3 dni do świąt...

74 10 6
                                    

one shot autorstwa Matbi007

        Tak. Oczywiście. No przecież nie ma innej opcji! Lityerses znów bił się z myślami. Jak on nie lubił okresu przed świętami. Ten wieczny dylemat, co komu kupić… I jeszcze dekorowanie Stacyjki. Tego Lit nie lubił najbardziej, tak jak gotowania.

       Co roku Emmie i Jo stawiały mu warunek: nie musisz pomagać w gotowaniu, jeśli udekorujesz Stacyjkę i przyniesiesz choinkę, dekorowanie jej możesz zostawić Georgie.

        Lit podniósł się z łóżka. Leżąc nic nie zrobię, pomyślał. Stęknął lekko, wstając. Zrobił kilka kroków w stronę drzwi. Drzwi jak drzwi, były drewniane, bez żadnych szczególnych ozdób. Takie Lit lubił najbardziej. Bez żadnych okienek czy tym podobnych rzeczy.

        Lityerses otworzył drzwi i wyszedł na korytarz. Chciał iść od razu na zewnątrz, ale Stacyjka skierowała go do stajni Liwii. Jakby nawet ona chciała przypomnieć Litowi o kolejnym obowiązku, karmieniu Liwii. Lityerses niechętnie wszedł do stajni wielkiej słonicy. Na szczęście, teraz wystarczyło tylko zmienić wodę i przełożyć trochę siana. Słonica zatrąbił smutno. To był znak, że chce iść na spacer. Lit westchnął jeszcze raz

        —No już dobrze dobrze, chodźmy — powiedział do Liwii — pójdziesz ze mną do sklepu po prezent dla Georginy.

         Słonica zatrąbiła tryumfalnie.  Georgina, pomyślał o tej dziewczynce. Przez ostatni czas stali się sobie bliższi. Ale to była relacja typu brat – siostra, żadna inna. Lit wskoczył na Liwię.

        W Stacyjce otworzyło się przejście na zewnątrz. Słonica z kolejnym tryumfalnym trąbnięciem wyskoczyła na ulicę.

        Syn Demeter po raz kolejny zastanowił się co widzą śmiertelnicy. Może wielkiego Jeepa? On pewnie się nigdy nie dowie. W tej właśnie chwili dobiegł go głos małego dziecka

        — Mamo! Tam jest słoń — zawołał dzieciak.

        — Nie ma żadnego słonia — odparła mu troszkę poddenerwowana matka i pociągnęła go za rękę — choć, bo się spóźnimy do przedszkola.

        —Ale jest — upierał się maluch.

        Lit nie dosłyszał końca rozmowy, bo Liwia nabrała rozpędu i zniknęli za zakrętem.

        Po kilku minutach jazdy znaleźli się koło ulubionego sklepiku Lita z prezentami i innymi zapychaczami miejsca. Chłopak wszedł do środka i przywitał się z właścicielem.

         — Witaj, Horace — powiedział.

        Horace był prostym człowiekiem, choć potężnie zbudowanym. Był blondynem. Wysokim blondynem, który bardziej nadawał się do walki mieczem, niż prowadzenia sklepu. Miał też żonę Cassandrę i córkę Madelyn, która uwielbiała latać w cętkowanej pelerynie. Lit jej bardzo szczerze nie lubił.

        — O, witaj, Lit — odparł właściciel lokalu — potrzebujesz pewnie świątecznego prezentu?

        — Tak. I dekoracji do udekorowania mieszkania — zgodził się z właścicielem heros. Horace nie wiedział nic o stacyjce, ani bogach greckich.

Kalendarz Adwentowy || RiordanverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz