18 dni do świąt...

99 16 2
                                    

one shot autorstwa filotea-

        Piper szła przez park rozmarzona, trzymając Jasona ze rękę. Wybrali się na wieczorny spacer po parku. Przyozdobiona światełkami uliczka dawała miły i przyjazny klimat. I mimo, że wszystko było cudowne, to czuła się obserwowana. I jej towarzysz też się tak czuł, bo sam obracał cały czas głowę. 

        Było późno, dochodziła dwudziesta trzecia, a w parku nikogo nie było. Prędko więc, słysząc jakiś szmer, ustawili się do siebie plecami. Przybrali pozycję bojową, lecz Jasonowi nie spieszyło się do wyciągnięcia swojego miecza. 

        — Ile razy mam ci mówić, że wkładanie tam monety to zły pomysł? — zapytała zła Piper, odwracając się w stronę Jasona. Natolatek miał bowiem dziwny zwyczaj chowania swojej broni w portfelu. Córka Afrodyty tego nienawidziła, bo Jason albo nie zdąży wyciągnąć broni, albo co gorsza, odda ją jakiemuś biednemu śmiertelnikowi. 

         — Już, spokojnie, kobieto… — mruknął Jason, wyjmując monetę z portfela. Okrągły kawałek złota podrzucił, w tym samym czasie chowając portfel z powrotem na swoje miejsce. Złapał miecz w prawą rękę i znów odwrócił się plecami w  stronę Piper.  — No, możemy walczyć…

        Jakby na te słowa pierwszy potwór wypadł zza krzaka. Piper nie spodziewała się, że przyjdzie jej walczyć właśnie z cyklopem. “No cóż, ktoś jest chyba zazdrosny o Percy’ego” przemknęło Piper przez głowę. Problem był tylko taki, że Percy aktualnie był w Nowym Rzymie, a nie w alejce przystrojonej świątecznymi lampkami. 

        — Nie spodziewałem się, że wpadnę na braciszka Percy’ego… — mruknął Jason, patrząc na gościa specjalnego. On chyba też był zdziwiony faktem, że to tylko cyklop. No cóż, prawdą było to, że liczyli na coś trudniejszego. Cyklop był w grupie tych, których da się załatwić szybko.

         Nie czekając na odpowiedź cyklopa, zaatakowali. Przyjęli tą taktykę co zawsze. Jednak ten cyklop jakby spodziewał się ich ataku. Unikał ich uderzeń, a jednocześnie sam świetnie ich zdezorientował. Gdy oni napierali z dwóch stron, on atakował ich oboje. Piper jednak wpadła na pomysł. dała znak Jasonowi, żeby zajął czymś potwora, więc nastolatek przestał walczyć, a wdał się w rozmowę z cyklopem. Cudownie. 

         Gdy nastolatek kontynuował rozmowę z cyklopem, Piper udała się na poszukiwania włącznika do świateł. Jak się okazało, znajdował się on w sąsiedniej alejce. Odłączyła delikatnie światełka, lecz potem przypomniała sobie o tym, że teraz musi powspinać się na drzewa i zrobiło jej się słabo. Prędko przy jej boku znalazł się Jason, który chyba umknął potworowi, lecz nie na długo. 

        — Czy ty wiesz w co nas pakujesz? Skubaniutki zorientował się, że uciekłaś. — warknął Jason, przytrzymując Piper. Musiała przyznać, że uścisk chłopaka był silny. 

         — Spokojnie, musisz mnie tylko podrzucić na górę. Nic więcej, ale lepiej się pospiesz. — mruknęła spokojnie Piper, podnosząc wzrok na chłopaka. Wiedziała, że Jason nie będzie się gniewał długo, a jedynie trochę na nią poboczy. Powstrzymała pisk, kiedy nagle zerwała się w powietrze.

        Można było powiedzieć o nich wszystko, ale na pewno nie to, że nie potrafili współpracować. Tylko gdy ona zebrała wszystkie lampy z gałęzi on za pomocą dłoni przenosił ją z drzewa na drzewo. W końcu, kiedy pozbawili ostatnie drzewo lampek, Piper zleciała na dół czując jak owiewa ją lekkie powietrze. Pokazała Jasonowi palce w góre symbolizując, że może podłączyć lampki. Musiała zasłonić oczy, po takim czasie bez żadnego światła. Prędko znalazł ich cyklop, który spojrzał na nich swoim jednym, wielkim okiem.

        — Teraz to już nigdzie nie uciekniecie… — mruknął potwór, oblizując usta, a Piper musiała przyznać, że było to obrzydliwe. 

        — I vice versa. — odpowiedział Jason, podnosząc lampki z ziemi. Jednooki chciał uciekać, ale było już za późno. Cyklop pogrążył się w kolorowym tańcu razem z tysiącem lampek choinkowych. I chociaż sam widok potwora był nieprzyjemny dla oka, to wyglądał on całkiem niewinnie szamocząc się w lampkach.

        — Papa. — mruknął Jason i pomachał kreaturze na pożegnanie, nim go dźgnął. 

         Uśmiechnęli się pod nosem i przybili sobie piątkę. Mimo, że spacer został zakłócony, to wieczór mogła zaliczyć do udanych. Zapomniła jednak, że są na terenie publicznym, a dźwięk i miganie świateł radiowozu policyjnego dobrze jej o tym przypomniało. Po rzuceniu okiem na Jason zgodnie doszli do wniosku, że trzeba się zmywać. Więc uciekli.

Kalendarz Adwentowy || RiordanverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz