Przed Finałem

72 6 0
                                    

Ledwo co wstałam, spojrzałam na łoże obok, które było puste. Pewnie Jude już wstał, jednak czemu aż tak wcześnie, jak on chyba chodzi spać o....... Naprawdę ma silną wolę...

Przypomniało mi się, jak wczoraj Jude był dla mnie taki bardzo miły. Może na prawdę taki jest i... No nie wiem... Tego raczej się nie da wytłumaczyć.

Zerknęłam na ekran telefonu, godzina siódma trzy. Zdziwiłam się, że jak tak wcześnie wstałam, ale co dopiero Jude.

Poszłam niechętnie schodami na dół nadal w piżamie oraz bez gogli, które leżały na szafce nocnej. Zauważyłam, że Jude robi naleśniki, więc krzyknęłam:

-Ej mi też daj jednego! - zbiegłam szybko ze schodów. Mam wrażenie, że za bardzo się poczuwam do tego domu, ale bardziej mnie niepokoi, że do zdrajcy też. Co się ze mną dzieje..

- Mam nawet specjalnie dla Ciebie zrobione - mruknął, a jak na mnie spojrzał wrzasnął przerażony - Boże nie strasz!

- O co Ci chodzi - warknęłam zła, ale potem zrozumiana, że tu chodzi o moje oczy.

- Zapomnij - powiedział nieśmiało, a moje włosy zmieniły kolor.

- Nie dość, że zdrajca to jeszcze ma mnie za potwora - wzięłam naleśnika i rzuciłam talerzem, na którym przedtem leżał. Nawet nie wiedział, że ja też tak o sobie myślałam..., a on tylko pogłębił moją nienawiść do mojego wyglądu, który osobiście mi się nie podobał. 

- Przepraszam nie chciałem - krzyknął za mną, ale już za bardzo mnie wkurzył. Zrobiło mi się smutno, w końcu to nie moja wina, że urodziłam się z takimi oczami.

Spojrzałam na komórkę, bo znowu dostałam spam wiadomości, jedna z nich należała do zdrajcy:

Bałwano Pelerynka☃️❄️ - Przepraszam za tamto! Idę na trening wrócę o czternastej trzydzieści, dom zamknięty, więc w nim zostań, jeszcze raz przepraszam!

Teraz to niech się wali, zezłościłam się, jeszcze ten ból od włosów, ja to mam pakiet, beznadziejne oczy i włosy. W ogóle Jude zwariował, mam siedzieć w domu do czternastej trzydzieści jak ledwo jest po ósmej.

Nastawiłam minutnik na piętnaście minut, po czym stwierdziłam, że się jeszcze zdrzemnę, bo w sumie co robić w obcym domu.... Zmieniłam zdanie...

W każdym razie czemu poszedł na trening o ósmej, przecież może mieć trening kiedy zechce, a wybrał o ósmej. Ostatnio w ogóle ćwiczy jakby się wszystko zamierzało walić i palić. Ma najlepszą formę chyba na świecie, a nadal robi jakąś chorą ilość treningów. Sama mam dobrą formę, jedną z lepszych wśród piłkarzy w Tokyo, ale nie trenuje co dosłownie trzy minuty.

Zadzwonił minutnik, automatycznie go wyłączyłam, jak budzik, nie umiem wytrzymać jak coś tak długo mi dzwoni.

Postanowiłam pozwiedzać rezydencje, w zasadzie oprócz tego nie mam co tu robić, oczywiście nie licząc chorych pomysłów zagrażającym nie dość, że mojemu życiu i zdrowiu to jeszcze domowi...

Ominęłam trzy pokoje po lewej stronie, ponieważ już je odwiedziłam, była to łazienka i dwa pokoje gościnne. Kiedy odkryłam kolejne pokoje oraz gabinety znudziła mnie ta czynność.

Nadal zmęczona, po poranku, który należał do najcięższego okresu w moim dniu, zeszłam leniwie po schodach, aż do salonu, po czym opadłam na kanapę,  nie byłam jednak aż tak leniwa, by nie wstać po pilota leżącego na drugim końcu salonu.....nie wiem kto go tam postawił...

Włączyłam sobie jakiś losowy film, oczywiście po szybkim przeczytaniu fabuły, która podczas seansu nie wydawała się najgorsza. Jednak czegoś mi brakowało do kompletnego rozkoszowania się siedzeniem przed telewizorem....myślę o jedzeniu, najbardziej o jakiś lodach, bo gorąco jest w środku, w końcu jest lato. Gazel, pewnie by już umierał - zaśmiałam się pod nosem, Torch kocha taką pogodę. Dziwnym cudem czułam teraz żal do Juda, który oberwał ode mnie talerzem, który potem zbił się na ziemii, zachowałam się nie odpowiednio tak na to patrząc....faktycznie mam problemy z agresją, ale jego mina......bezcenna. 

