Normalnie nie nazywam bonusów, ale ten zatytułuję "Dlaczego Callie?".
Grudzień 1998
Callie leżała w swojej sypialni na Pokątnej, uśmiechając się od ucha do ucha. Miała spokój w sercu chyba po raz pierwszy od wojny, myśląc o tym, że następnego dnia spotka wielu swoich znajomych, dalszych i bliższych nie na polu bitwy, a na czymś tak pięknym, jak ślub. Wesele Olivera i Christiny miało być jak oddech świeżego powietrza, wreszcie jakaś celebracja miłości oraz pokoju po miesiącach pogrzebów, rozpamiętywania wojny...
Dziewczyna wyczarowała malutkie światełko, które lewitowało jej nad czytaną przez nią książką. Wokół niej była tylko cisza i spokój utrzymujące jej dobry humor. Te dwa aspekty miały jednak szybko zostać zmącone, kiedy nagle ktoś bardzo powoli otworzył jej drzwi.
Callie odrzuciła książkę, by zobaczyć, kto przerwał jej błogi spokój.
- A ty co się tu skradasz? - szepnęła, widząc nikogo innego jak Freda w błękitnej koszulce i długich spodniach o tym samym kolorze. Trzymał jakiś biały materiał w dłoni, a za nim lewitowały jego poduszka i kołdra.
- Idę położyć się z moją narzeczoną - odparł niewinnie, machając różdżką, by jego kołdra i poduszka położyły się obok dziewczyny.
- Ty miałeś się wysypiać, jesteś jutro gościem honorowym, pamiętasz? - powiedziała Callie, różdżką gasząc lewitujące nad nią światełko, co pogrążyło pokój w całkowitych ciemnościach.
- To się będę wysypiał z tobą, bo mi strasznie zimno w łóżku - argumentował Fred, rzucając się na jej posłanie. - Przyniosłem ci nawet moją koszulkę - dodał, rozkładając przed nią to białe coś, co wcześniej niósł.
Wtedy Callie zmiękła, bo stale podkradała koszulki narzeczonego do spania, do tego stopnia, że musiała to ograniczyć, ponieważ nie miał już w czym chodzić. Dziewczyna podniosła się do pozycji siedzącej i z miejsca się przebrała. Choć Fred nie widział za wiele jej ciała w ciemnościach, uśmiechnął się szelmowsko.
Dziewczyna sądziła, że miał w planach nieprzespaną noc, ale stało się coś, czego w życiu się nie spodziewała.
- Tyś to mi się trafiła... - powiedział nagle Fred, ujmując jej twarz w dłonie. - Ciebie ktoś chyba stworzył właśnie dla mnie.
Callie rozpłynęła się od środka na te słowa.
- Freddie... Co ty mówisz... - szepnęła, ale chłopak nie dawał za wygraną.
- Ale naprawdę. Zobacz. Na przykład taka Christina to złota dziewczyna jest, serio. No zawdzięczam jej życie - mówił, kładąc się, więc Callie zrobiła to samo, przodem do niego. - Ale tak na dłuższą metę, tobym z nią nie wytrzymał. U niej wszystko musi być tak odpowiedzialnie, bezpiecznie, nie pozwala szaleć, bo coś ci się może stać, bla, bla... No i ona nie jest też taka ładna.
- Fred! - Callie kopnęła go w piszczel pod kołdrą, ale nie wyglądał na specjalnie wzruszonego tym faktem.
- No przepraszam! - Uniósł ręce w geście poddania się. - Oczywiście, nie tylko o urodę mi chodzi. Flora na przykład jest piękna, przyznaję. Ale Merlinie, ona czasem zachowuje się jak Percy. To papiery, to Ministerstwo, to jakaś ambasada...
Callie nie potrafiła powstrzymać się od chichotu na ostatnie słowa.
- Albo Leah. Świetna babka, ale jak nie jesteś uzależniony od smoków, to się z nią nie dogadasz. Charliemu się trafiło jedno na milion, że spotkał równie ześwirowaną dziewczynę, co on - kontynuował Fred, sprawiając, że Callie musiała stłumić swój śmiech poduszką. Obawiała się, że może obudzić George'a, który na pewno dopisałby do tego swoją historię.
- Hermiona jest w porządku, okej, lubię ją, doprowadza Rona do porządku jak nikt inny, ale jak ona zaczyna o nauce... Albo o tych nieszczęsnych skrzatach...
- Jak jeszcze raz wspomni o tych skrzatach, to chyba ją otruję - mruknęła Callie, tym razem rozbawiając narzeczonego.
- No a ty... - Fred ujął jej twarz w dłonie ponownie i choć było ciemno, starał się patrzeć jej w oczy. - Ty nie zadajesz głupich pytań, pomagasz nam w sklepie, znosisz nasze wygłupy od lat, zawsze przy mnie jesteś, no i jesteś taka piękna...
Tamte słowa sprawiły, że Callie zaparło dech w piersi. Nie spodziewała się takich wyznań tamtej nocy, nie słyszała zresztą podobnych od zaręczyn. Łzy stanęły jej w oczach, a ona sama przysunęła się bliżej do chłopaka.
- Freddie... Co cię wzięło? - zapytała, łapiąc go za rękę, a on wzruszył ramionami.
- Tak jakoś, bo jutro ten cały ślub...
- Ja teraz nie przebiję tego przemówienia, ale ty też jesteś dla mnie stworzony. Bez ciebie całkiem bym się załamała te kilka lat temu... Gdybyś... Gdy myślałam wtedy, że ty nie żyjesz, ja...
Fred nie odpowiedział, tylko przysunął się do niej jeszcze bliżej i przytulił, pozwalając sobie tak zasnąć.
Rankiem Fred obudził się wyjątkowo wcześnie z Callie używającą jego torsu jak poduszki. Za pomocą zaklęć chłopak wymienił siebie na właśnie poduszkę, a następnie wyszedł powoli z pokoju, nie chcąc jej obudzić. Rzucił kolejne zaklęcie, żeby nic nie słyszała, a następnie ruszył do kuchni, gdzie znalazł już George'a.
- Dobry... - zaczął, ale Fred od razu mu przerwał:
- Muszę skoczyć po kwiaty.
- A, dla Woodów? - zapytał niewzruszony George, ale Fred pokręcił głową, wyciągając dla siebie kubek z szafki.
- Nie, dla Callie.
George zbladł automatycznie.
- Co? To jest dziś jakaś okazja, którą opuściłem?
- Nie, po prostu... - Fred zamyślił się na chwilę, po czym westchnął. - Muszę jej od czasu do czasu przypomnieć, że ją kocham. I dziś jest właśnie dzień na to.
![](https://img.wattpad.com/cover/165176765-288-k650149.jpg)
CZYTASZ
Węże jednak śmieszkują • Fred Weasley
Fanfiction🍊 Choć miłość Callie i Freda jest silniejsza niż kiedykolwiek, silniejszy niż kiedykolwiek jest też Voldemort. Nadchodzą ciemne czasy, które wymagają radykalnych rozwiązań, spojrzeń w przeszłość i zmian, choćby zamieszkania. Ani Callie, ani Fred ni...