Rozdział 7 - Cena przyjaźni

257 31 95
                                    

- O czym ty do cholery do mnie mówisz? - zapytałem oschle, nie wiedząc co ma na celu jego drażnienie się ze mną, odwróciłem się w jego stronę.

- Siadaj… - poklepał dłonią miejsce przy swoim boku na sofie, patrząc na mnie wyczekująco, podszedłem niepewnie stawiają ponownie kawę na stolik i usiadłem we wskazanym miejscu.  

- No słucham? Jeżeli to znowu jakaś metafora mojego życia i chęć zachęcenia mnie do wyższych celów, to nie chce tego słuchać… - mruknąłem. - Niall… zrobiłeś dla mnie tyle, a ja wciąż zachowuje się jak fiut. - szepnąłem nieco ciszej pod koniec, zauważając swoje okropne zachowanie względem człowieka, który dał mi dach nad głową, wziąłem głębszy wdech i zacząłem ponownie mówić. - Przepraszam… miałem okropny dzień. Prawdopodobnie wywalą mnie z tej roboty tak jak mówiłem i … - nie dokończyłem, gdyż blondyn wyjął z kieszeni jakąś pogięta kartkę papieru i wręczył mi ją, wyczekująco patrząc na moją reakcje.

- Spójrz, to ściśle tajne, ale ufam Ci jak bratu i mam nadzieję, że mnie nie wsypiesz Lou. - powiedział spokojnie i z podekscytowaniem w głosie, po czym nachylił się nad stolikiem i zgarnął w dłonie moją kawę, upijając większy łyk.

Powoli zacząłem odginać pogiętą, białą kartkę papieru w swoich dłoniach, rozprostowując każde zagięcie po kolei. Skończyłem z dużym szkicem czegoś przed swoimi oczami, na całej płaszczyźnie kartki A4. Zacząłem kręcić nią to w prawo, to w lewo próbując odgadnąć co to może być. Po paru minutach przyglądania się rysunkowi pod różnymi kątami, z towarzyszącym temu śmiechem Nialla, poddałem się, oddałem mu z powrotem to coś. Spojrzałem na mnie rozbawiony, a ja nie rozumiałem, czemu mi to wręczył. 

- Co to ma być Niall? - zapytałem i odebrałem ponownie swój kubek, który niestety okazał się już pusty, na co fuknąłem odstawiając naczynie.

- Maszyna Lou. Tyle nad tym pracowałem… pięć lat badań, rozumiesz? To nie poszło na marne, jesteśmy właśnie w fazie testów, ale wszystko idzie w dobrym kierunku, no może prawie. - zaczął zadowolony i podekscytowany, wręcz unosząc się na jasnej kanapie.

- Jaka maszyna? Wielki toster? Wiesz, że w kuchni nigdy nie będę wystarczająco dobry, choćbyś wynalazł mi maszynę gotującą, ja i tak to spieprzę. - zaśmiałem się, spoglądając kątem oka na kartkę.

- Głupi jesteś. Mówi Ci coś teoria względności? - zapytał, a ja spojrzałem się na niego tępo, kręcąc głową. - No to słuchaj, uwzględnia ona fakt iż, czas przyspiesza lub zwalnia w zależności od prędkości, z jaką porusza się dany obiekt. - zaczął i pociągnął mnie za rękę, wstając z kanapy.

Wskazał piętro, na którym znajdował się jego małe biuro. W mgnieniu oka zaciągnął mnie do niego i znaleźliśmy się przed wielką białą tablicą. Chwycił marker i zaczął mi przerysować tą maszynę, będąc niesamowicie skupionym. Miałem wrażenie, że zaraz mu zacznie wylatywać para z uszu. Spojrzałem się zdezorientowany na rysunek przed sobą, skupiając uwagę na tajemniczych cyfrach, które nakreślał przy każdym z boków maszyny. 

- Dam Ci przykład Lou. Opierając się na tej teorii, jeśli wybrana osoba znajdowałaby się na statku kosmicznym podróżującym z prędkością zbliżoną do prędkości światła, czas płynąłby dla niej wolniej, niż dla reszty pozostającej na Ziemi. Taki astronauta mógłby krążyć w kosmosie przez mniej niż tydzień, a na Ziemi minęłoby wtedy dziesięć lat, dając astronaucie wrażenie, że podróżował w przyszłość.* - zaczął mówić, ale dla mnie to były zupełnie puste słowa, które nie mówiły mi kompletnie nic.

- Dalej nie rozumiem… - prychnąłem poirytowany, krzyżując ręce na klatce piersiowej, na co odwrócił się do mnie.

- To inaczej. Wyobraź sobie, że jeśli da się zagiąć przestrzeń, to da się też ją zagiąć w pętlę. W teorii Einsteina przestrzeń to także czas. Uważam, że taka pętla mogłaby umożliwić podróż w przeszłość.* - zaczął dalej tym profesjonalnym tonem, którego zupełnie nie rozumiałem, lecz jedno słowo dość wyraźnie zakodowałem w głowie, przeszłość.

- Czy masz na myśli mówiąc, że to mogłoby umożliwić podróż w przeszłość? Maszynę czasu wynalazłeś czy co? - zacząłem niepewnie, drapiąc się po głowie.

- Coś tak jakby Lou. Wydarzenia, które miały miejsce pięć lat temu, są jakby nie patrzeć przeszłością. Ale jakby spróbować przenieść się w czasie i zapobiec tej katastrofie. Gdybyście w ogóle nie wsiedli do tego samolotu… - zaczął drążyć dalej, a ja zrozumiałem, łzy zaczęły zbierać się w moich kącikach oczu.

- ... nie straciłbym Harrego… - szepnąłem przez chrypę, po czym łzy momentalnie popłynęły po moich policzkach. Niall natychmiast zbliżył się do mnie i przytulił mnie, kojąco gładząc po plecach.

- No już Tommo… tylko jest jedno ale… - zaczął ze smutkiem, na co odsunąłem się od niego, przecierając rękawem policzki.

- Jakie? - spytałem cicho, spoglądając na chłopaka.

- To mogłoby zmienić wydarzenia w teraźniejszości. Wiele z tego co jest teraz, mogłoby się nie wydarzyć. A dodatkowo nie ma pewności, że wybierając dany czas na tysiąc procent się tam przeniesiemy, że czasoprzestrzeń nie zostanie naruszona i wszystko będzie takie jak kiedyś. - powiedział spuszczając głowę, włożył nerwowo swoją dłoń we włosy, a ja przysunąłem się do niego ponownie.

- Uważasz, że mógłbym odzyskać mojego Harrego? Jestem w stanie zaryzykować, mógłbym przenieść się w czasie i… Niall! - pisnąłem z uśmiechem od ucha do ucha, ściskając ponownie przyjaciela w swoje objęcia. - Jesteś najcudowniejszym przyjacielem. - powiedziałem przytulając go ponownie.

- Tylko Louis… ja nie mam pewności, że nic Ci się nie stanie, że wszystko będzie poprawnie. To zbyt duże ryzyko, ale gdybym mógł to dopracować na przestrzeni dwóch lat, to może moglibyśmy Ci pomóc. - powiedział odrywając się ode mnie i spoglądając na moje szczęście budujące się z każdą minutą.

- Ja chce zaryzykować Niall! Moje życie bez niego i tak nie ma sensu. Proszę pozwól mi, zróbmy to. - zacząłem, niemal skacząc w miejscu z euforii.

- Ostatnio wysłaliśmy w przeszłość królika. - zaczął z mało entuzjastyczna miną.

- I co? - zapytałem ciekawy, próbując opanować motyle w żołądku, mogłem odzyskać Harrego i jeśli pojawił się choć cień szansy, nie miałem zamiaru z tego nie skorzystać.

- Przywróciliśmy go do teraźniejszości, po równo 28 dniach. W rzeczywistości minęło pół roku, był martwy. Ja potrzebuje jeszcze czasu Louis. Nie mogę tak zaryzykować twojego życia, ale naprawdę chciałbym, żebyś odzyskał radość za wszelką cenę. - powiedział cicho, spoglądając na mnie, a ja zignorowałem pewien istotny fakt.

***

To mogłoby zmienić wydarzenia w teraźniejszości. Wiele z tego co jest teraz, mogłoby się nie wydarzyć… 

Chciałbym, żebyś odzyskał radość z życia za wszelką cenę… 

- Nawet za cenę naszej przyjaźni… - szepnąłem cicho do sam siebie, zamykając powieki, będąc szczęśliwym, że mam kogoś takiego w życiu jak Louis.

*informacje zacytowane z tech.wp.pl

Forbidden love || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz