Rozdział 9 - Maszyna

168 23 24
                                    

Stanąłem nieopodal ogromnego budynku, pnącym się dobre trzydzieści pięter w górę. Ujrzałem dwóch ochroniarzy stojących na nocnej warcie, tuż przy drzwiach wejściowych. 

- Cudownie, ale czego Ty się chłopie spodziewałeś. - pomyślałem, waląc się z otwartej dłoni w czoło, wyszedłem z samochodu zauważając, że tuż budynkiem rozpościerała się spora ilość drzew, które ściśle do siebie przylegały, to mogła być moja szansa.

Szedłem chodnikiem przed siebie, a kiedy koniec boku ściany zacierał się coraz bardziej z zielenią, przeszedłem na drugą stronę, skręcając prosto w krzaki. Przedarłem się przez małe krzewy, które zahaczały swoimi gałęziami o moje biodra, delikatnie mnie przy tym rysując. Nie zwracałem na to za specjalnie uwagi, posuwając się coraz szybciej do przodu.  

- Tu musi być gdzieś wyjście awaryjne, albo jakiekolwiek boczne. - szepnąłem sam do siebie, a po chwili moim oczom ukazały się drzwi.

Podszedłem do nich ostrożnie, rozglądając się to za siebie, to na boki. Było czysto, więc je pociągnąłem, ale ani drgnęły. Rozejrzałem się ponownie i zauważyłem mały metalowy czytnik, tuż po prawej stronie drzwi. 

- Idealnie… - powiedziałem, po czym wyjąłem jedną z trzech kart blondyna, każda była innej wielkości, co nieco ułatwiło mi to sprawę, dopasowując właściwy rozmiar, przyłożyłem do czytnika i momentalnie zapaliła się zielona lampka.

Pociągnąłem drzwi mocniej i wszedłem do środka. Schowałem w drugą kieszeń spodni kartę, oddzielając ją od pozostałych. W laboratorium paliły się jedynie światła awaryjne, ledwo oświetlając drogę przede mną. Naciągnąłem kaptur na głowę i szedłem dalej, ku bliżej nie określonemu kierunkowi. 

- Jestem taki głupi, przecież ja nawet nie znajdę tej maszyny, a nawet jeśli to musi być pilnie strzeżona. - pomyślałem, chcąc już się wycofać, gdy nagle zapaliła się kolejna mała lampka, najwidoczniej aktywna na ruch, podświetlając mapę całego budynku. - Jeżeli to nie jest znak, to ja nie wiem co to jest Harry… - spojrzałem na mapę, próbując zorientować się gdzie jestem.

Gdy ustaliłem punkt w jakim się znajduję, rozejrzałem się po oznaczonych pomieszczeniach, zrobiłem w międzyczasie szybkie zdjęcie, które mogło mi się potem przydać. Jedno pomieszczenie szczególnie zwróciło moją uwagę. Było zaznaczone jedynie cyfrą 2028, nie było podpisane, jak inne nazwą. Jeżeli chcieli kogokolwiek zmylić, to zdecydowanie im to nie wyszło. Ostrożnie kontynuowałem włam, starając bardzo nie patrzeć się do góry, aby nie pokazywać swojej twarzy kamerą, co było bezsensowne. Byłem pewny, że tuż o poranku Niall się domyśli.

Przemierzając kolejne pół mroczne alejki, spojrzałem na zdjęcie w telefonie. Musiałem udać się na dwudzieste piętro, więc zacząłem sprawdzać szybko gdzie jest najbliższa winda. Dziwiłem się, że nie spotkałem nikogo z ochrony po drodze, ale jednocześnie cieszyłem ogromnie, gdyż nie wiem co bym zrobił. 

Kontynuując skradanie się, zauważyłem tuż nad głową znak wskazujący kierunek windy, chwilę potem byłem już przy niej, wciskając numer dwadzieścia. Drzwi windy powoli się zamknęły, a ja czekałem na to cholerne piętro. Dotarłem tam bez większych problemów, lecz one dopiero miały się zacząć. Wyjrzałem niepewnie za ruchome drzwi, nie dostrzegając zupełnie nikogo, więc wyszedłem. 

Niestety nie zrobiłem więcej niż dziesięć kroków za rogiem, gdy moim oczom ukazał się ochroniarz, słaniający się właściwie na nogach. Był oparty o ścianę i tylko głupek nie zauważyłby, jak bardzo jest zmęczony. Szybko schowałem się za filar, próbując coś wymyślić.

Wyjrzałem jeszcze raz, spoglądając kątem oka na masywną osobę. Był wysoki, zdecydowanie wyższy niż ja, postawnej budowy, więc na walkę nie było szans. Zresztą wywołałaby zbyt duże zamieszanie, postanowiłem odwrócić jego uwagę. W kieszeni zawsze nosiłem mały scyzoryk, więc po prostu rzuciłem nim w przeciwnym kierunku, do tego w którym stałem. 

Huk od razu odżywił ochroniarza, który zaczął nerwowo rozglądać się wokół siebie i powoli podchodzić do końca alejki. Czym bardziej odsuwał się od drzwi, tym bardziej dostrzegałem kolejne zabezpieczenie w postaci karty magnetycznej. Nie mogłem zbyt dobrze ocenić wielkości, ale miałem do wyboru dwie. Jedna była średniej wielkości z niebieską smyczą, a druga mniejsza z zieloną. Musiałem strzelać, nie miałem za wiele czasu. Schowałem kartę niebieską, pewnie trzymając w prawej dłoni, drugą kartę gotową do przyłożenia.

- Jest tam kto? - zapytał zaspanymi głosem mężczyzna, rozglądając się dookoła, kucnął podnosząc z ziemi scyzoryk, a ja otrzymałem swoją szansę.

- Go Tommo! Teraz albo nigdy! - pomyślałem i ile sił w nogach wybiegłem za filara, prosto ku drzwiom, szybko przycisnąłem kartę, która okazała się idealna rozmiarem i drzwi natychmiast się otworzyły, a ja wtargnąłem do środka. 

- Eeej! Stój! Wzywam wsparcie, kod czerwony, mamy intruza na dwudziestym piętrze. Dostał się do 2028! Powtarzam, dostał się do 2028! - krzyknął mężczyzna, zderzając się twarzą z drzwiami, tuż po ich zamknięciu.

Rozejrzałem się dookoła, a jasne światła zapaliły się w całym pomieszczeniu. Miałem niewiele czasu, musiałem działać szybko i pewnie. Nogi się pode mną ugięły, gdy dostrzegłem wielką konstrukcję przed sobą. Blondyn nie kłamał i naprawdę to zrobili, stworzyli maszynę tak ogromną i tak niebezpieczną zarazem. Podszedłem do pulpitu z milionem przycisków i zamarłem. 

- Kurwa nie, nie, nie… Jestem już tak blisko, Harry błagam, pomóż… - zacząłem szeptać sam do siebie jak popieprzony, serce podchodziło mi do gardła.

Odwróciłem się gwałtownie, obierając ponownie kierunek maszyny. Ogrom urządzenia mnie przerażał, przez co nie mogłem skupić myśli.

- Skup się Louis! - krzyknąłem, obszedłem maszynę dookoła szukając czegokolwiek. Po chwili zlokalizowałem bijący jasnym, zielonym światłem przycisk, tuż przy klawiaturze numerycznej. - Numery? O co z tym chodzi… oh… - nagle jakby mnie olśniło i niewiele myśląc wpisałem datę.

12.07.2021

To była data naszego wylotu samolotem w tą nieszczęsną podróż do Rzymu, do którego nigdy nie dotarliśmy. Ku mojemu nieszczęściu nagle w pomieszczeniu włączyła się czerwona lampka, wszystkie światła zgasły, lecz nie światło tego urządzenia. Syrena zaczęła głośno wyć, przerywając mój tok skupienia. Szybko do niej wszedłem, wciskając kolejny zielony przycisk w jej wnętrzu, drzwi zaczęły się zamykać. W tym momencie wpadli do pomieszczenia ochroniarze, lecz było już za późno, drzwi się zdążyły zamknąć. Nie było już odwrotu. 

- Za chwilę się spotkamy kochanie… - powiedziałem cicho, ściągnąłem z szyi naszyjnik z obrączką i pocałowałem go, wszystko zaczęło wirować.

Forbidden love || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz