Rozdział 12 - Różnica

153 24 15
                                    

Równoległa rzeczywistość, miłość, która była tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Serce, które ciągnęło do niego, lecz nie mogło być na tyle blisko jakbym chciał. Wszystko się zmieniło, wylądowałem w innym świecie, innej grze, w której byłem jedynie pionkiem, postawionym przed kolejnym zadaniem. 

Nikt nie wiedział, że będę cierpiał. Nikt nie wiedział, że spełniłem swoje marzenie, jednoczenie zakopując szansę na spełnienie go. Zatoczyłem koło, a życie zrobiło ze mnie niewolnika własnych uczuć. Nie wiedziałem, co mam dalej robić, gdzie mam iść, jak mam żyć. 

Po przesłuchaniu, nieco zmieszany wyszedłem ze studia. Wsiadłem w najbliższy tramwaj, prowadzący do naszego, wtedy już mojego dawnego mieszkania w Doncaster. Wsiadłem do komunikacji i znajdując miejsce tuż przy szybie, oparłem o nią głowę, wpadając w kolejny wir myśli. W ostatniej chwili wysiadłem na właściwym przystanku, kierując się do dobrze mi znanego bloku. 

Stanąłem przed piętnastopietrową bryłą, wciągając cicho powietrze, zaraz wypuszczając. Niepewnym krokiem podszedłem, wpisując mi zbyt dobrze znane cyfry, po czym automatycznie rozległ się dźwięk odblokowujący drzwi wyjściowe. 

Pchnąłem je do środka i wszedłem od razu kierując się do windy. Wcisnąłem dwunaste piętro i czekałem. Po dłuższej chwili, znalazłem się na właściwym piętrze, podciągnąłem torbę na ramieniu, w której miałem… właściwie to nawet nie wiedziałem, co ja tam miałem. Szybszym krokiem podszedłem do drzwi, a wspomnienia wróciły. 


- Nie otwieraj oczu skarbie. - szepnąłem mu na ucho, zasłaniając jego szmaragdy cienkim materiałem, delikatnie zawiązując ją na jego głowie. Złapałem go za dłoń, ostrożnie stawialiśmy każdy krok, ale widziałem to budujące się uczucie radości na jego twarzy. Uśmiech poszerzał się z każdym kolejnym krokiem, aż stanęliśmy przed drzwiami z numerem 128

- Już mogę Lou? Gdzie mnie prowadzisz? - zachichotał, próbując zlokalizować moją dłoń, gdy tylko ją puściłem, wyjąłem w tym
czasie z kieszeni klucze do mieszkania. 

Postanowiłem zrobić mu niespodziankę. Wynająłem nam mieszkanie, obaj chcieliśmy prywatności i spokoju. Po dwóch latach związku, wieczne podróże z jednego końca miasta na drugie, zaczęło robić się coraz trudniejsze. Często pomieszkiwaliśmy u siebie, ale to nie to samo, co własny kąt. Rozważaliśmy tą decyzję już jakiś czas temu, ale nigdy nie było okazji na realizację. Dlatego też parę miesięcy temu zacząłem czegoś szukać, z dnia na dzień rozglądając się za czymś, co nam obojgu mogłoby przypaść do gustu. 

Po wybraniu określonych miejsc, zacząłem jeździć i oglądać. Po paru rozczarowaniach, udało mi się wybrać coś, co byłem prawie, że pewny, że przypadnie do gustu również i Harremu. Gdy tylko podpisałem dokumenty, zacząłem nie spostrzeżenie ściągać tam nasze rzeczy. Przeważnie małe pamiątki z wakacji i zdjęcia. 

- Wejdź Harry. - powiedziałem ściągając mu opaskę z oczu i delikatnie popchnąłem go do przodu, zamykając za nami drzwi. 

- Gdzie jesteśmy? - zapytał zdezorientowany, spoglądając na pomieszczenie, od razu rzucił mu się w oczy kominek. Podszedł do niego i zauważył w drewnianej ramce nasze zdjęcie z wakacji. Chwycił je w dłonie, gładząc opuszkiem palca po szkle, po czym szybko je odstawił, odwracając się w moją stronę z pytającym wyrazem twarzy.

- Witaj w domu Hazz. - szepnąłem cicho, odgarniając małego loka z jego policzka, zakładając go za ucho chłopaka. Momentalnie złapał mnie w pasie, przyciągając do siebie. 

- Czy Ty wynająłeś nam mieszkanie? Lou naprawdę? - zaczął wręcz piszczącym z radości głosem, kiwnąłem głową, na potwierdzenie jego słów. Nie minęła sekunda jak jego miękkie usta wylądowały na moich, delikatnie się ze sobą stykając w miękkim jak piórko pocałunku. - Jesteś szalony… - zaśmiał się w moją szyję, wtulając się jeszcze mocniej w mój tors, jego perfumy koiły wszystkie moje zmysły, a dotyk wprowadzał w stan ponad ziemią. 

- Kocham Cię Harry. - szepnąłem cicho, odklejając się od niego, złapałem jego twarz w obie dłonie. Wyrażała tyle emocji... radość, miłość i zaskoczenie. Zauważyłem także małe, szklane kropelki zbierające się w jego kącikach oczu. Przetarłem dłonią małą łezkę, która momentalnie popłynęła stróżką po jego jasnym policzku, przykładając dokładnie w to miejsce swoje usta, zostawiłem tam mały pocałunek. 

- Kocham Cię, najmocniej na świecie. Nigdy nie pozwolę, żeby cokolwiek nas rozdzieliło. - uśmiechnął się wzruszony, przykładając usta do mojego czoła, uwielbiałem kiedy to robił. 


- Ja pozwoliłem… przepraszam… - szepnąłem sam do siebie, rozsunąłem torbę zaglądając do środka w celu znalezienia kluczy, po chwili ujrzałem zieloną smycz przyczepioną do wnętrza torby na szlufkę, włożyłem go w zamek i przekręciłem. 

Znalazłem się w pomieszczeniu, a mój wzrok momentalnie odnalazł kominek. Podszedłem do niego, ale nie było tam żadnego zdjęcia. Ślad po nim zaginął, jakby ktoś zakopał nasze uczucia i daj je do strawienia ogniu. Jakby w ogóle nie istniały, co gorsza uświadomiłem sobie, że w tym świecie tak właśnie było, to w ogóle się nie wydarzyło, a w tych okolicznościach nawet nie miało prawa. 

- To ja jestem słaby Harry, przepraszam… tak bardzo Cię kocham. - szepnąłem cicho, po czym cisnąłem torbą w kąt salonu i upadłem na kolana, zasłaniając twarz dłońmi, zacząłem płakać. 

Do dwóch godzinach ciągłego szlochu, odrętwiały wstałem z kolan, sięgnąłem po trzy drewienka umieszczone niedaleko kominka i wrzuciłem je do niego podpalając. Kolejno wstałem i zakręciłem grzejniki, by się nie ugotować i nastawiłem wodę na coś ciepłego. 

Gdy miałem już w dłoniach gorącą kawę, chwyciłem po koc leżący na kanapie i rozłożyłem go przy kominku rozsiadając się wygodnie. Wyjąłem laptop z torby i wszedłem na stronę x factora. Natychmiast zajrzałem do zakładki jurorzy, szybko odnajdując tam swoje nazwisko. 

LOUIS TOMLINSON, 25 LAT 

Dziesięć lat… cholerne dziesięć lat różnicy. 

Forbidden love || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz