2005
Tamten dzień był dokładnie taki, jak Callie sobie zaplanowała - tylko dla niej, Freda oraz ich syna, z którym pierwszy raz od dawna mogli usiąść i się po prostu pobawić. Za oknami wiało i lał deszcz, lecz nie było im to groźne w cieplutkim pokoju małego Artura. Cała trójka siedziała na mięciutkiej wykładzinie, a chłopiec właśnie śmiał się do rozpuku, gdy jego ojciec udawał, że przemawia do niego pluszowy wąż.
Callie obserwowała to wszystko i nie mogła przestać się uśmiechać. Za obu tych rudzielców mogłaby oddać życie, choć to nie o tym najwięcej wtedy myślała - rodzinna atmosfera miała wtedy sprzyjać czemuś innemu.
- Ty to masz śmiech, wariacie - powiedział rozbawiony Fred po tym, jak Artur już kolejny raz wybuchł serdecznym, dziecięcym śmiechem, przez który prawie się przewrócił.
- Po tatusiu - zauważyła Callie, na co mąż posłał jej krótkie spojrzenie.
- No oczywiście - powiedział dumnie Fred, po czym wziął Artura w ręce i obrócił przodem do żony. - A zobacz ty, Arcio, jaką masz piękną mamę.
- Mama! - zawołał chłopczyk radośnie, tak, jakby dopiero ją zauważył. Ayrwał się z rąk Freda i swoim dziecięcym chodem wykonał kilka kroków, by rzucić się w ramiona Callie.
- Aj, jednak nie ma to jak u mamusi, co? - Weasley pokręcił głową.
- U mamusi najlepiej. - Zaśmiała się dziewczyna, a następnie pocałowała syna w czoło, gdy ten się w nią wtulał.
Artur był jednak dzieckiem, które ciągle musiało mieć rozrywkę, więc prędko znudził się przytulaniem i ruszył do swojego pudełka z zabawkami. Callie i Fred obserwowali go, upewniając się, że był bezpieczny, lecz jednocześnie dziewczyna ciągle myślała o tym, o czym planowała powiedzieć mu cały dzień.
- Freddie, a gdyby tak... Gdybyśmy mieli jeszcze jednego takiego brzdąca? - zapytała, na moment odrywając wzrok od Artura, by zbadać reakcję męża.
- Mówiłem ci, że z tobą mogę mieć nawet dziesięcioro dzieci - odpowiedział Fred, a wtedy Callie zaśmiała się nerwowo, łapiąc się za brzuch.
- No, to się dobrze składa...
- Co masz na myśli? - Fred spojrzał na nią, a ona tylko uśmiechnęła się w odpowiedzi, kładąc i drugą rękę na brzuchu. On zrozumiał niemalże natychmiast, a na jego twarzy pojawił się potężny szok.
- Nie, nie mów, że... Jesteś w ciąży?
- Tak - wyszeptała Callie, bo głos już zaczynał załamywać się jej ze wzruszenia.
O ile przy pierwszym razie Fred skakał ze szczęścia, o tyle w tamtej chwili był tak poruszony, że w jego oczach stanęły łzy. Tym razem jego radość była wręcz nie do pojęcia, gdy zrozumiał, że ich rodzina będzie jeszcze większa i jeszcze bardziej przepełniona miłością.
- Ja... Ja nie umiem tego opisać, Callie, na Merlina...
Fred płakał, co było widokiem niezwykle rzadkim. Przysunął się do żony i rzucił na jej szyję, tak szczęśliwy, jak jeszcze nigdy wcześniej.
- Kiedy się dowiedziałaś? - wydusił, pocałowawszy ją w czoło.
- Wczoraj. Trzy testy, nie ma pomyłki.
Fred na moment położył ręce na jej brzuchu, a następnie natychmiast zwrócił się do wracającego do nich Artura. całym poruszeniem.
- Słyszałeś, Artie?! - Fred wziął go na ręce wraz z zabawką, którą chłopiec wybrał dla siebie z pudełka. - Będziesz miał braciszka... Albo siostrzyczkę...!
Mały Artur był bardziej zainteresowany wybranym przez siebie samochodzikiem niż wiadomością od zapłakanego ojca, jednak Fredowi zupełnie to nie przeszkadzało. Otarł twarz, a następnie nachylił się, by pocałować Callie w usta.
- Nie mogę się doczekać.
- Ja też.
Za oknami było już lato, kiedy Callie i Fred mieli poznać płeć swojego drugiego dziecka. Na tę okazję zostali zaproszeni jej rodzice, a także George i Keva, którzy starali się wspierać Freda, gdy jego żona zniknęła w łazience, by wykonać test.
- Denerwuję się bardziej niż za pierwszym razem - stwierdził Fred, nie będąc w stanie usiedzieć przy stole na tarasie, przy którym siedzieli wszyscy pozostali. - To czekanie mnie zabije.
- Przecież będzie dobrze, cokolwiek nie wyjdzie - przekonywał George.
- Tak, ale ta niewiadoma zabija - przyznał Fred, na co pan Irving pokiwał głową.
- No, nie powiem... Mnie też. Chyba zapomniałem już, jak to było. A to będzie nasz drugi wnuk...
- Nawet mi nie mów, Daniel, ja wciąż nie wierzę - powiedziała Lauren, gdy tylko spotkała się z mężem wzrokiem. - Dopiero co marzyliśmy o tym, żeby Callie się urodziła, a teraz...
- Dobra, to żeby rozluźnić atmosferę, to ja proponuję obstawianie - wtrącił George.
- Dziewczynka. Czuję to - powiedziała od razu Keva.
- Aj, ja myślę, że znowu chłopiec - argumemtował George. - Albo bliźniaki!
- Też mam takie wrażenie, że to mogą być bliźniaki różnej płci - wtrąciła Lauren.
- Ja już nie zgaduję. Niech ta Callie tu wraca, bo oszaleję... - powiedział Fred, głaskając po głowie syna siedzącego w specjalnym krzesełku przy stole.
Minęło kilka minut, agonalnie długich, aż wreszcie Callie pojawiła się w drzwiach tarasu - miała usta zakryte dłonią i zaszkolne oczy.
- I co? - zapytali niemalże wszyscy jednocześnie.
- To dziewczynka - wydusiła Callie, co spotkało się z ogromnym entuzjazmem ze strony zgromadzonych.
- Żartujesz! - Wzruszony Fred natychmiast do niej podbiegł, a następnie oparł swoje czoło o jej. - Będziemy mieli księżniczkę? Naszą małą?
Jego żona pokiwała tylko głową, nie będąc w stanie z radości wydusić nic więcej zanim została zatopiona w jego ramionach. To był kolejny z najszczęśliwszych dni w ich małżeństwie, który został zdetronizowany przez tylko siódmy października - kiedy Joan Molly Weasley przyszła na świat.
![](https://img.wattpad.com/cover/165176765-288-k650149.jpg)
CZYTASZ
Węże jednak śmieszkują • Fred Weasley
Fanfiction🍊 Choć miłość Callie i Freda jest silniejsza niż kiedykolwiek, silniejszy niż kiedykolwiek jest też Voldemort. Nadchodzą ciemne czasy, które wymagają radykalnych rozwiązań, spojrzeń w przeszłość i zmian, choćby zamieszkania. Ani Callie, ani Fred ni...