Ostatecznie stanęło na tym, że wstanę i pójdę do kuchni po lody, znalazłam sorbet malinowy, mój ulubiony, oblizałam się i dopiero wtedy zaznałam luksusu tego dnia. Jak to ja pobrudziłam całą kanapę lodami....., na swoją obronę, nie byłoby tego widać, gdyby ktoś nie kupił brązowej kanapy. Za bardzo czuje się tu jak w domu, muszę przystopować, bo zachowuje się jak dziecko, najgorsze jest to, że nie umiem nigdy siebie powstrzymać. 

Usłyszałam jak ktoś przekręcał kluczyk w zamku, byłam pewna, że to mój starszy brat, który wścieknie się za różowe plamy. Najdziwniejsze jest to, że jak wchodziłam, to salon był o niebo czystszy, ale to mi się pewnie tylko zdawało......

Zdesperowana, nie chcąca usłyszeć ani słowa o bałaganie schowałam się pod kanapą, miejmy nadzieje, że mnie nie zauważy.

On błyskawicznie otworzył drzwi i dysząc, zapewne po ciężkim treningu załamał się jak obejrzał, albo lepiej w jego przypadku powiedzieć "przeskanował" cały salon. Dzielnie go obserwowałam, by jakby co uciec jednak on powiedział tylko:

- Aurora sprzątanie Ciebie nie ominie i tak - z uśmiechem ukazującym, że niby jest mądrzejszy ode mnie dopowiedział - Wychodź spod tej kanapy! - zaśmiał się, a ja odkryłam, że moja jedna noga wystawała. Walnęłam się ręką w czoło, po czym dojadłam lody, bo to była pierwsza rzecz jaką chciałam zrobić, miałam ogromny dylemat, czy posprzątać i zrobić przyjemność zdradzieckiego bratu, czy zostawić to. Ostatecznie stwierdziłam, że wypada posprzątać.

Podreptałam cichutko na górę, chciałam sprawdzić co robi Jude, ale w ten sposób, by nie myślał, że mnie to obchodzi, co było ciężkie, bo mnie to obchodziło.........od kiedy jego los mnie obchodzi.

Ciekawość nie radość, jednakże wynik mojego „śledztwa" nie był ani trochę ciekawy, okazało się, że on po prostu drzemię, to go nie będę budzić, jako iż mam jakieś serce, choć dla niego powinno być z kamienia, nastawiłam jemu budzik na trening, ostatnio dla niego to całe życie toczy się wokół treningów. Martwi mnie to, może się w końcu przepracować, czy coś, a ja nie chce, by cokolwiek się jemu stało. Ah.......nie mogę uwierzyć, że potrafię tak o nim myśleć, po tym co mi zrobił, jestem zbyt miękka, Torch i Gazel szybko, by mnie wyprostowali, szkoda, że ich tu nie ma...

W sumie od kiedy ja polegam na budziku, wyłączyłam go, przecież lepiej pilnuje czasu. Uśmiechnęłam się arogancko, moje samopoczucie czasami było wyższe niż najwyższy budynek na świecie. Postanowiłam się zdrzemnąć co okazało się niestety błędem i to sporym.

Obudziłam się po jakiejś godzinie snu, dwadzieścia minut przed treningiem. Zerwałam się z łóżka i wrzasnęła do Juda:

- JUDE TRENING!!! - błyskawicznie zbiegłam po schodach, przy okazji przechwytując sportową torbę. Pragnę wspomnieć, że Jude prędzej zginie niż się spóźni, w dwie minuty się ogarnął i pojechaliśmy.

Nie rozumiałam jak można w dwie minuty się podnieść z łóżka i jeszcze wyszykować, tylko mój starszy brat jest takim magikiem. Kurczaki jaki brat, muszę przystopować z tym, natychmiast.

W ogóle on wydawał się dziwnie zmęczony, tak coś czułam, że się przemęczy, ale co ja jego menażer, czy siostra, no nie. Wpatrywałam się w niego, chciałam w jakiś sposób jemu pomóc, lecz muszę siebie wyprostować, po tym co mi zrobił jest nikim, przynajmniej tak sobie próbuje wmówić.....Zastanawiałam się nad spotkaniem z Celią, ona mi pomoże znowu go znienawidzić za to co zrobił.

Po treningu wróciłam zmęczona z Judem, znaczy Sharpem, do domu...jego domu. Dyszałam jak pociąg, tym razem naprawdę się nabiegałam.

Od razu po prysznicu poszłam spać, jakimś cudem w goglach, ale na szczęście ktoś mi je zdjął..., nawet chyba wiem kto.....Potem już był tylko sen i kraina Orfeusza....

#po korekcie#

ZdeterminowanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz