Rozdział 15 - Jebana rzeczywistość.

236 3 62
                                    

Wojtek

Kurwa zajebie je - szepnąłem sam do siebie przez zaciśnięte zęby.

- Spokojnie, niech pan się tak nie denerwuje. - powiedziała do mnie cicho sąsiadka.

- Jak mam się nie denerwować skoro one mogą go zabić przez przedawkowanie i mają to gdzieś i uciekły! - warknąłem do kobiety.

- S-spokojnie chodzi mi o to żeby pan lepiej jechał do tego swojego kolegi i zadzwonił do jego rodziny, że jest w szpitalu. - zająkała się że strachu starsza pani.

- Przepraszam poniosło mnie - powiedziałem po chwili. - Rzeczywiście powinienem tam jechać, dziękuję za rady i do widzenia - dodałem już spokojnie patrząc na nią przepraszającym wzrokiem.

- Do widzenia - powiedziała ze współczuciem sąsiadka, po czym po cichu poszła do swojego mieszkania.

Byłem wkurzony i miałem ochotę rozwalić wszystko co było na drodze. Jechałem szybko i wiedziałem, że jest to niebezpieczne i daleko odchodzi od prawa. Byłem świadomy tego, że może dostanę mandat, ale miałem to w dupie. Chciałem jak najszybciej dostać się do mojego przyjaciela, a w sumie to mam nadzieję, że niedługo chłopaka czy może nawet coś więcej.

Jechałem prosto za karetką w której był Paweł. Czułem jak zaciskam palce na kierownicy i nawet nie myślałem żeby zatrzymać się na światłach, gdyby nie zrobiła tego karetka to dawno pojechałbym za nią jeszcze szybciej. Chciałem w końcu zobaczyć Pawła i dowiedzieć się wszystkiego co mu się stało i jakie będą tego skutki.

Sąsiadka miała rację i to że rodzice Pawła są w USA nic nie zmienia i powinienem do nich zadzwonić.

Oczywiście rozważam późniejsze ukatrupienie Kaśki i Majki, bo już mam ich dość, przesadzają.

Musiałem jeszcze zadzwonić do Dawida, że jeśli je znajdzie ma je przyprowadzić jeszcze żywe, dzięki czemu będzie łatwiej im udowodnić, że nie są takie silne jak uważały.

Zadzwoniłem po chwili namysłu i odebrał mi zdyszany Dawid.

- Halo, stary? - powiedział z taką zadyszką jakby przebiegł maraton.

- Masz je? - Zapytałem bez owijania w bawełnę z chociażby niewielką nadzieją, że je ma, ale nadzieja matką głupich.

- Jakby Ci to powiedzieć - zaczął zrezygnowany.

Gdy chciałem już coś powiedzieć usłyszałem głos rozwścieczonej Maji, która zaczęła się drzeć: "Kurwa dojedziemy Cię gnoju, myślisz, że dasz se radę? Będziesz naszym jebanym zakładnikiem"

Na ten dźwięk przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Zacząłem trochę martwić się o Dawida.

Po chwili ciszy odezwał się - stary, sory nie dałem rady.

Nagle tak głośno przełknął ślinę, że aż było to słychać przez telefon.

- M-maja? Co ty chcesz z tym zrobić!? C-co to jest!? - zaczął krzyczeć po chwili wystraszony.

- To strzykawka debilu... Nie widać? To specjalna substancja która Cię wyciszy na jakiś czas. - powiedziała ze spokojem a za razem z szyderczym tonem głosu.

- Maja, nie rób tego, błagam!- krzyknął od razu Dawid.

- O proszę proszę! Teraz to mam cię zostawić w spokoju po tym jak omal nie zdążyliśmy na samolot? Na szczęście mój znajomy raczył zaczekać i nie będzie kontroli bagaży bo to prywatny samolot więc spokojnie nawet nie będziemy Cię ukrywać. - powiedziała z radością, po czym usłyszałem tylko krzyk.

Rozłączyła połączenie i prawdopodobnie wstrzyknęła już zawartość strzykawki do organizmu Dawida, co ja mam teraz zrobić? Prywatny samolot znajomego, Dawid w nim niczego nieświadomy, robi się nieciekawie. Uf, przynajmniej już jestem na parkingu szpitala i pójdę zobaczyć co z Pawłem.

-Witam - przywitałem wysoką zielonooką blondynkę która siedziała za ladą recepcji.

- Witam - odpowiedziała praktycznie od razu.

- Szukam sali w której leży Paweł Palion - powiedziałem coraz bardziej zdenerwowany.

- Przepraszam ale nie mogę panu przekazać takich informacji, jest pan kimś z rodziny pacjenta? - zapytała a moje ciało się spięło, co mam powiedzieć? Że jestem jego chłopakiem, ale w sumie to nie?

Skłamie, że... - Bratem - powiedziałem krótko.

- Dobrze... - powiedziała zamyślona sprawnie przesuwając palcami po klawiaturze. Najprawdopodobniej czegoś szukała.

- Przepraszam, tak czy siak nie może go pan odwiedzić ponieważ jest pod respiratorem i jest w bardzo ciężkim stanie, ale leży w sali numer 35. Proszę skierować się do gabinetu obok, czyli gabinetu lekarza a on przekaże panu informacje na temat stanu pacjenta. - powiedziała i pokazała ręką na prawy korytarz.

- Po tej stronie - dodała.

- Dziękuję - powiedziałem i się uśmiechnąłem, a ona odwzajemniła gest i wróciła do przeglądania czegoś na komputerze.

Szybkim krokiem ruszyłem w prawy korytarz, ręce mi się trzęsły i myślałem, że zaraz wbiegne do sali Pawła i go przytulę.

Jednak wiedziałem, że nie mogę tego zrobić.

Udałem się więc do gabinetu lekarza po czym zapukałem dwa razy.

Usłyszałam ciche: "Proszę". Po czym ruszyłem do środka.

Lekarz wskazał na krzesło na przeciw niego. Był niski na oko 165 centymetrów wzrostu szatyn i miał mocno niebieskie oczy.

Gdy usiadłem zaczął mówić - Jest pan bratem pana Pawła?

Niepewnie przytaknąłem i modliłem się aby czasem nie poprosił i moje dane.

- Stan pacjenta nie jest stabilny i ciężko mi to mówić, nie wiadomo czy z tego wyjdzie. Ma dość dużą ilość substancji psychoaktywnych we krwi i te dwie pierwsze doby będą decydujące - oznajmił na co serce mi stanęło.

Nie mogłem go stracić. Nie teraz gdzie wszystko miało szansę się udać i ułożyć.

- D-dobrze rozumiem - zająkałem się.

Miałem nadzieję że to tylko koszmar i zaraz się obudzę ale oczywiście wszystko co złe koszmarem nie jest. Musi być jebaną rzeczywistością. Czemu ani razu nic nie może się ułożyć tak jak chce? Bez problemów i wypadków?

Pożegnałem się z lekarzem i opuściłem jego gabinet, po chwili usłyszałem pikanie dochodzące z sali Pawła. Był tam sam więc dźwięk mógł pochodzić tylko do urządzeń które były podpięte do niego. Moje serce zaczęło bić jak oszalałe a lekarze zaczęli się zlatywać i wbiegać do sali. Słyszałam jakieś głosy i dźwięki ale zdołałem usłyszeć tylko.

Zatrzymanie akcji serca! Szybko pomóżcie! Tracimy go!

Czułem jak po moich policzkach płyną strumienie łez, zacząłem się modlić żeby Paweł to przeżył kiedy usłyszałem obok siebie ten znajomy głos oraz syknięcie z bólu i ciche pojękiwanie.

To co zobaczyłem sprawiło, że oczy prawie wypadły mi z orbit.

_____
Uhuhuhuhu to się porobiło!

Wreszcie nowy rozdział i trochę inaczej będę prowadzić książkę co raczej wyjdzie na plus! Mam nadzieję, że rozdział się podoba! Mam wenę i postaram się częściej coś wstawiać kochani! ❤️

Papa ludziki 💗

See Me |WxP| #1 "We" (Old Version) [ZMIANY I KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz