Rozdział 5 - Jestem Twój na zawsze

264 28 54
                                    

Tępy ból głowy, zaczął wyrywać mnie ze snu. Otwierając powoli powieki, nie byłem do końca przekonany, gdzie właściwie wylądowałem. Chciałem złapać się za głowę, która dudniła niemiłosiernie, ale coś mi na to nie pozwoliło. Natychmiast otworzyłem szerzej oczy, nie dowierzając. Byłem przykuty do łóżka szpitalnego, dwoma grubymi i skórzanymi pasami. Nie miałem nawet najmniejszego zakresu ruchu. 

- Żartujecie chyba?! Wypuście mnie… Gdzie jest Harry, gdzie jest mój mąż?! Błagam… - zacząłem krzyczeć w niebogłosy, czując jak krople spływają mi momentalnie po policzkach i zamazują widok, gdy nagle zza drzwi usłyszałem słowa i głos mojej matki.

- Czy to naprawdę konieczne? On jest w szoku… On stracił męża… proszę… leki uspokajające wystarczą. Dopilnuje by był spokojny. - cicho szeptała, ale niestety ja to słyszałem, tak bardzo nie chciałem tego usłyszeć.

On stracił męża...  

- Harry nie żyje?! Błagam niech mi ktoś powie, że to nie prawda! Proszę… - zacząłem krzyczeć jeszcze głośniej, zanosząc się coraz głośniejszym szlochem, próbowałem jakoś wydostać się z tych cholernych zacisków, które przy każdym ruchu, zaciskały się coraz bardziej raniąc moje nadgarstki.

Minęła dosłownie chwila, nim do pokoju weszła mama z lekarzem. Podeszli do mnie spokojnie, jakby to było normalne, że każdego zrozpaczonego pacjenta przykuwają do łóżka. Mężczyzna spojrzał się na mnie niepewnie swoimi ciemnymi oczami, które nie wyrażały zupełnie nic, jakby już dawno stracił jakąkolwiek empatię do ludzi i nie miał już uczuć. Mama zbliżyła się do mnie, spoglądając na moje nadgarstki. 

- Louis… Harry nie żyje. Nie dało się go uratować. Tak bardzo mi przykro, kochanie. - zaczęła mówić Jay, ściskając w dłoniach znajomą mi rzecz, grawer błyszczący na niej odbijał blask lamp.

Twój na zawsze… 




- Harry chciałbym, żeby były wyjątkowe… - szepnąłem cicho, łapiąc go za chłodną dłoń, gdy wybieraliśmy obrączki, spoglądając na przeszkloną gablotkę.

- Może chcieliby Panowie coś wygrawerować na nich? - uśmiechnęła się uprzejmie miła, ciemnowłosa dziewczyna, wyciągając na ladę trzy różne wzory, które nas najbardziej zainteresowały.

- Lou to idealny pomysł! - krzyknął nagle kręconowłosy, łapiąc mnie mocniej za dłoń, jego dołeczki były tak bardzo widoczne, a błysk w oczach wyrażał więcej niż słowa.

- Popatrz może te, są grubsze i dobrze wyglądałby na naszych dłoniach. - spojrzałem na jedną z naszych wyborów, podnosząc ją z lady i obracając w dłoniach. - Te obok też są całkiem ładne, tylko trochę cieńsze, ale mają fajną, cienką obwódkę wokół. Ta trzecia jest bardzo cieniutka, ale ma swój urok. - uśmiechnąłem się mimowolnie, nie mogąc się zdecydować na jedną z trzech, wiedząc, że niedługo to się stanie, że będzie mój na zawsze.  
- Podobają mi się te pierwsze, są grubsze, więc chyba łatwiej będzie coś w nich wygrawerować. - stwierdził szybko chłopak, odbierając ode mnie srebrną obrączkę i również oglądając ją z każdej strony.

- Ma Pan rację, napis będzie ładniej wyglądał. - przytaknęła kobieta, spoglądając z rozczuleniem na nas.

Po wyborze jednej z trzech opcji, podjechaliśmy jeszcze do Jazz Cafe po świeżą kawę i ruszyliśmy prosto do krawca, na ostatnie poprawki garniturów. Późnym wieczorem dotarliśmy do domu. Mimo zmęczenia, nie mogliśmy odkleić ze swoich twarzy szerokiego uśmiechu. 

Usiadłem mu na kolana spoglądając w te piękne, zielone tęczówki, które kochałem nad życie. Nachyliłem się nad nim i złapałem go za kark, przyciągając szybko do niewinnego pocałunku, który z każdą sekundą się pogłębiał. Zostawiał smak swoich ust na moich, dając mi całego siebie. Złapałem jego dużą dłoń, którą umieścił na moich plecach i podrywając się z jego kolan, pociągnąłem go do sypialni. 

Gwiazdy migotały w rytm naszych serc. Księżyc wpuszczał niewielką łunę światła do naszej sypialni, a mała łapka paliła się oświetlając jedynie nasze nagie ciała i twarze. Jego oddech owiewał delikatnie moje ciało. Dłonie błądziły po moim ciele, zatrzymując się mocniej na moich biodrach, przy każdym pchnięciu doprowadzając nas obu na skraj. Pocałunkami nadawał własne ścieżki na moim rozgrzanym ciele, zostawiając małe, czerwone ślady. A kiedy przyszła fala rozkoszy, obaj zatraceni w uczuciu, dążyliśmy do spełnienia. 

Bo kto może rozłączyć dwa ciała, dwie dusze pragnące miłości? 

- Kocham Cię… - wyszeptałem do jego ucha, otulając go szczelnie ramionami, gdy nasze przyspieszone oddechy się uspokajały.

- Jestem Twój na zawsze Louis... - szepnął równie cicho, odwracając się i delikatnie musnął moje usta.

Był moim wszystkim… 

Forbidden love || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz