Rozdział 13 - Jestem gotowy?

137 21 18
                                    

Kolejnego dnia, obudziłem się z okropnym bólem głowy. W środku nocy przebudził mnie straszny szum, który nie chciał ustać przez dobre dwie godziny. Kręciłem się po łóżku i łykałem co chwila tabletki, które na nic się zdały. Wstałem lekko przyćmiony i udałem się chwiejnym krokiem do kuchni, w celu zrobienia sobie kawy. 

Otworzyłem szafkę lokalizując dwa kubki i chwyciłem kawę. Wsypałem po dwie płaskie łyżeczki kawy i dwie łyżeczki cukru. Złapałem czajnik elektryczny, zapełniając go na full wodą i kliknąłem przycisk. Po paru minutach woda była gotowa, wlałem ją do kubków pokrywając je do trzech czwartych wysokości. Chwyciłem po mleko z lodówki, wypełniając puste miejsce w naczyniach. 

Złapałem pewnie dwa kubki w dłonie i postawiłem na naszym stoliku w salonie, tuż przed kominkiem. Niewiele myśląc chwyciłem w swoje dłonie, za dużą bluzę z wieszaka i naciągnąłem ją na swój goły tors, zostając w dalszym ciągu w bokserkach. Podchodząc do kominka, złapałem dwa małe drewienka, podpalając je zapalniczką umieszczona tuż obok drewna. Ciepło uderzyło we mnie, a przyjemna fala rozlała się po całym moim ciele. 

Całkowicie zapomniałem, że zakręciłem dnia poprzedniego grzejniki, więc niewiele myśląc podniosłem się do pionu i zacząłem je wszystkie delikatnie odkręcać. Nie było jakoś wcale zimno w mieszkaniu, ale jednak była jesień i co nieco pizgało na zewnątrz. Spojrzałem na zegarek. 

22 wrzesień 2016, 8.20,
8'C Doncaster, 
częściowe zachmurzenie 

Gdy wszystkie grzejniki działały już prawidłowo, rozsiadłem się na sofie, chwytając w dłonie kawę. Spojrzałem na drugi kubek i łzy momentalnie zaczęły napływać do moich oczu. Gdy niewiele widziałem przez potok, podniosłem bez celu drugi kubek, odkładając ten swój i mnie zmroziło. Jeszcze raz spojrzałem na niego, a dla pewności przetarłem oczy rękawem. Gdy je ponownie otworzyłem, byłem już pewny. To był kubek Harrego, mojego męża. Nie mogłem się pomylić. 

Nie widziałem jak to było możliwe i o co chodzi. W tym świecie ta historia wcale się nie wydarzyła, więc skąd jego kubek w naszym mieszkaniu, ale bez niego w tle. Coś zostało zaburzone ewidentnie. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, wypiłem do końca swoją kawę, a tą z drugiego kubka wylałem do zlewu, zostawiając już w nim dwa puste naczynia. Udałem się szybszym krokiem do łazienki. Stanąłem przed lustrem, wpatrując się w swoją zmarnowaną twarz. 

- Dwadzieścia pięć lat… kontra piętnaście. To nielegalne… Louis wdepnąłeś w konkretne gówno chłopie… - zdjąłem z siebie ciepłą bluzę i zacząłem składać ją w kostkę w celu odłożenia na szafkę, ale moje ciśnienie ponownie skoczyło, a ja odskoczyłem jak poparzony, rzucając odruchowo bluzą przed siebie. - No nie wierzę, bluza Hazzy! - krzyknąłem jak otępiały, chwytając ponownie ją w dłonie, zanurzyłem głowę w materiale, przyciskając ściśle do swojego ciała, miała nawet zapach jego perfum. To było niemożliwe, co się działo, to nie miało prawa tak działać. 

Odłożyłem ostrożnie kolejną rzecz Harrego, wchodząc pod prysznic. Zostałem tam na conajmniej godzinę, rozkoszując się przyjemnym uczuciem ciepła, ściągającym wszystkie bóle z mojego ciała. Głową przestawała pulsować, zastępując tym dziwne uczucie niczego, pustki, zdezorientowania, poprzez brak możliwości czegokolwiek. 

Po prysznicu ubrałem się ponownie w tą bluzę, dobierając tylko resztę rzeczy. Z tego co sobie przypomniałem to, mój grafik zawsze znajdował się w moim notatniku. Szybko go wyjąłem, próbując dotrzeć do informacji na tamten dzień. Miałem zaplanowane na godzinę trzynastą kolejne przesłuchania, które miały trwać do dwudziestej trzeciej. 

Zostało mi w zapasie jeszcze trochę czasu, więc postanowiłem ogarnąć jakąś koszule, zastanawiając się, co ja mam właściwie w szafie. Wybór padł na koszule w brązowo beżowych odcieniach, w biało czarną kratę. Do tego czarne rurki, dwa psiknięcia ulubionych perfum i byłem gotowy. 

Ale czy naprawdę byłem

Dotarłem do studia jakiś czas później, zamawiając taksówkę pod sam blok. Nie miałem zupełnie ochoty na podróże komunikacją. Otworzyłem drzwi, a ogrom znanego mi budynku znów mnie przytłoczył. Nie zdążyłem przejść nawet dziesięciu kroków, gdy natknąłem się na Simona. 

- I jak się dziś czujesz, co? - spytał patrząc mi prosto w oczy, nie przepadałem za tą sztuczną troską z jego strony, choćby nie wiem jak bardzo się starał, nie przepadałem za nim. 

- Dobrze. - spojrzałem na zegarek, który pokazywał godzinę 12.55, więc nieco go pospieszyłem, chcąc uniknąć jakiegokolwiek biadolenia o mało istotnych rzeczach, po drodze spotkaliśmy Ayde, Robbiego i udaliśmy się prosto do studia. 

Usiedliśmy ponownie przed wielką sceną. Kolejne występy nie różniły się wcale od poprzednich, szczególnie, że doskonale je pamiętałem i już nie robiły na mnie takiego wrażenia, jak kiedyś. Byłem nieco znużony, ale ku mojemu wybawieniu nadeszła wreszcie przerwa na kawę. Wyszedłem ze studia, udając się do naszych prywatnych pokojów, mając nadzieję, że tam już będzie czekać na mnie napój bogów i się nie myliłem. Podszedłem do stolika i chwyciłem w dłonie papierowy kubek, równie szybko dostrzegając list w niebieskiej kopercie, leżący na rogu. 

Otworzyłem go ostrożnie i wyciągnąłem karteczkę zagiętą na pół. Przeczytałem słowa w niej zawarte, po czym uśmiechnąłem się pod nosem. 

PRZECHODZI, WIDZIELIŚMY WIDEO, JEST WŁAŚCIWE 3X TAK, A JAK MNIEMAM TWÓJ GŁOS TO FORMALNOŚĆ. 

AYDA 

Forbidden love || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz