Następne kilka dni po przenosinach Harry'ego nie mogły być spędzone na żałobie po Moodym, który, jak się okazało, zginął jako jedyny w czasie wyprawy. Nikt nie miał jednak na to czasu, gdyż szykowały się dwa ważne wydarzenia: urodziny Harry'ego i, przede wszystkim, ślub Billa i Flory. Dla Callie w duchu i tak najbardziej liczyło się tylko to, że Fred i George wrócili żywi (choć nie do końca cali).
Do Nory przyjechali Leah z Charliem, który miał być drużbą Billa (Callie prędko przekonała się, że dziewczyna Charliego była naprawdę w porządku) i robiło się coraz ciaśniej. Molly jak lwica pilnowała układu w pokojach i nie pozwalała na to, by jakakolwiek para spała w tym samym pomieszczeniu (Fred nie omieszkał wtedy wspomnieć Callie, że cieszył się, że oni spali na Pokątnej, za co dostał kopniaka kolanem w swój tył). Sprawę utrudniał fakt, że pani Weasley, pomimo protestów Flory twierdziła, że ta koniecznie musiała mieć jeden pokój cały dla siebie.
W wieczór przed ślubem, po krótkim przyjęciu z okazji urodzin Harry'ego, Callie, Leah, Ginny i Hermiona zebrały się w pokoju Flory, który stał się wtedy swego rodzaju salonem kosmetycznym. Każda z nich miała zamiar dobrze wyglądać na weselu - każda z innym Weasleyem (lub Harrym w przypadku Ginny) na myśli - nawet jeśli Hermiona twierdziła, że to nie miało aż takiego sensu, to inne dziewczyny wiedziały swoje.
- Nie ruszaj się, Dunnet, bo ci wydłubię oko! - krzyknęła Leah, która siedziała na łóżku razem z Florą i "malowała" jej paznokcie eliksirem zrobionym wcześniej przez Callie, który miał idealny, pudroworóżowy kolor.
- Nie denerwuj mnie, bo będę miała jutro zmarszczki - argumentowała Flora, czym na moment rozbawiła wszystkie dziewczyny... Poza Hermioną.
- To nie jest możliwe, żebyś... - zaczęła Gryfonka, na co Leah przewróciła oczami.
- Wiemy, młoda, to taki żart - przerwała jej, nie odrywając wzroku od paznokci Flory. Hermiona speszyła się i zrobiła czerwona jak burak.
- A mówiąc o żartach, jak się trzyma mój oduchowiony braciszek? - zapytała Ginny, która siedziała z Callie na podłodze i trzymała razem z nią pomalowane już paznokcie w wywarze, który miał wszystko utrwalić.
- Co? - wydusiła Callie, jakby wyrwana z transu, bo dotąd bez celu gapiła się na wywar w misce.
Przez nieustępujący temat ślubu głowę Ślizgonki cały czas zaprzątały myśli o tym, czy ją to czekało. Od tej krótkiej wzmianki przy rannym George'u Fred nic nie mówił o choćby ich własnym weselu... Callie nie chciała się narzucać, nie chciała na niego naciskać, ale też po cichu pragnęła wiedzieć, na czym stoi. Zbliżały się coraz mroczniejsze czasy i jej marzeniem było chociaż powiedzenie "tak" przy oświadczynach... Miała dziwne wrażenie, że to jakoś uchroniłoby ich od rozdzielenia w czasie tego koszmaru.
- Dobrze... - odparła wreszcie Callie, unosząc wzrok znad miski. - Codziennie smaruję mu tę ranę, nie będzie nawet widać, że coś się rozerwało.
- Freddie nie jest zazdrosny? - zapytała roześmiana Ginny. - Bo w Zakonie to go krew zalewała.
- Nie, nie... - odparła Callie. - Cieszy się, że George zdrowieje - dodała z małym uśmiechem.
- Flora, już wyglądasz jak bogini - stwierdziła Leah, skończywszy paznokcie przyjaciółki. - Jutro wszyscy padną z wrażenia.
- I oby tylko z tego... Nadal się zastanawiam, czy ślub w tym szaleństwie to był dobry pomysł - powiedziała Flora, wzdychając głęboko.
- To był świetny pomysł. Trzeba przypominać ludziom, że jest jeszcze miłość na tym świecie - powiedziała od razu Leah, biorąc do swojej wielokrotnie poparzonej ręki różdżkę, za której pomocą chciała wysuszyć paznokcie Flory.
Callie przygryzła wargę po tych słowach.
No właśnie...
- Tylko Hermiona się tu kryje ze swoją miłością - zauważyła Ginny, na co wszystkie głowy zwróciły się w jej stronę.
- Ja kocham... Książki - powiedziała pospiesznie Granger i wróciła do grubej lektury, którą trzymała na kolanach.
Ginny już chciała to skomentować, gdy wszystkie dziewczęta usłyszały dźwięk jakiegoś przedmiotu spadającego tuż przed drzwiami. Każda z nich od razu spojrzała w tamtą stronę.
- A to co? - zapytała Leah, unosząc brew.
Nagle drzwi otworzyły się z impetem, ujawniając stojących za nimi Freda i George'a, szczerzących się jak głupi. Przywitani zostali wrzaskiem ze strony dziewcząt.
- Wyjeżdżajcie stąd! - burknęła Ginny, wstając od razu z zamiarem pozbycia sie swoich braci z pokoju.
- Spokojnie! - zawołał George (poznać można go było po zabandażowanej głowie), unosząc ręce w geście poddania się.
- My tylko po Callie! - dodał Fred, robiąc to samo. - Chcemy wrócić do domu!
- Och, ja cię podziwiam, młoda... - powiedziała Leah, nachylając się z łóżka w jej kierunku i klepiąc Ślizgonkę po plecach.
- To wracajcie - odparła Callie, wyciągając swoje dłonie z miski. - My mamy tu jeszcze trochę do zrobienia.
- No, to wypad stąd! - krzyknęła Ginny, po czym zamknęła drzwi od sypialni tuż przed nosami bliźniaków.
Callie zaśmiała się tylko, ciesząc się, że siostra chłopaków choć raz wyręczyła ją z uspokajania ich. Sama Ślizgonka wróciła na Pokątną jakąś godzinę później ze zrobionymi paznokciami i kilkoma maseczkami. Światła w mieszkaniu były zgaszone, więc dziewczyna rzuciła Muffliato, nie chcąc budzić bliźniaków. Mimo tego znikąd w przedpokoju pojawił się Fred w spodenkach i luźnej koszulce od piżamy, ziewając.
- Co ty tam tak długo robiłaś? - zapytał, gdy Callie ściągała buty i lekko przestraszyła się jego nagłym pojawieniem się.
- Jeju, a ty nie śpisz jeszcze?
- Czekałem na ciebie - odparł, ponownie ziewając i mocno przytulając ją do siebie.
Callie uśmiechnęła się szeroko, gdy to zrobił: był niesamowicie ciepły, miała pewność, że dopiero co wyszedł spod kołdry. Wtuliła jeden policzek w niego, tym samym odwracając głowę w kierunku kuchni - wtedy przypomniały się jej te pieniądze, które tam znalazła... Jeszcze to wszystko o ślubie... Zastanawiała się, czy to nie był idealny moment zesłany jej przez los, żeby o tym porozmawiać...?
- Fred, możemy pogadać...? - zapytała cicho, na co on ponownie ziewnął i odparł:
- Tak?
- Zmęczony jesteś - stwierdziła Callie, wycofując się nieco z uścisku. Widziała, jak oczy jej ukochanego się zamykają.
- No, trochę... - przyznał Fred, jedną rękę zakładając kosmyk włosów Callie za jej ucho, a drugą trąc oko.
Dziewczyna postanowiła się poddać. Z doświadczenia wiedziała, że zaspany Fred potrafił albo tylko bredzić, albo tylko przytulać się i całować. Na pewno nie nadawał się wtedy na poważne rozmowy...
- To idź spać - powiedziała cicho, trzymając dłoń na jego twarzy.
- Ale chciałaś pogadać...?
- Nie musimy teraz - zapewniła go od razu. - Daj mi teraz tylko twoją bluzkę do spania, bo jest za gorąco na dworze - dodała prędko.
- Tę? - zapytał Fred, wskazując na białą koszulkę, którą miał na sobie, a Callie tylko przewróciła oczami.
- Kretyn.
Ta krótka sytuacja trochę ją jednak zasmuciła. Uwielbiała optymizm chłopaka, ale zaczęła się wtedy zastanawiać, czy on po prostu nie był za dziecinny na małżeństwo... Wiedziała, że kolejnego dnia nie będzie w stanie nie wyobrażać sobie siebie przed ołtarzem, gdy już zobaczy Florę w tej pięknej sukni, z welonem i wszystkim...
Budziło się w niej dziecięce marzenie bycia taką księżniczką choćby na jeden dzień. I nigdy nie sądziła, że będzie tak blisko spełnienia tego marzenia... Ale wciąż się bała.
Callie pokręciła głową sama do siebie, gdy siadała na swoim łóżku. Musiała - według siebie - przestać marzyć i skupić się na tym, by bezpiecznie przetrwać wesele, bo tam, gdzie był Harry, tam zdecydowanie nie było bezpiecznie.
CZYTASZ
Węże jednak śmieszkują • Fred Weasley
Fanfic🍊 Choć miłość Callie i Freda jest silniejsza niż kiedykolwiek, silniejszy niż kiedykolwiek jest też Voldemort. Nadchodzą ciemne czasy, które wymagają radykalnych rozwiązań, spojrzeń w przeszłość i zmian, choćby zamieszkania. Ani Callie, ani Fred ni...