. Bo żadna Silena Beauregard i żaden Luke Castellan nie czeka za drzwiami ich hotelu, by usiąść i pośmiać się razem z nimi obok skarpet podwieszonych na kominku.
Z zamyślenia wyrwał go cichy szelest gałązek za plecami. Zamarł, nasłuchując uważnie. Prawa ręka powoli powędrowała do jego kieszeni, gdzie spoczęła na cienkim, całkiem (nie)zwyczajnym długopisie. I chociaż na pierwszy rzut oka, przedmiot nie wyróżniał się niczym szczególnym, Orkan nie raz uratował mu tyłek. Percy pomyślał, że pewnie Annabeth załamała by się teraz nad nim do reszty. Sam musiał bowiem przyznać, że wybrał na swą siedzibę rozmyślań dość niemądre miejsce – siedział w wysokim śniegu, najbliżsi ludzie znajdowali się pewnie tam, w miasteczku na dole. A za jego plecami majaczyły mroczne sylwetki drzew w lesie. Jeśli doda się do tego ciemność i pomnoży przez zawieruchę, wynikiem będzie coś koło stanowiska: "totalna porażka". Odetkał zakrętkę długopisu, a tani plastik zamienił się w błyszczącą, ostrą w brzytwa klingę z niebiańskiego spiżu. Odwrócił wolno głowę w stronę drzew. Spomiędzy nich ziała całkowita, aksamitna pustka. Tylko z pojedynczej sosny, tuż przy skraju lasu, osypała się mała hałda śniegu. Zupełnie, jakby jakaś niecna istota potrąciła nieostrożnie gałąź długim szponem.
Percy poruszał się bezszelestnie, z precyzją, kiedy zakradał się do drzewa. Cóż rzec, lata praktyki w prawie-umieraniu. Był już całkiem blisko. Dziesięć metrów, pięć metrów, dwa metry. Wstrzymał oddech, policzył w myślach do trzech i bez zastanowienia wyskoczył za drzewo, za którym ukrywał się ciemny kształt. Krzyknął, tnąc na oślep mieczem.
CZYTASZ
Kalendarz Adwentowy || Riordanverse
ФанфикA więc oto nadchodzi czas adwentu, a wraz z nim tworzony w wiele osób, riordanversowy kalendarz adwentowy! Codziennie, aż do 24 grudnia, pojawiać się będą nowe, ciekawe i różnorodne one shoty różnych autorów. Każdy z nich starał się jak najlepiej od...