Pov. George
Obudził mnie budzik, standardowo była godzina 5. Wyszedłem ospale z łóżka i udałem się do łazienki. Gdy znalazłem się w pomieszczeniu spojrzałem za okno, pogoda nie dokazywała tamtego dnia. Deszcz był rzęsisty, a do tego panowała wichura. Nie miałem ochoty wychodzić z domu podczas takich warunków pogodowych, jednak stracenie całego dnia wykładów nie było miłą wizją. Po wzięciu szybkiego prysznicu ogarnąłem swoje włosy i twarz, a następnie wszedłem do garderoby. Nie miałem pojęcia co ubrać, więc wziąłem jasne jeansy, czarne skarpetki, czarną bluzkę oraz ciemnoniebieską bluzę i nałożyłem je na siebie. Nie miałem ochoty wystrajać się tamtego dnia. Po spakowaniu zeszytów do plecaka zszedłem do kuchni i zjadłem tosty pijąc herbatę. Gdy schowałem naczynia do zmywarki, którą następnie włączyłem ubrałem płaszcz i wziąłem czarny parasol, po wyjściu z domu jak najszybciej wbiegłem do auta i powiedziałem, by kierowca jechał w kierunku szkoły.
Pov. Dream
Ubrałem na siebie swoją ulubioną kurtkę, i wybiegłem z domu. Mało obchodził mnie mocny deszcz, skoro daleko do przystanku nie miałem.
~~~
Szukałem wzrokiem bruneta, zgaduję, że wyglądałem komicznie, stojąc na środku korytarza, gdy raz po raz ktoś obijał się o mnie. Pomimo tego, jedyną rzeczą, która mnie wtedy obchodziła był pewien niezbyt miły Brytyjczyk. Starałem się go znaleźć minuty, ba, dla mnie ciągły się one w nieskończoność, a jakie szczęście poczułem, gdy w końcu ujrzałem jego porcelanową twarz. Podszedłem do niego szybko, na moją przewagę przekładał się fakt, iż niższy mnie nie widział.
- Davidson - zacząłem kładąc dłoń na jego ramieniu, chłopak próbował odejść, jednak w ostatnim momencie chwyciłem go za dłoń - posłuchaj.
- Claytonie Wastaken, nie mam ochoty cię widzieć, rozmawiać z tobą, ani słuchać twoich żałosnych wyjaśnień. Jeśli chcesz odejść, odejdź, nie mam zamiaru cię powstrzymywać - te słowa mnie zabolały, George nie miał ochoty nawet mnie wysłuchać?
- tylko... tylko tyle masz mi do powiedzenia? - wydusiłem z siebie po chwili.
- tak, co chcesz bym zrobił? Słucham. Mam płakać i krzyczeć? Nie zrobię tego, gdybym robił to za każdym razem, gdy ktoś mnie zrani, robiłbym to ciągle. Nie Mam już na to siły, nie na to - twarz chłopaka była chłodna jak zawsze, jednak w jego oczach nie było już królewskiego błysku, który zawsze mnie hipnotyzował.
- ja... - nie miałem pojęcia co odrzec, jednak nie chciałem stracić dłoni chłopaka, którą nadal trzymałem. Nie mogłem pozwolić mu odejść, nie wróciłby.
- nie będę już nikogo błagać, o nic, nigdy, nie mogę tak dłużej... po prostu... Clay - jego głos załamał się, jednak tak szybko jak zmienił ton, tak szybko wrócił do swojej obojętnej barwy - nie mam już siły - patrzyłem na chłopaka, te 4 dni, 4 pierdolone dni pozbyły się z niego jego dziwnej energii, arystokratycznego wdzięku i wykwintnego wzroku.
- nie, Georgie, nie każe ci błagać, nie każe ci płakać, po prostu... chcę przeprosić, i błagać cię, błagać - powtórzyłem - byś wysłuchał moich żałosnych tłumaczeń, proszę - chłopak spojrzał na mnie, jednak gdy spotkał się z moim wzrokiem uciekł swoim na ludzi przechodzących obok.
- słucham - odrzekł.
- po pierwsze, przepraszam, za to co usłyszałeś, i za to, o czym była ta rozmowa. Po drugie, rozmawiałem z Nickiem o mojej ostatniej rozmowie z moją mamą, to były moje słowa, ale te które jej powiedziałem. Po trzecie, przepraszam, że jej nie powiedziałem. Ty nie wyrzekłeś się mnie, nawet gdy twoja matka prawiła ci kazania. A po czwarte? Po czwarte chcę żebyś wiedział, że powiem jej niedługo, jeśli mi wybaczysz, no i że cię kocham, księżniczko - czułem się tak, jakby moje serce miało wyskoczyć z mojej piersi, nogi ugiełyby się, gdyby nie czysta miłość i wielbienie bruneta. Dłoń, która trzymała rękę Brytyjczyka trzymała go trochę za mocno, jednak ten nie przerwał mi mojej wypowiedzi. Natomiast spojrzał na mnie, uśmiechnął się, chociaż uśmiech zniknął z jego twarzy w kilka, najdłuższych w moim życiu sekund.
- jesteś głupi, i pechowy, że usłyszałem twój cytat, to raz. Po drugie, nie będę ci kazać mówić jej od razu, to twój wybór, choć przyjmuję obietnicę. A po trzecie? Mów mi tak - 3 ostatnie słowa bruneta były rozkoszą dla moich uszu i duszy. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech i choć Brytyjczyk go ze mną nie dzielił, ujrzałem lekkie zmiany w kąciku jego ust.
- jesteś aniołem, George'u Davidsonie - odpowiedziałem.
- wiem, i twoim najgorszym koszmarem - zaśmiał się lekko.
- takie koszmary mogę mieć codziennie, przez całe życie - musnąłem usta chłopaka, na co ten położył swój palec na moich.
- nie teraz, spóźnię się na wykłady, pamiętasz nasz piknik, który kiedyś robiliśmy? Przyjdź tam po zajęciach, robi się ładna pogoda - odrzekł i odszedł, nadal dosyć długą chwilę tkwiłem w tej samej pozie, z tym samym uśmiechem, tak jakby brunet miał zaraz wrócić.~~~
Szedłem samemu przez park, krople, które były pozostałościami po dzisiejszej ulewie raz na jakiś czas spadały mi na twarz. Mój krok był szybki, prawie zacząłem biec, byleby chłopak nie musiał czekać zbyt długo. Gdy wszedłem na dobrze znaną mi polanę na pagórku w oczy rzucił mi się czarny koc, i siedzący na nim chłopak. Słońce, które rzucało na niego lekkie promienie sprawiało, że wyglądał jak dzieło sztuki. Brunet odwrócony był ode mnie plecami, przyglądał się najpewniej polu kwiatów, które po deszczu błyszczały w słońcu.
- cześć - wyszeptałem do ucha Brytyjczyka, podchodząc do niego.
- hej - odpowiedział.
- czemu tutaj? - zapytałem.
- bo tutaj zaprosiłem cię do siebie do domu, gdyby nie siostra Dolores, która dla niej jest problemem, my nigdy byśmy się nie pocałowali, no a na pewno nie tak szybko - odpowiedział, pamięć chłopaka była szokująca, oczywiście, że wiedziałem kiedy się pocałowaliśmy, ale nie miałem pojęcia dlaczego to mnie zaprosił wtedy do mieszkania.
- jesteś cudem na tej planecie - znów powiedziałem szeptem do jego ucha.
- wiem - odrzekł i zarumienił się lekko.
- kocham cię - kontynuowałem - kochasz mnie, Davidson?
- tak - skwitował i uśmiechnął się, gdy pocałowałem krótko jego szyję.
- powiedz to - zaśmiałem się, na co brunet widocznie się zawstydził - powiedz! - zaśmiałem się jeszcze głośniej, gdy obijałem twarzą o szyję niższego.
- oh, spadaj - odrzekł i odepchnął moją twarz.
- oż ty! - zaśmiałem się i rzuciłem na chłopaka wywracając go, tak zaczęła się mała bójka - powiedz to! - nie mogłem powstrzymać się od śmiechu, aż nagle przybiłem chłopaka do ziemi.
- kocham cię, Claytonie Wastaken - wyszeptał i zarumienił się lekko. Spojrzałem w oczy bruneta, które tym razem znów były w stanie mnie zahipnotyzować swoim blaskiem. Przybliżyłem lekko usta do tych chłopaka, i pocałowałem go krótko, spojrzałem na jego reakcję, nie uciekał wzrokiem, nie próbował uciec ustami, tylko patrzył delikatnie.
- jesteś piękny - powiedziałem cicho, gdy słońce znów wyszło zza chmur i oświetliło delikatnie twarz Brytyjczyka.
- wiem - uśmiechnął się krótko - możesz znów...
- cię pocałować? - dokończyłem.
- tak... - chłopak zawstydził się.
- kocham cię - pocałowałem bruneta - wielbię cię - kolejny pocałunek - podziwiam cię - kolejny - adoruje cię - kolejny - szaleję za tobą, Davidson - kolejny - zachwycam się tobą - kolejny.
- masz piękne oczy - wyszeptał.
- nie umiesz w słowa - zachichotałem nad uchem chłopaka.
- lubisz to - stwierdził.
- uwielbiam, jak wszyskie twoje cechy, jak ciebie - znów go pocałowałem, jednak tym razem nie oddaliłem ust tak szybko. Pocałunek trwałby nawet dłużej, gdyby nie to, że zabrakło mi powietrza.
- Clay?
- tak, księżniczko? - zaśmiałem się lekko.
- ja...
- ja ciebie też - dokończyłem za bruneta._________________________________________
1148 słów, kocham ten rozdział ma cudny vibe. Przypominam o gwiazdkowaniu i komentowaniu. Lov u all.
CZYTASZ
Golden boy [Dnf] [Zakończona]
FanfictionZłoty chłopak, z bogatej rodziny, z dobrego domu, dobrze wychowany, udający się na "wymarzone" studia, on i jego cala rodzina są idealni. Oraz blondyn, z średniej rodziny, ledwo dający radę zapłacić za naukę w luksusowej akademii, jego matka staje...