Rozdział 8 - Nadchodzę

197 27 22
                                    

Godzina 23.28

Ciemność spowiła całe mieszkanie, jedynie blask z okien dochodzący z bloku naprzeciwko, wpadał ukradkiem do pokoju. Wstałem cicho, ledwo stykając swoje gołe stopy z zimną posadzką i podniosłem się do pozycji stojącej. Odsłoniłem zasłony z dużego, balkonowego okna i wyszedłem na zewnątrz, cicho je przymykając.

Spojrzałem przed siebie, lokalizując wszystko co mnie otaczało. Piękny, duży budynek w finezyjne kształty, zieleń pokryta jedynie blaskiem lamp oraz księżyc. Duży i pełny, patrzący się na tak duże miasto jak Nowy Jork z góry. Gwiazdy przyświecały, ale tylko jedna biła większym blaskiem od innych. To musiał być on, patrzył na mnie z góry, czuwał, byłem tego pewny.  

- Nie bój się kochanie… Nie skocze przecież. Niedługo się spotkamy, obiecuję. - szepnąłem sam do siebie, wpatrując się w mały punkcik na niebie.

Mieszkanie blondyna miało idealny widok na High Line. Po śmierci Harrego, znienawidziłem to miejsce tak bardzo, że miałem wiecznie zasłonięte zasłony. To jak bardzo przypominało mi o nim, wywołując jedynie bolesne wspomnienia, było nie do zniesienia. Popatrzyłem jeszcze przez chwilę w ten jeden punkt na nieboskłonie, następnie przeniosłem swój wzrok na miasto. Czułem jakbym żegnał się z tym miejscem, ale właściwie to tak było. 

Gdy nieco chłodniejszy sierpniowy wiatr, otulił moje policzki, odwróciłem się wchodząc z powrotem do pokoju. Cicho na palcach podszedłem do szafy i wyciągnąłem z niej błękitną koszulę w czarne kropki. 

- Harry tak bardzo ją uwielbiał… - szepnąłem cicho, sam do siebie.

Wyjąłem też czarne rurki wraz z bielizną szybko na siebie zaciągając. Podszedłem do szafki ulokowanej przy łóżku i chwyciłem zegarek, który pokazywał 23.48, zakładając go następnie na swój nadgarstek. Byłem ubrany i gotowy do drogi, no powiedzmy, prawie gotowy. Nie miałem jeszcze jednego najważniejszego elementu, a mianowicie karty Nialla. Jedynie ona mogła pozwolić mi przemknąć tam niezauważonym. Wiele razy blondyn naginał reguły, opowiadając mi o nowych zabezpieczeniach w firmie, wręcz żaląc mi się na noszenie trzech różnych przepustek. 

Musiałem wejść do pokoju chłopaka niezauważony i zabrać je. Nie byłem do końca pewny. Mogłem się spodziewać, że mnie znienawidzi, że może stracić pracę, jeśli się przyzna, że to ktoś z jego otoczenia. Byłem orawie pewny, że siebie znienawidzi, jeśli umrę, ale jedyne co przychodziło mi na myśl, to jedno słowo… 

Przepraszam…

Harry był moim największym szczęściem i naprawdę nie widziałem dalszego sensu ciągnięcia życia bez niego. Owszem, byłem bardzo wdzięczny blondynowi za przygarnięcie mojego tyłka i to w jaki sposób się o mnie zatroszczył, ale pragnąłem miłości. Nikt nie był mi w stanie zastąpić jego uśmiechu, dołeczków, dużych dłoni, śmiechu i przede wszystkim obecności. Nie wiem tylko czy słusznie powiedział mi o tym projekcie, ale naprawdę to, że był w stanie pomyśleć o mnie i poświęcić się temu tyle czasu, było godne najlepszego przyjaciela. Był nim i zawsze będzie. 

Gubiąc się w własnych myślach, podszedłem do drzwi i cicho je przymknąłem. Spojrzałem na hol i ostrożnie udałem się ku kolejnym drzwiom, prowadzącym do pokoju przyjaciela. Były jedynie przymknięte, co ułatwiło mi dostanie się do środka. Ciche oddechy rozbrzmiewały po pomieszczeniu, mieszając się z ciemnościami. 

Sięgnąłem do tylnej kieszeni i chwyciłem w swe dłonie telefon. Zapaliłem latarkę uważając, żeby nie przebudzić chłopaka. Powoli stąpałem przed siebie będąc pewnym, że muszą być w jego pokoju. Struga światła oświetlała mi drogę, a ja zaglądałem do każdej z szuflad ogromnej szafy po kolei. Gdy po przejrzeniu jej całej nie znalazłem nic, bardzo się zirytowałem i wstałem z kucków. Miałem dwa wyjścia, albo była w jego małym biurze, albo w szafce tuż koło głowy. Postanowiłem sprawdzić tą bardziej ryzykowną opcję, żeby w razie co mieć to za sobą. 

- Błagam Ni, nie obudź się… - pomyślałem, nachylając się dosłownie nad jego głową.

Powoli zacząłem otwierać jedną z pierwszych szuflad, dostrzegając jedynie jakieś zapisane kartki. Dobrze widziałem, że jego karty były na trzech różnych smyczach. Jedna była zielona, druga niebieska, a trzecia fioletowo różowa. Pogrzebałem chwilę w tej półce, nie znajdując niczego istotnego. 

Nagle niebieskooki obrócił się na bok, zamarłem. Puls zaczął przyspieszać, a dłonie się pocić, gdy twarz chłopaka była skierowana wprost na mnie. Stanąłem jak wryty, zatrzymując wszystkie ruchy. Gdy chwilę potem usłyszałem ciche chrapnięcie, odetchnąłem z ulgą. 

Otwierając kolejną szufladę, od razu dostrzegłem trzy kolory splecione ze sobą. Chwyciłem je szybko w dłoń i cicho zamykając szafkę wyszedłem z pokoju, niespostrzeżony. 

Zszedłem po szklanych schodach i zaciągając na siebie przy drzwiach, czarną, skórzaną kurtkę wyszedłem. Od razu pobiegłem do samochodu chłopaka, łapiąc wcześniej klucze pozostawione na haczyku przy drzwiach wyjściowych. Odpaliłem go i udałem się do siedziby. 

Nachodzę Harry… 

Forbidden love || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz