Rozdział 18

2.5K 244 104
                                    

No dobra. Łapcie na 4k obserwujących 😝
~~~

Emilia skończyła najwyraźniej swój koncert, bo po sali roznosiły się teraz delikatne dźwięki jakiejś spokojnej piosenki, którym wtórował cichy, basowy głos piosenkarza. Nie zatrzymałam się jednak, żeby posłuchać, tylko skierowałam się na schody. Zamierzałam od razu wrócić do domu, bo po rozmowie z Chace'em nie miałam nic więcej do roboty w tym miejscu, a musiałam przemyśleć sporo spraw.

Przede wszystkim to znamię. Nie spytałam Chace'a, jak je usunąć, ale wydaje mi się, że znałam na to odpowiedź. Jedynym sposobem na przerwanie tej więzi było pozbycie się Dancana. Na zawsze. Skoro po raz kolejny znalazł sposób, by wydostać się z klatki, trzeba było zgładzić go tym razem całkowicie. Tylko pytanie, czy byliśmy na tyle silni, by to zrobić, skoro potężna królowa Elora czy arcywiedźma Geraldine nie dały rady.

Szłam spokojnie przez salę, pogrążona w swoich myślach i skupiona jedynie na tym, by po prostu się stąd wydostać, że przestałam zwracać uwagę na otoczenie. Dlatego gdy król zmiennokształtnych pojawił się nagle na mojej drodze, stając tuż przed schodami, dałam się zaskoczyć.

– Myślałem, że chciałaś tylko mnie wkurzyć, kiedy powiedziałaś, że do niego przyjdziesz, ale naprawdę to zrobiłaś – odezwał się cicho.

W jego głosie usłyszałam dziwne nuty. Morgan nie tylko miał do mnie pretensje o to, że się tu pojawiłam, ale wydawał się zły, rozdrażniony, urażony i wręcz zawiedziony moimi działaniami. Przypomniałam sobie nasze poprzednie spotkanie, to jak mnie zirytował oraz to, że nie powinnam w tej chwili na wszelki wypadek mówić mu niczego, czego się dowiedziałam.

Udałam więc znudzenie i uniosłam lekko brwi.

– To jakiś problem? – rzuciłam. – Przegapiłam moment, w którym to była twoja sprawa, skoro mnie zwolniłeś.

Szare oczy pozostały bez wyrazu, chociaż wyraźniej poczułam wściekłość, którą emanował.

– Więc w ramach zemsty za to, że odsunąłem cię od sprawy, będziesz teraz chodzić na przyjęcia Irvingstona i grać w jego gierki? – spytał chłodno.

Prychnęłam.

– Zabawne, że ty to mówisz, stojąc dokładnie w tej samej sali.

Drew zacisnął wargi.

– Ja muszę tutaj być. Mam zobowiązania.

Zmrużyłam powieki.

– Zobowiązania? Bycie na przyjęciu to zobowiązanie?

Drew potaknął sztywno.

– Tak. Posiedzenie nadzwyczajne Zgromadzenia.

Och, no dobra. To rzeczywiście było jednak jakieś wytłumaczenie.

Ale chwila.

– Ach, a ja według ciebie nie mam żadnych zobowiązań i...

– Nie – przerwał. – Robisz za zabawkę Chace'a, bo nie pozwoliłem ci brać dłużej udziału w śledztwie. Serio, Mab, właśnie w ten sposób chcesz to rozwiązać?

Otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia i zacisnęłam pięści. Poczułam, jak na moje policzki wstępuje rumieniec, ale zdecydowanie nie od wstydu. Zalała mnie wściekłość. Bo mimo że wiedziałam, jak moje pojawienie się tutaj wyglądało dla Drew, z którym przecież właśnie o coś takiego się pokłóciłam, nie zamierzałam wysłuchiwać tych głupot.

– Nie jestem niczyją zabawką – syknęłam. – Ani twoją, ani tym bardziej Chace'a. Robię to, na co, do cholery, mam ochotę, i nic ci do tego.

Iskra ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz