[part forty-seven]

47 2 6
                                    

— Aris?!

— Mój Boże, Harriet?! — krzyknął chłopak w bluzie. Przez chwilę Lily patrzyła to na jedno to na drugie, ale nic nie wyczytała z ich twarzy. Wszyscy byli zaszokowani, nawet Teresa, która od paru tygodni była obrażona na wszystko.

— To Sonya i Harriet. Byliśmy razem w Labiryncie. — wytłumaczył chłopak, jednak Lily nadal stała z szeroko otwartą buzią.

— Omało cię nie zastrzeliłyśmy idioto! — zaśmiała się blondynka, przytualając chłopaka. Dziewczyna dostała silne uczucie deja vu.

Każdy kto nie nosił tobołków w dłoniach, zabierał swoje dzieci albo siebie z siedziby. Tylko czarnowłosa dziewczynka staał pośrodku tego zamieszania. Trzymała się kurczowo ręki swojego starszego brata.

— Thomas, Lily. To już chyba na nas czas. — szatynka kucnęła przed dziewczynką, która lekko się schowała za chłopakiem. — Wiem jak bardzo tam nie chcecie nie wracać, i dałabym sobie uciąć głowę by was zabrać, ale jesteście oznaczeni a my nie dysponujemy taką zaawansowaną technologią. Następne miejsce w którym jesteśmy to... zaczęła kobieta, ale wybuch przerwał jej wypowiedź. Chłopak zabrał dziewczynkę na ręce, a ta z piskiem zaczęła się wyrywać.

Lily się ocknęła kiedy została podniesiona przez Newta. Obdarzyła go oburzonym spojrzeniem a ten się tylko uśmiechnął.

— Co się szczerzysz? — zapytała, też się uśmiechając.

— Znowu ci się film urwał. Mam cię ponieść śpiąca królewno? — zapytał.

— Mam scyzoryk w kieszeni. — uśmiechnęła się słodko, poczym wybuchnęła śmiechem jak chłopak ją od razu postawił na nogach.

— Bardzo wzruszająca scenka, jeszcze tylko róże i gołębie i będzie cudownie, ale może przestaniecie się w sobie rozczulać po środku kanionu, bo musimy już iść. — pospieszył ich Jorge, a Lily znowu się wyszczerzyła i zaczęła iść. Podeszła do Brendy, nadal czując na sobie wzrok Newta, ale to zignorowała, nadal się uśmiechając. Jednak stan koleżanki nie był najlepszy. Podtrzymała ją trochę na ramieniu, bo brunetka ledwo poruszała nogami. Jorge też to zauważył, jednak nie dał po sobie poznać że się zamartwia. Jakby chociaż raz mężczyźni nie mogli zdławić swojej dumy. Dziewczyna westchnęła, przesuwając wzrokiem po każdym tu zgromadzonym.

— Już jesteśmy. — oznajmiła Harriet.

                                                                          

-*Autorka*

Coraz bliżej końca. Boże jak to melancholijnie zabrzmiało nie?

No więc to był taki mały i krótki special bo akurat naszła mnie wena. Jutro do szkoły (tak strasznie mi się nie chce) a mnie boli brzuch i nie mam psychy użerać się z tymi wszystkimi ludźmi.

A moja przyjaciółka jest nadal w Hiszpanii. Hello darkness my Old FRIEEEND.

𝐏𝐇𝐀𝐍𝐓𝐎𝐌 .maze runnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz