13 dni do świąt...

77 12 3
                                    

one shot autorstwa Wandixx

        Rodzina Kane na pierwszy rzut oka wydawać się mogła typową, zgodną rodziną z amerykańskich filmów familijnych ostatnich dekad dwudziestego wieku, mieszkających w domku na przedmieściach z idealnym trawnikiem i białym płotem. Jednak to tylko pierwsze wrażenie. Wprawdzie państwo Ruby i Julius faktycznie wpisywali się w schemat zgodnego, kochającego się małżeństwa, dzielącego do tego nieco dziwne zainteresowanie, jakim był starożytny Egipt, ale było to nieszkodliwe dziwactwo, które tylko dodałoby w filmie pikanterii. Dodatkowo różnili się od siebie jak ogień i woda, doskonale się dopełniając, co tylko pozytywnie wpłynęłoby na ciekawość takiego filmu. Jako rodzice też spisywali się wzorowo, kurczowo trzymając się złotego środka między nadmiernym rozpieszczaniem swoich latorośli a surowym upominaniem za każde przewinienie.

        Dodać jeszcze trochę przyjaznych całej rodzinie żartów ze ślizgania się na skórce od banana i scenariusz pisze się sam...

        A nie, były jeszcze dzieci. Nie jakoś dużo, dwójka, chłopiec i dziewczynka, jak na dobry film z typową rodziną przystało. Dzieci, których nawet magia przedświątecznych przygotowań nie potrafiła nakłonić do zgody i posłuszeństwa. Chociaż to drugie tyczyło się głównie młodszej Sadie, która jednak prawie zawsze prowokowała brata, co kończyło się głośną kłótnią niemalże niezależnie od sytuacji.

        To nieco burzyło filmowość rodzin Kane'ów, choć z drugiej strony wprawny reżyser pewnie przekształciłby taką drobną wadę w niesamowitą zaletę, dodającą realizmu dziełu, które zwykle mimo wszystko z dość daleko miały się od realizmu.

        Choć trzeba przyznać, że czasami młodym Kane'om zdarzało się zachowywać spokojnie i kulturalnie. Zwykle zdarzało się to, kiedy Sadie była zbyt zmęczona lub podekscytowana, żeby irytować brata, ale najlepiej po prostu przemilczmy ten szczegół.

        Tak właśnie było piętnastego grudnia dwa tysiące trzeciego roku, gdy cała rodzina wychodziła, aby stało się zadość tradycji wybierania choinki. Najmłodsza z rodziny ledwo powstrzymywała się od pełnego nerwowego wyczekiwania podskakiwania w miejscu. Skoro szli po pachnące iglaste drzewko, to znaczy, że zbliżał się Święta, a skoro zbliżały się Święta, to znaczy, że dostaną prezenty. No, a kto nie chciałby w końcu, po rok czekania, dostać prezentów?

        Dlatego stojąc w przedsionku domu, w kurtce tak grubej, że wyglądała jak pączek bez dziurki, wyraźnie dawała znać, jak bardzo rozpierała ją energia.

        – Wszyscy jesteście ciepło ubrani? Sadie słońce, nie kręć się tak, bo się spocisz i później będzie ci zimno – powiedziała blondwłosa kobieta, poprawiając córce czapkę.

        Dziewczynka zamarła na chwilę, marszcząc brwi w wyrazie zadumy.

        – Przecież to bez sensu mamo –odpowiedziała nagle – Kiedy się pocimy, to jest nam ciepło, a nie zimno.

        – Mama wie lepiej niż ty, więc cicho bądź –stwierdził jej brat.

        – Sam bądź cicho Carter. Nie rozmawiam z tobą – wystawiła język, naiwnie sądząc, że jest to największa obelga, jakiej może użyć.

        Lecz jej brat również tak twierdził, więc widząc, co zrobiła, odpowiedział tym samym. Spojrzała na niego tak mocno zdenerwowana, że gdyby potrafiła wysadzać samym wzrokiem, to chłopaka należałoby zdrapywać szpachelką ze ścian i sufitu.

        – Dobrze, już dobrze, spokojnie – powiedziała uspokajająco mama. Z doświadczenia wiedziała, że kłótnie między jej dziećmi należało dusić w zarodku, co zaskakująco nie było tak trudne, jak mogłoby się wydawać. W przeciwnym wypadku takie konflikty zamieniały się w armagedon, kończący się nieświadomym użyciem magii albo w inny sposób wywołanym rozniesieniem pokoju, jakby co najmniej przeszedł przez niego huragan.

Kalendarz Adwentowy || RiordanverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz