Rozdział 3 - Gdzie jesteś?

255 30 75
                                    

- Czy ty Harry Edwardzie Styles, bierzesz Louisa Williama Tomlinsona za męża? Przysięgając mu miłość i wierność, dopóki śmierć was nie rozłączy?

- Tak, przysięgam. - uśmiechnął się trzymając mnie za dłoń, jego krótkie loki rozwiewała bryza, a oczy błyszczały niczym ziarenka piasku otaczające nas dookoła, stopy śmiało topiły się w jego ciepłe, a szum fal dodawał tego cudownego akcentu temu dniu, o którym marzyliśmy od dawna.

- Czy Ty Louisie Williamie Tomlinson, bierzesz za męża Harrego Edwarda Styles'a? Przysięgając mu miłość i wierność, dopóki śmierć was nie rozłączy?

- Tak, przysięgam. - uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, będąc najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.

- Możesz pocałować Pana młodego.

Długo nie myśląc postawiłem krok do przodu, odgarniając z twarzy dwa błąkające się włosy i ucałowałem jego pełne usta. Będąc pewnym, że do końca życia, chcę całować tylko te jego.



Maszyna zaczęła coraz bardziej trząść, w bliżej nieokreślone strony. Złapałem się jedną ręką siedzenia, czując jednocześnie jak mocno wtula się we mnie roztrzęsiony chłopak. Natychmiast przeniosłem swoją dłoń na niego, szczelnie zamykając go w uścisku i czując jak zalewam się łzami. Nie chciałem umierać, nie teraz. Zbyt mało przeżyliśmy, mieliśmy całe życie przed sobą. To nie tak miało wyglądać.

Samolot zaczął gwałtownie spadać w dół, a krzyki moje, mojego męża i reszty pasażerów, zaczęły się zacierać ze sobą. Nagle poczułem okropny ból przeszywający moje ciało, nastała ciemność.

Zacząłem powoli otwierać powieki, światło strasznie mnie raziło, nie pozwalając do końca mi ich otworzyć. Gdy się zmusiłem, poczułem jak promienie słoneczne uderzają w moją twarz. Spojrzałem na swoje ciało, spodnie były całe we krwi, tak samo jak i koszulka. Zacząłem nerwowo rozglądać się na wszystkie strony, próbując wstać.

Harry...

Okazało się to zbyt gwałtowne, bo momentalnie zrobiło mi się ciemno przed oczami i upadłem z powrotem na ziemię. Gdy ponownie je otworzyłem, wszystko wirowało jeszcze bardziej, a ból wydawał się intensywniejszy. Chciałem go stłumić, ale to było awykonalne. Nie mogłem za nic poruszyć lewa dłonią, musiała być złamana. Podpierając się na prawej, znowu spróbowałem wstać do pionu. Udało się, lecz to co ujrzałem zmroziło mi krew w żyłach.

Dookoła mnie wszędzie leżały jakieś odłamki tej cholernej maszyny, a raczej tego co z niej zostało. Siedzenia były nierównomiernie rozrzucone po całym kadłubie, a ciała znajdowały się we wszystkich randomowych miejscach. Kawałki kończyn zwisały z siedzeń, w tym momencie zacząłem się dusić, jakby ktoś odebrał mi dostęp do tlenu. Momentalnie upadłem na kolana czując, że robi mi się niedobrze. Ledwo się powstrzymałem od zwymiotowania. Zajęło mi chwilę nim ponownie wstałem i wyszedłem z wraku, który jak się okazało na zewnątrz był przepołowiony.

- Harry! - zacząłem krzyczeć, wpadając w rozpacz. Nie widziałem nikogo żywego na horyzoncie, jedynie jakieś cholerne góry i pagórki, byłem dość letnio ubrany, a chłodny wiatr muskał moje ciało, powodując delikatne dreszcze. - Kochanie...! - zacząłem coraz głośniej, kierując się do drugiej części samolotu.

- O boże! Żyjesz, myślałem, że umrę tu sam... Louis?! - spojrzał na mnie niebieskooki, podchodząc coraz bliżej, ledwo idąc na uszkodzonej nodze.

- Niall?! Błagam, pomóż mi... gdzieś tu musi być Harry! - zacząłem płakać, zaściskając coraz mocniej krwawiąca rękę.

Przeszliśmy do kolejnej części kadłuba, nie znajdując żadnej żywej osoby. Coraz bardziej się rozpadłem, nie mogliśmy zlokalizować mojego męża. On nie mógł umrzeć, nawet nie dopuszczałem do siebie takiej myśli. Po dobrej godzinie wędrówki dookoła maszyny i po przeszukaniu dwóch części samolotu, nadal go nie znaleźliśmy. Wyszedłem z kadłuba, zrozpaczony do granic, całe ciało zaczęło mi drżeć, a przed oczami miałem tylko widok jego twarzy. Gdy nagle w blasku słońca coś się zaczęło odbijać, migając mi prosto w oczy.

Obrączka...

Zacząłem biec przed się przed siebie, czując jak moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Były jak z waty, w przeciągu chwili upadłem na kolana tuż przy ciele. Krótkie, kręcone włosy były całe pokryte krwią. Ciało leżało na brzuchu, a kończyny były rozłożone na wszelakie strony. Zamarłem, najdelikatniej jak mogłem przekręciłem jego twarz i ujrzałem poranioną do granic możliwości skórę, pokrytą w całości krwią. Natychmiast wziąłem jego ciało w swoje ramiona, mocno do siebie przyciskając.

- Niall, on nie oddycha! Harry nie oddycha... nie może mnie tak zostawić...- zacząłem krzyczeć w kierunku kulejącego chłopaka. - Harry słyszysz mnie, nie możesz mnie tak zostawić. Nie zostawiaj mnie, błagam! - trzymałem w swoich ramionach martwe ciało, będąc nadal w szoku.

Szybko położyłem ciało na nierównej powierzchni pagórka, wpuszczając powolne trzy oddechy do poranionych ust. Zacząłem resuscytację, próbowałem tak długo, ale wciąż nie ujrzałem ani jednego drgnięcia klatki, lecz to nie powstrzymało mnie przed kontynuowaniem. Nie patrząc na czas, nawet nie zauważyłem kiedy zaczęło się ściemniać. - Kochanie... błagam! - zacząłem krzyczeć w niebogłosy, po czym zachłysnąłem się łzami. Niall zaczął mnie odciągać, gdyż tylko on racjonalnie myślał. Było już po wszystkim, ale do mnie to nie docierało.

Blondyn chciał mnie niejednokrotnie zmienić, ale nie dałem mu nawet go dotknąć. Patrzył na ten cały obrazek przed sobą, również płacząc. Krzyczeliśmy w niebogłosy z nadzieją, że ktoś nas usłyszy, lecz tak się nie stało.

- Louis... on... nie pomożesz mu... - zaczął ponownie chwytając mnie za bark i odciągając od ciała, pewnie po raz setny.

- Zostaw mnie! On musi żyć rozumiesz?! - odepchnąłem go na tyle, ile jeszcze miałem siły. - Harry błagam... Nie zostawiaj mnie... kocham Cię. - zacząłem znowu gwałtownie płakać, próbując nie dławić się własnymi łzami. Chwyciłem jeszcze raz bezwładne ciało mężczyzny, w swoje objęcia, gdy nagle poczułem jak mroczki pojawiają mi się przed oczami. W niecałe pół minuty znów nastała ciemność.

Forbidden love || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz