Rozdział 16 - Wyglądasz jak chomik

144 19 181
                                    

- Harry zaczekaj! - zacząłem krzyczeć w stronę chłopaka, który biegł coraz szybciej w kierunku drzwi.

- Zostaw mnie proszę... przynoszę tylko problemy. To wszystko moja wina. - powiedział nagle, gwałtownie się zatrzymując, przez co wbiegłem w niego i przycisnąłem go do jednej ze ścian budynku, momentalnie odskoczyłem, patrząc na niego przepraszająco. Kucnąłem naprzeciw, łapiąc go za jedną z dłoni. Jego loki opadły nierównomiernie na twarz, a odruch bezwarunkowy był ledwo przeze mnie powstrzymywany.

- Posłuchaj, to nie tak jak myślisz. Chcę Ci pomóc, masz cholerny talent Harry i nie pozwolę go zaprzepaścić, rozumiesz? - powiedziałem szybko, będąc pewny swoich słów.

Nie chcę Cię stracić... nie po raz drugi...

- Wyrzucą Cię przeze mnie, a tego nie chce. Nawet kosztem swojej ślepej kariery. - zaczął ze smutkiem w oczach, mógłbym przysiąc, że widziałem w nich małe kryształki, które zbierały się w kącikach.

- Chodź... Nie mów tak, bo to nieprawda. - pociągnąłem go za rękaw, wyjmując z torby pomiętą kurtkę skórzaną, zakładając ją na siebie. Ciepły szal, który wyjąłem natychmiast wylądował na mojej szyi. Odruch jednak wygrał i naciągnąłem jego pomarańczową czapkę na uszy, chwyciłem go za ciepłą dłoń, kierując się w stronę taksówki, na zewnątrz budynku.

Minęło niecałe dwadzieścia minut, nim wysiedliśmy przed blokiem. Podróż odbyła się w całkowitej ciszy, ale mi to nie przeszkadzało. Ważne, że był tuż obok. Tuż przed drzwiami, standardowo zacząłem nerwowo szukać kluczy w ogromnej torbie, przy czym nerwowo fukałem, ale zdawało się to bawić towarzysza obok. Zaczął kręcić głową i cicho chichotać pod nosem.

Weszliśmy do środka, zostawiłem swoją torbę w holu na małej szafce na buty, jednocześnie odbierając brązową skórę od chłopaka, wieszając ją w przeszklonej szafie. Deszcz zaczął padać tak nagle, uderzając cicho w szyby naszego mieszkania. Harry usiadł na sofie, wyciągając tekst piosenki z plecaka. Właściwie znał go na pamięć od przeszło trzech tygodni, przez nasze zajęcia, ale zawsze go przynosił i tym razem nie było inaczej.

- Bardzo lubię kominki. - powiedział cicho, zostawiając kartkę na sofie i podszedł do niego, jak za każdym razem, gdy u mnie był, jakby to było jego mantrą, która uwielbiał powtarzać.

- Zakręcę trochę grzejniki i możemy rozpalić w nim razem, jak chcesz. - uśmiechnąłem się, podchodząc do chłopaka, gdy tylko umieściłem nasze rzeczy na swoim miejscu w szafie. Miał nawet swój wieszak, który był tylko jego od tych tygodni, ale nie zamierzałem mu tego mówić. Nie zamierzałem mu również mówić, że wszystkie herbaty, które wypił w tym jednym kubku, podczas naszych ćwiczeń wokalnych, był właściwie jego kubkiem, ale nie mógł tego pamiętać. Chyba po raz pierwszy, zacząłem się zastanawiać czy on tak dobrze udaje, czy faktycznie nie ma tego impulsu wspomnień jak inni w moim towarzystwie.

- Dobrze, pójdę może w tym czasie zrobić nam herbatę. Mogę? - zapytał cicho, był wciąż taki nieśmiały i uroczy, a dołeczki delikatnie odznaczały się na jego młodzieńczej twarzy.

- Nie musisz nawet pytać, wiesz gdzie jest kuchnia. - powiedziałem, klepiąc chłopaka po plecach.

***

Wszedłem do dobrze znanej mi znanej już od trzech tygodni kuchni. Szybko zlokalizowałem szafkę, w której trzymał masę kubków. Począwszy od świątecznych z reniferami, a skończywszy na zwykłych, codziennych. Musiał bardzo je lubić. Otworzyłem drzwiczki, stając na palcach i wyjąłem z niej dwa kubki, w których zwyczaj miał okazję robić nam herbatę. Nastawiłem wodę, w międzyczasie szukając jakiś herbat w szafce, tuż przy podłodze. Kucnąłem i znalazłem jakieś smakowe, więc chwyciłem dwie torebki, nawet nie patrząc jakie to konkretnie. Potrzebowałem czegoś ciepłego. Chwyciłem za cukierniczkę, wsypując nam po dwie małe łyżeczki cukru i czekałem, aż się woda zagotuje.

W międzyczasie przyszedł do kuchni Louis. Patrzył na mnie z takim dziwnym rozczuleniem, a przecież robiłem tylko herbatę. Czasem zastanawiałem się czemu akurat mi chciał pomóc, co tak właściwie go do tego skłoniło, bo wieczne argumenty, że mam talent wcale do mnie nie trafiały. Mama była taka szczęśliwa, że sam Tomlinson zainteresował się moją osobą i chciał mnie szkolić, właściwie za darmo.

Mama zawsze wciskała mi jakieś jedzenie, żeby odwdzięczyć się chłopakowi. Tym razem dostałem kawałek babki, który miałem nadzieję, że wytrwał w plecaku, bo zupełnie o nim zapomniałem.

- Poczekaj chwile, mam coś dla Ciebie. - uśmiechnąłem się pod nosem i poszedłem szybszym krokiem do salonu, szybko odnajdując plecak. Wyjąłem z niego srebrne zawiniątko, udając się z powrotem do kuchni. Louis zdążył już zalać nasze herbaty wrzątkiem. Podałem mu  go w dłonie, a on spojrzał na mnie z tym swoim błyskiem w oku, który wciąż był dla mnie nie zrozumiały.

- Anne znowu chce nas utuczyć? Co to? - zapytał, odbierając ode mnie ten kawałek, położył go na desce powoli odwijając z folii, odetchnąłem z ulgą, gdy o dziwo kawałek ciasta wyglądał dalej jak ciasto.

- Babka cytrynowa, sama wczoraj robiła i stwierdziła, że będzie idealna do herbaty. - powiedziałem, przemieszczając się kawałek dalej i wyjąłem z szafki dwa małe talerzyki.

- Bardzo smaczne. - powiedział z pełną buzią, wciskając na raz cały urojony kawałek do ust, co mnie niesamowicie rozbawiło.

- Wyglądasz jak chomik. - zaśmiałem się głośno, krojąc kolejny kawałek i odłożyłem go na jego talerz, pokryty już okruszkami.

Zabraliśmy to wraz z herbatami i przenieśliśmy się do salonu. Deszcz coraz głośniej uderzał w szybę, która była ponad nami, w tym samym miejscu co sofa, parę centymetrów w górę. Postawiliśmy wszystko na stolik, tuż koło granatowej sofy i podeszliśmy do kominka, żeby rozpalić. Louis wrzucił cztery duże drewienka, układając pod spodem trochę papieru, a następnie dał mi zapałki, żebym mógł zapalić. Przejąłem zapałki z jego zimnych jak zawsze dłoni i odpaliłem jedną, rzucając ją ostrożnie do kominka.

Płomień powoli stawał się coraz bardziej wyrazisty, połyskując na wszystkie kolory i dając ciepło. Jego dłonie szybko znalazły się przy kominku, trąc jedna o drugą. Odpaliłem kolejną zapałkę, wrzucając ją dla pewności do ognia.

- Zimno Ci, Lou? - zapytałem, patrząc jak delikatnie kołysze się z jednej nogi na drugą.

- Tak trochę, nie przejmuj się, Hazz. - powiedział, a mnie trochę zamurowało, nikt tak do mnie nie zwykł mówić, jedynie przyjaciel Niall.

- Hazz? Nikt tak do mnie nie mówi, oprócz Nialla. - powiedziałem zgodnie z prawdą, po czym odeszliśmy od ognia, siadając ponownie na sofę.

- Nialla? - zapytał, od razu się ożywiając.

- Mojego przyjaciela. Też miał wziąć udział w tym programie, ale zrezygnował, a teraz wyjechał na miesiąc do Mullingar i bardzo za nim tęsknię. Wiesz... on zawsze był przy mnie, a teraz jest jakoś tak dziwnie. Ale jesteś Ty. - uśmiechnąłem się nieśmiałe, nie wiedząc czemu właściwie to powiedziałem.

Forbidden love || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz