6 dni do świąt...

57 10 2
                                    

one shot autorstwa marie_barnes

        Magnus miewał mieszane uczucia jeśli chodzi o Święta Bożego Narodzenia.

        Teoretycznie ten czas powinien każdemu kojarzyć się z radością i miłymi wspomnieniami o czasie spędzonym z rodziną i przyjaciółmi. I może część z tego zgadzała się z uczuciami chłopaka. Przynajmniej z uczuciami dotyczącymi świąt z czasów, gdy okres bożonarodzeniowy wiązał się z siedzeniem przy rozpalonym kominku z kubkiem kakao razem z kuzynostwem, mamą i jej braćmi. Z czasów gdy największym problemem była za mała ilość pianek w napoju, czy brak falafela na wigilijnym stole. Bogowie, jak bardzo krótko trwały te czasy.

      Chociaż nawet jeśli były to najpiękniejsze lata w dzieciństwie Magnusa, to cały ten blask przyćmił mrok późniejszych wydarzeń. Z roku na rok święta dawały mu coraz mniej radości. Przestały one być okazją do spotkania kuzynów, czy zabawy w chowanego w ogromnym domu wujka Randolpha. Zaczął je spędzać sam z mamą, co jednak mimo tęsknoty za dalszą rodziną nie przeszkadzało mu aż tak bardzo. W końcu Natalie dbała jak nikt inny, aby jej jedyny syn był szczęśliwy. Więc nawet w trudnych czasach oboje dawali sobie nawzajem ciepło i miłość z jaką dla wielu wiąże się czas świąt. Piekli razem świąteczne ciasta i ciasteczka, ubierali choinkę, a nawet jednego roku uszyli sami sobie grube skarpety.

      Święta mimo, braku wcześniejszego blasku, wciąż miały dzięki matce iskierkę radości, której potrzebuje każde dziecko. Aż któregoś dnia ostatnia iskra radości zgasła razem z jej życiem.

       Pierwsze święta bez matki spędził śpiąc zmarznięty na klatce zniszczonej kamienicy, za posiłek mając jedynie skradzione poprzedniego dnia owoce (wciąż miał jakieś morały, w święta nie powinno się kraść nie ważne jak ciężka jest sytuacja). Tamtej nocy omal nie obchodziło go czy zamarznie na śmierć, czy obudzi się następnego dnia. Spoiler; obudził się.

      Z czasem zaczął ignorować wszelakie świąteczne dni. Nie do końca wiedział, czy zbliża się Wielkanoc, Dziękczynienie, Boże Narodzenie, czy Czwarty Lipca. Było mu to zupełnie obojętne. Oczywiście raz na jakiś czas dostawał z okazji różnego rodzaju okazji jakiś ciepły posiłek, czy zużyty, acz wciąż zdatny do spania śpiwór, jednak to był jedyny sposób w jaki odczuwał osobiście świąteczny sezon.

        Jednak po około dwóch latach bycia pełnoetatowym bezdomnym nastolatkiem, został mentalnie adoptowany przez dwójkę starszych mężczyzn, których spotkał w czasie krótkiego pobytu w areszcie po bójce w zaułku (Tak, oni również byli pełnoetatowymi bezdomnymi, przynajmniej tak wtedy myślał). Blitz i Hearth, mimo że byli od niego sporo starsi, byli pierwszymi przyjaciółmi jakich miał od wielu lat. Zaczął przyzwyczajać się do ich towarzystwa, czasem żartobliwie nazywanego przez innych z „bezdomnej mafii” matkowaniem. To z nimi pierwszy raz od śmierci matki obchodził święta. Może nie było to jakieś znaczące świętowanie, tamtego wieczoru usiedli razem i podzielili się otrzymanymi od wolontariuszy posiłkami, a nawet zdobytą przez Blitza tabliczką czekolady. Pierwszy raz mimo okropnych warunków, czuł się choć trochę szczęśliwy siedząc z omal nieznanymi mu wtedy mężczyznami, których poznał kilka tygodni wcześniej.

        Nie dożył do następnych świąt. Przegryw lol.

      Chociaż będąc szczerym nie przeszkadzało mu bycie martwym. Zwłaszcza w okresie świątecznym. Mimo, że dosyć sprzeczne było świętowanie narodzin Boga z zupełnie innego wierzenia niż to, które ich otaczało, to jednak zdecydowana większość mieszkańców Dziewiętnastego Piętra pochodziła z Midgardu, którego tradycje zdecydowanie przypadły im do gustu za życia. Zwłaszcza jeśli te tradycje obejmowały prezenty i dobre jedzenie.

      Mieszkańcy często starali się zadbać o domową atmosferę, między innymi bijąc się w czasie pieczenia ciastek, albo dźgając, tudzież dusząc każdego kto chociaż spróbuje tknąć słodycze przed wszystkimi. Dzień jak co dzień nieprawdzaż? Cały korytarz przyozdabiały robione przez Halfborna i Mallory ozdoby, wykonane z nieznanych reszcie mieszkańców materiałów „walecznie zdobytych” w supermarketach na Midgardzie. TJ, Magnus i Alex zwykle organizowali jedzenie na czas świąt dla całej grupy przyjaciół oraz szykowali listę filmów na coroczny (śmiertelny, bo jakżeby inaczej) maraton.

       Od czasu gdy umarł, Magnus starał się również chociaż zadzwonić w okresie świątecznym do Annabeth, która jako jedyna z krewnych była świadoma, że żyje mimo bycia martwym. Reszta rodziny, oczywiście poza Randolphem by myślała, że jest kolejnym Chrystusem czy coś w tym rodzaju. Kiedy jakimś cudem udało im się spotkać w czasie świąt przesiadywali razem w domu Randolpha, gdzie jak za czasów kiedy byli dziećmi rozpalali w kominku i pili przesłodzone kakao. Czasem dołączali do nich Percy, Alex, a czasem nawet Blitzen i Hearth.  Z każdym rokiem coraz bardziej dostrzegał jak blondynka i jej chłopak zmieniają się, dorastają, doświadczają coś, co nigdy mu ani Alex nie będzie już dane. Po latach razem z nimi w starym domostwie zaczęły pojawiać się dzieci (na których pierwszy widok Magnus ku rozbawieniu Alex zaczął płakać). Jednak nie ważne kto i gdzie dołączał do świętowania z nim Bożego Narodzenia to szerze mógł powiedzieć, że tradycja bycia razem zawsze pozostaławała w rodzinie.




[A/N] Tak nie ma ani jednego dialogu, i co mi zrobicie? *Ucieka*

Kalendarz Adwentowy || RiordanverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz