Znudzona przebywaniem w takim otoczeniu i to w czasie mojego idealnego pływackiego treningu, jeszcze mój "super telefon" się rozładował, moje życie jest piękne i nie wstydzi się tego pokazywać. Wpatrywałam się w pewnego chłopaka z okularkami, który na ponad 100% był kujonem, nie oceniam tak każdego kto ma wadę wzroku, jednakże byłabym głupia, gdybym nie zauważyła tego po rysach twarzy, które mówią więcej o człowieku niż się wydaje, a w sprawie tego ciemnowłosego piłkarza, to on bez przerwanie biegł, a jego przeciwnicy to jacyś amatorzy, w końcu ja bym już go wykiwała z piętnaście razy, a im się nie udało ani razu, tym bardziej, że coś paplał, co by mnie wnerwiło, więc już możemy pomnożyć razy dwa to ile razy udało by mi się go okiwać w tym czasie.
David z Judem wymienili znaczące spojrzenie, a potem gdzieś poszli.
- Aha - szepnęłam do siebie lekko zaskoczona ich postępowaniem, ale za nimi nie poszłam, bo bez urazy, ale co mnie los tego brato-zdrajcy.
Skoro zostałam sama, co oznacza, że mogę już iść nareszcie do domu, umilę sobie czas i porozmawiam z Markiem. Poczekałam parę minut, by zobaczyć wynik, który był 2-1 dla drużyny kujona, oprócz tego chciałam jeszcze ujrzeć kapitana Raimona i zamienić z nim parę słów, można powiedzieć, że go polubiłam.
Kiedy tylko usłyszałam gwizdek pobiegłam na boisko, nie skupiając się na tym, że Jude oraz David właśnie spotkali się na trybunach z Joe, liczyło się teraz dla mnie tylko to by znaleźć Marka. Po chwili dostrzegłam go koło ławki rezerwowych, podbiegłam tam, - Dobrze wam poszło - powiedziałam, ignorując, że obejrzałam tylko kawałek meczu, bo mam lepsze rzeczy do roboty, musiałam coś powiedzieć, tak wypada. Zanim zdążył mi odpowiedzieć odezwał się jego "koleżka":
- Ej, co ta z Królewskich tu robi? - spytał.
- Skąd niby wiesz do której szkoły chodzę? - jest szansa, że mnie zapamiętał, jednak po jego gębie, widać było, że nie był w stanie.
- Masz na sobie mundurek Królewskich, nawet on umie dedukcję - spojrzałam się na Axela, który chodził o kulach, znałam go, był celem Juda i kiedyś go już widziałam......
Pewnego wyjątkowo słonecznego dnia, dokładnie osiem lat temu, kiedy miałam zaledwie pięć lat, kiedy był rok po wypadku i już zaakceptowałam nowych przyjaciół, których traktowałam jak rodzinę, Lina zapisała nas do turnieju Młodych Gwiazd. Wszyscy się z tego cieszyliśmy, w tym turnieju zgłaszano się bez drużyny, tylko sam zawodnik, jeżeli się nie mylę trafiłam na niego wtedy, jak były rozgrywki jeden na jeden, pod mocnym dopingiem chłopaków, którzy dzielnie mi kibicowali wygrałam, choć ledwo, ale kojarzę, że grałam wtedy przeciwko nijakiemu Axelowi Blazowi, wtedy był prawie półfinał, Pistacja już dawno odpadł, a Gazel i Torch niedługo mieli zagrać przeciwko sobie, ja za to byłam na wylocie razem z tym białowłosym, kto wygra ten mecz miał zagrać z Xavierem w półfinale. Ostatecznie Gazel i Torch ciągle remisowali, a grali już chyba z pięć meczy, więc w finale zagrałam z Xavierem zamiast w półfinale, niestety przegrałam, nawet z ogromną pomocą chłopaków, przez których część trybun zapewne do dzisiaj jest zniszczona, po mojej przegranej taranowali wszystko, tylko Pistacja się cieszył i rozwalał z radości, a nie złości i nie chciał pewnie podpaść Torchowi, co kończyło się pewną śmiercią w niektórych przypadkach.
Zawstydziłam się po słowach czekoladookiego....
- A no faktycznie - zakłopotałam się, czym rozśmieszyłam drużynę Raimona. Poczerwieniałam i wybiegłam na trybuny, gdzie prawie wpadłam na Juda, wyglądającego na rozczarowanego mną.
- O co Ci chodzi? - spytałam zirytowana, a zarumienienie zniknęło z mej twarzy, choć i tak miałam lekko czerwoną cerę wyglądałam o niebo lepiej.
CZYTASZ
Zdeterminowana
Teen FictionAurora to agresywna dziewczyna, która dosyć dobrze gra w piłkę, jednak jej życie nie jest usłane różami, dziwne włosy jak i sytuacja rodzinna, jedyne co zostaje to relacje z przyjaciółmi i to ją trzyma na duchu. Różne dziwaczne historie w życiu jedn...