Decyzja

94 4 0
                                    

Wciąż zszokowana wpatrywałam się w chłopaków, jak to się stało, nigdy nikt nas nie pokonał, a teraz....Zaciągnęłam wraz z bratem drużynę na ławkę, by już nie byli na boisku. Siedziałam przy Davidzie, oczy praktycznie wyszły mi z orbit. Mojego zaskoczenia nie da się opisać w słowach...Słyszałam śmiechy ludzi z trybun, w końcu potężni królewscy przegrali. Wszyscy się z nas śmiali, najbardziej mnie wnerwiało to, że z moich znajomych, którzy są kontuzjowani, bo oddali dużo dla tego meczu. 

Milczałam, nie miałam sił czegokolwiek powiedzieć, choćby pocieszającego. Moi przyjaciele, co chwili krzywili się z bólu. Po chwili przysiadł się do mnie brat, miałam łzy w oczach, to moja wina. Mogłabym tu być, grać, Jude też by mógł, a ja go zatrzymałam.

- Ju-ju-jude - wymruczałam, nie umiejąc się wysłowić.

- Tak? - złapał mnie za ręce zamyślony, też się o nich martwił. Również rozmyślałam, nad tym jak to się  stało. Nie byłam zmartwiona jednakże wynikiem meczu i tym, że przegraliśmy, choć było to w mojej podświadomości, w końcu nie codziennie traci się szansę na tytuł mistrza......, czułam chęć zemsty, ale nie za to jak już wspominałam. Chciałam zmiażdżyć Zeusa, za to co zrobili chłopakom, jak można komukolwiek zrobić taką krzywdę....

- Co tu się stało? - teraz wypełniała mnie wściekłość na naszego przeciwnika, jak ja ich zaraz sfauluję. Rozejrzałam się. Wszędzie leżeli poobijani, podrapani, znokautowani zawodnicy drużyny królewskich. Nie zasłużyli na to, fakt bywaliśmy wredni, ale każdy jest na jakiś sposób.

- Właśnie próbuję to zrozumieć - odpowiedział przyciszonym tonem. Podeszłam do Alana, jakby wyszedł z poważnych tortur..., reszta to samo...Czemu mnie tu nie było, powstrzymałam łzy, głupi Zeus, dostaną za swoje. Tylko jak skoro już przegraliśmy...

- Chyba złamałem wszystkie kości - jęknął Joe leżąc obok linii autu, czym zwrócił moją uwagę. Jestem koszmarną przyjaciółką, powinnam przyjść na czas i wejść do gry ignorując kontuzję, jakoś im pomóc, albo skończyć jak oni. Stadion opustoszał, zerkałam smutno na chłopaków, nie wiedziałam, co zrobić. Koniecznie chciałam im pomóc, ale ja nigdy nie zawiązywałam bandaża, czy cokolwiek. Wtedy zobaczyłam, że Jude rozmawia z kimś przez telefon. Już dorabiałam sobie historię, jako iż byłam wściekła na siebie i miałam załamanie przez to, co spotkało chłopaków, zatkało mnie. A on zapewne rozmawiał z jakąś koleżaneczką. Znalazł sobie dziewczynę i teraz koledzy z drużyny to go nie obchodzą. Przyszłam jemu przywalić, nie myślałam, jako iż ponosiły mnie emocję, włosy zmieniły kolor, a ja nie rozumiałam, co się dzieję. 

Zanim jednak go uderzyłam (czego ostatecznie nie zrobiłam) usłyszałam:

- Zaraz będziemy, dziękujemy za zgłoszenie Panie Sharp - od razu porzuciłam swój pomysł, po co ja zawsze dorabiam sobie historię. Wstałam i patrzyłam jak pogotowie (które przyjechało prawie od razu po zgłoszeniu) zabiera chłopaków do karetek. 

- Wszystko będzie dobrze, Aurora - pocieszył mnie Jude, jednakże to ich powinien pocieszać, oni ucierpieli, przez to, że chciałam obejrzeć głupi mecz Raimona....To moja wina, musiałam chcieć pooglądać Marka Evansa, żal mi chłopaków, że też piłka nożna, niby taka wspaniała gra, a zrobiła moim przyjaciołom taką krzywdę. Nienawidzę tego sportu.

- Nigdy więcej nie zagram w piłkę - zapłakałam patrząc na odjeżdżające karetki, Jude tylko przytaknął.

- Nie wierzę, że ta gra mogła zrobić im taką krzywdę - wyszeptał, po czym mnie objął, a ja jego. Stwierdziłam jednak, że nie należy płakać. Będę się dołować, w końcu to moja wina. Chciałam zacząć biec do akademii królewskiej, na moje nieszczęście mój brat miał identyczny pomysł. W końcu on również jak był załamany chodził w jakieś miejsce, by oczyścić umysł i się dołować. Po prostu się z nim zderzyłam, ale nie obchodziło mnie to w tamtym momencie zaczęłam biec, a on maszerował za mną.

ZdeterminowanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz