Rozdział 9

1.7K 225 76
                                    

Wybaczcie małą obsuwę, to przez święta. Co powiecie na maraton weekendowo-świąteczny? Rozdział jutro, w sobotę i niedzielę? Czy chcecie odpocząć i nie będziecie zaglądać na wattpada? 🥰 Dajcie znać 😊
~~~

Gdy byłam młodsza, uwielbiałam wymykać się z rzucania zaklęć albo nauki samoobrony i przesiadywać w ogromnej bibliotece czarownic, bo zawsze mnie ciągnęło do tej mistycznej wiedzy. Właściwie to wszystko przez moją babkę, która też zanim została arcywiedźmą, zamierzała zostać specjalistką od mistyki. Był to niewdzięczny zawód, nawet jeśli co chwilę ktoś potrzebował rozpoznania jakiegoś starożytnego potwora, który nagle pojawił się w mieście czy pisma wypalonego na czole martwego męża. Dlatego babka robiła to tylko hobbystycznie, no i jako przywódczyni w ogóle jej to ponoć nie wypadało. A ja, jako córka policjanta i wojowniczki, wnuczka analityczki i obrońcy, połączyłam to wszystko niemal w jedno. Miałam wykształcenie śledczego, mogłam pracować w laboratorium, na dodatek znałam się na całym mistycznym gównie, no przynajmniej na większości.

A pracowałam jako wróżka, ale to odrębna historia.

W każdym razie to babka pierwszy raz w ramach kary posłała mnie do Daari, by wlepiła mi jakieś prace w bibliotece. A ja najpierw niechętnie, potem przychodziłam do niej coraz częściej. I chociaż kilka lat później Rosalie zesłała mnie również w to miejsce, żeby dać mi nauczkę, nigdy jakoś nie znienawidziłam biblioteki. Zawsze jakaś tajemnicza atmosfera, ta cisza i związana z nią dziwna podniosłość sprawiały, że uwielbiałam tu przesiadywać. Wygodny fotel, który kiedyś zatachałam po kryjomu na trzecie piętro i wcisnęłam we wnękę, o której nie miała pojęcia nawet główna bibliotekarka, nie miał z tym nic wspólnego. Nic a nic.

Dzisiaj byłam tutaj znów, z konkretnym zadaniem.

Weszłam po marmurowych schodkach, pchnęłam duże, ciężkie wrota i uśmiechnęłam się do siedzącej za kontuarem w portierni Prayi, która wpisywała coś swoim ślicznym charakterem pisma do jakiejś otwartej księgi. No tak, pewnie przepisywała starsze, zużyte woluminy, tak jak należało – zarówno do komputera, jak i ręcznie. Praya, wiedźma z podsabatu Kryształowych, odwzajemniła mój uśmiech i bez zbędnych formalności wpuściła mnie do wnętrza ogromnego gmachu. Zwykle nie szło to tak łatwo, bo wiedźmy strzegły swoich zbiorów – miały tutaj zbierane przez setki lat księgi, które stanowiły źródła wiedzy, do tego magiczne artefakty i wiele broni. Niektóre pomieszczenia biblioteki nie były dostępne dla każdego. Dlatego czasami czułam się tutaj jak członek jakiejś elitarnej grupy, skoro dla mnie nie istniały tutaj pojęcia zamkniętych drzwi.

Wspięłam się na trzecie piętro, do działu, który mnie najbardziej interesował, po czym rozejrzałam się po wnętrzu ogromnego pomieszczenia wypełnionego od góry do dołu regałami uginającymi się od ciężaru starych ksiąg.

Mój raj.

Usiadłam przy jednym z nielicznych stolików w części otwartej, bo tutaj Daari przyniosła mi wszystkie księgi, o które prosiłam. Zostawiła je na jednym z najbliższych regałów z karteczką „nie zniszcz ich, wredna jędzo. I chcę te zioła na już". Właśnie taki miałyśmy układ z bibliotekarką – ja dostarczałam rożne rzeczy, bo jej nie wypadało wpadać na czarny targ, a ona za to pomagała mi w znajdowaniu potrzebnych materiałów. Okazjonalnie też wyzywałyśmy się od jędz i małp, ale obie wiedziałyśmy, że nie byłabym w stanie zniszczyć żadnego tomu.

Pierwsza zostawiona księga była stosunkowo nowa, zdaje się spisana w całości zaledwie przed trzystu laty. Właściwie trzymała się całkiem nieźle i to pewnie dlatego nie została przeze mnie jeszcze dokładnie sprawdzona. Będę ją musiała wpisać na listę „na później". Przeglądałam tajemne symbole najpierw w poszukiwaniu tego od Drew, bo chyba był łatwiejszy do znalezienia, skoro był tylko jeden. Dużo też się nad nim zastanawiałam i przypominał mi takie z okresu późnorozłamowego, więc księga, jeśli miałam rację, powinna go zawierać.

Iskra ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz