Rozdział 4 - Stracona szansa

255 27 46
                                    

Szum dudniący mi w uszach, był nie do zniesienia. W tle rozbrzmiewały pikające impulsy, a dźwięk głosu zaczynał wybudzać mnie ze snu. Tak bardzo ucieszyłem się, że się przebudzam. To był istny koszmar. Powoli przeciągnąłem się na łóżku, jednak strasznie silny ból przebiegł przez mój kręgosłup, aż do stóp. Wzdrygnąłem się, nie rozumiejąc w jakiej pozycji spałem, że aż tak skatowałem swój kręgosłup. Przeciągle zacząłem otwierać oczy, wciąż słysząc swoje imię. 

- Louis… skarbie… obudź się. - głos zaczął coraz wyraźniej docierać do moich uszu.

- Harry… Nie uwierzysz, miałem istny koszmar. Śniło mi się, że był wypadek i, że… - zacząłem, ale nie dokończyłem, gdyż zobaczyłem przed sobą mamę, gwałtownie zniżyłem głowę spoglądając na swoje ciało. Moja ręka była zagipsowana, a po boku stał metalowy pałąk, na którym wisiała kroplówka. Spostrzegłem również Nialla, chłopaka z castingu, z którym byłem rok w zespole, potem kontakt nam urwał, aż do tamtego dnia.

- Louis skarbie, jak się czujesz? - zapytała mama, patrząc na moją przerażoną twarz, przejechała dłonią po moim obolały policzku, a ja wygiąłem usta z bólu. - Przepraszam… mam nadzieję, że leki przeciwbólowe chociaż trochę działają. Myślałam, że Cię straciłam… - powiedziała, po czym w jednej chwili się rozpłakała. Chwyciła delikatnie za moją dłoń, po czym ostrożnie się nachyliła nade mną i mnie przytuliła, a ja jedyne co potrafiłem wykrztusić z siebie to dwa słowa. 

- Gdzie Harry? - czułem jak łzy automatycznie cisną mi się do oczu, gdy nie otrzymałem odpowiedzi, a jedynie spuszczenie głowy blondyna, nie chciałem rozumieć i wpadłem w szał. - Gdzie jest Harry?! Niall, powiedz mi gdzie on jest?! - zacząłem wybuchając płaczem, momentalnie poderwałem się do góry, czując jak moje ciało rozrywa silny ból, ale nie zwracałem uwagi na to. W szale wyrwałem sobie wenflon, powodując tym, szybki wyciek krwi. Ignorując mroczki przed oczami, wstałem odpychając matkę, przepychając blondyna na bok, który prawie upadł przez zagipsowana nogę, ale miałem to gdzieś. Chciałem tylko znaleźć Harrego, swojego męża. 

Wyszedłem z sali pospiesznie, ignorując krzyki Jay i kuśtykającego za mną chłopaka. Szedłem dość pewnie jak na stan, w którym byłem. Wstąpiło we mnie tyle adrenaliny i przerażenia, że nie kontrolowałam, tego co robię. Szybko zlokalizowałem kolejne pomieszczenie, w którym mógł być chłopak i pospiesznie otworzyłem drzwi. Stanąłem jak wryty, gdy w sali zastałem jakaś małą dziewczynkę i jej matkę, patrzącą się na mnie jak na jakiegoś psychola. Powoli skanowała moją sylwetkę, ale gdy jej wzrok zjechał na podłogę krzyknęła przeraźliwie. 

Kropelki krwi spływały po mojej dłoni dość obficie, brudząc przy tym śnieżnobiałe płytki. Gdy spojrzałem za siebie ujrzałem strużkę małych i większych kropel, bardzo odznaczających się na podłodze, które tworzyły drogę za mną. Szybko zamknąłem drzwi i w szale pobiegłem przed siebie, chcąc znaleźć Harrego za wszelką cenę. 

Słyszałem za sobą krzycząca mamę i Nialla, którego to wcale nie dotyczyło, a jednak się wtrącał, co dodatkowo mnie denerwowało. Otworzyłem jeszcze parę kolejnych drzwi, w których go nie było, a wzrok ludzi tam siedzących był taki sam. Zdziwienie, strach i przerażenie, gdy zauważali krwawiącą rękę. 

To była tylko krwawiąca dłoń… 
Ja widziałem znacznie więcej… 
Widziałem ciała ludzi… 
Widziałem te bezwładnie wiszące głowy… 
Stracili szansę na życie… 
Straciliśmy ją my… 

Po otworzeniu szóstych drzwi, zatrzymała mnie pewna dłoń, która zaczęła mnie odciągać i jednocześnie zahamowywać wacikiem, wyciekającą krew z rany, którą sobie zrobiłem. Odwróciłem się gwałtownie i ujrzałem blondyna, patrzącego się na mnie z bólem w oczach, a tuż koło niego lekarza, który przystawił mi do szyi jakieś narzędzie. Poczułem ukłucie i w mgnieniu oka osunąłem się na ziemię. W tle rozbrzmiewały krzyki mamy. 

Forbidden love || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz