Rozdział 11

16.8K 1.9K 530
                                    

Od poznania dziadka Callie zaznała w sercu swego rodzaju spokoju. Wreszcie znała całą prawdę i dopilnowała, żeby wszystkiego dowiedział się również jej ojciec.

Daniel Irving, jak przewidywała jego córka, był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, gdy wreszcie dowiedział się, jak to jest mieć tatę. Avery starał się często odwiedzać zarówno jego, jak i Callie. Dziewczyna cieszyła się, że w końcu miała dziadka, z którym mogła porozmawiać, a po czasie nawet się pośmiać - kiedy Avery zrozumiał, że i ona, i Daniel mu wybaczyli, zaczął nawet opowiadać jej zabawne historie z czasów szkolnych.

Nawet wigilię Bożego Narodzenia postanowili spędzić w jak najbardziej rodzinnym gronie - Callie, jej rodzice, no i oczywiście Avery. Ślizgonka dopiero na właściwe święta udała się do Nory, gdzie poza nią i bliźniakami gościli też Bill, Flora i... Ron?

- Ron? - powiedział zszokowany George, wchodząc do jadalni po przywitaniu się ze swoimi rodzicami.

- Co ty tu robisz, bracie? - dodał równie skołowany Fred. - Gdzie jest Harry? Hermiona?

Na te słowa Ron spuścił głowę, wyraźnie zawstydzony i zażenowany. Molly od razu zainterweniowała.

- Fred, George, zostawcie go! - zawołała stanowczo z kuchni, po czym Ron wymamrotał coś, że musi do toalety i prędko wyszedł z pomieszczenia. Wtedy Bill podszedł do swoich braci i Callie.

- Ron jest u nas od jakiegoś czasu - powiedział cicho, patrząc w bok, by sprawdzić, czy najmłodszy brat go na pewno nie słyszał. - Podobno pokłócił się z Harrym, a teraz nie może ich znaleźć.

- Kretyn - powiedział Fred z pogardą.

- Jak zwykle - dodał George.

Bill spojrzał na nich surowo niczym rozczarowany ojciec. Callie wtedy zrozumiała, jak ciężko musiało mu być jako najstarszemu bratu z całą zgrają takiego rodzeństwa i podziwiała go za jego stoicyzm.

- Nie teraz, Fred, George - powiedział stanowczo. - Mnie też się to nie podoba, ale wina zjada go pewnie od środka i nie potrzebuje już naszego nagabywania.

- Przynajmniej wiemy, że Harry jest cały i zdrowy - zauważyła Callie, na co Bill pokiwał głową z aprobatą.

- Callie ma rację. Ochrona Harry'ego jest teraz najważniejsza, a jemu na razie udaje się ukrywać, więc z tego powinniśmi się cieszyć - powiedział Bill, po czym odszedł, by zająć swoje miejsce przy stole obok Flory.

- Jedzenie będzie za dziesięć minut - oznajmiła Molly, na co bliźniacy jękneli. Byli już głodni, a wiedzieli doskonale, że te "dziesięć minut" może się wydłużyć.

- To my w międzyczasie zaopiekujemy się kominkiem - oznajmił George i razem z Fredem wynieśli się do salonu. Callie tylko pokręciła głową i usiadła obok Ginny.

- Nadal się nie oświadczyłeś? - szepnął George do brata, wyciągając z kieszeni różdżkę, by rozpalić większy ogień w dogasającym już kominku. - Wiesz, mama zawiesiła jemiołę w wielu miejscach, to możesz...

- Wiesz co? - powiedział Fred, wyciągając własną różdżkę. - Cieszę się nawet, że wtedy mi nie wyszło. Wolę poczekać, żeby dać jej ten prezent...

- Powiesz mi w końcu, co to? - zapytał zaciekawiony George, rzucając kilka zaklęć na drewno, by dobrze się paliło. Fred pomógł czarami rozprowadzającymi ciepło po domu, po czym pokiwał głową.

- Ale nie tutaj - szepnął Fred konspiracyjnie, rozglądając się. - Chodź na dwór, nie chcę, żeby Callie usłyszała - dodał, na co tym razem George pokiwał głową i obaj wyszli do zaśnieżonego ogrodu.

Tymczasem Callie nawiązywała rozmowę z Ginny, która wyglądała na nieco zmarnowaną. Ruda bawiła się z siedzącym na jej kolanach puszkiem pigmejskim (Fred i George mieli masę tych zwierzaków w swoim sklepie, stąd nie były Ślizgonce obce), Arnoldem, jednak robiła to jakoś bez przekonania. Callie przez radość, którą doświadczyła w ostatnich kilku tygodniach dzięki dziadkowi i oczywiście bliźniakom, na moment zapomniała, że niektórzy nadal chodzili do Hogwartu, w którym nie działo się dobrze.

- Jak się trzymasz, Ginny? - zapytała, patrząc na nią smutno.

- Całkiem, całkiem... - odparła Gryfonka, wzdychając i nawet nie unosząc wzroku znad puszka.

- Szkoła? - dopytywała Callie.

- W szkole mamy terror. Znaczy, Ślizgoni trzymają się dobrze, ale reszta niezbyt... Ale to jest do zniesienia - wyjaśniła Ginny już nieco żywszym tonem.

- To co cię gryzie?

Na te słowa Ginny westchnęła i na moment zawiesiła w powietrzu rękę, którą chciała pogłaskać swojego zwierzaka.

- Harry - odparła, spoglądając na Callie nieznacznie. - Zresztą, jakby wszyscy przeżywają teraz jakiś kryzys... Neville jest nagle najodważniejszy z nas wszystkich, ale chodzi struty, bo nie ma tej jego Adele w szkole, tak jak wszystkich mugolaków... Nawet zauważyłam, że Malfoy w ostatnim czasie jakby stracił chęci do życia. Ta jego dziewczyna też zniknęła.

- Ale że... Aurory nie ma w szkole? - zapytała zaskoczona Callie, wiedząc, że to nie mogło oznaczać niczego dobrego. 

- Na to wygląda - stwierdziła Ginny. - Nie widziałam jej od co najmniej dwóch tygodni, a tak to cały czas była z nim.

Callie zaczęła się przez chwilę nad tym zastanawiać. Bała się, że Aurora również została włączona w kręgi Voldemorta, albo gorzej, że już nie żyła - to mogłoby wyjaśniać załamanie Draco. Cieszyła się, że on chociaż w pełni sił chodził do szkoły, jednak wciąż bała się, że jej kuzyn w jakiś sposób był wykorzystywany przez Śmierciożerców. Zamyślenie dziewczyny nie potrwało zbyt długo - wyrwał ją z niego radosny okrzyk pani Weasley:

- Och, Remus, Ether, nareszcie!

Do jadalni weszli wymienieni przez Molly czarodzieje, a zaraz za nimi Fred i George z czerwonymi policzkami i jakby przyprószeni śniegiem. Jednak, o dziwo, to nie bliźniacy bardziej zdziwili Callie, a Ether, która zdawała się przytyć parenaście ładnych kilogramów od ślubu Billa i Flory. Dopiero spojrzenie na brzuch kobiety sprawiło, że Ślizgonka zrozumiała, dlaczego tak się stało. Molly podeszła do przybyłego małżeństwa i o mało nie wypuściła z ręki swojej różdżki.

- Ether... Czy ty...? - powiedziała zszokowana.

- Tak, jestem w ciąży - odparła Ether z uśmiechem, na co Molly od razu wręcz rzuciła się na nią, by ją przytulić.

- Och, gratulacje! Czemu nic nie mówiliście? Znacie już płeć?

- Sami długo nie wiedzieliśmy... To chłopiec... - mruknął jakby speszony tym wszystkim Remus, gdy pan Weasley podszedł do niego, by również mu pogratulować. Pani Weasley zaczęła jeszcze bardziej zachwycać się faktem, że tamtych dwoje po tylu latach wreszcie będzie miało dziecko, a w tym czasie Fred i George prędko ominęli całe zamieszanie i usadowili się przy stole.

- Gdzie wyście byli? - zapytała Callie, widząc z bliska Freda, który miał płatki śniegu w swojej czuprynie.

- Na zewnątrz - odparli symultanicznie bracia.

- Wow, no nie domyśliłam się - powiedziała Callie tak, że jej słowa wręcz ociekały sarkazmem. - Po co?

- Braterska tajemnica - odparł George pospiesznie.

- Kiedyś ci powiem, obiecuję - dodał Fred, na co jego bliźniak przewrócił oczami i robiąc cudzysłów z palców, zwrócił się do Callie:

- "Kiedyś".

Węże jednak śmieszkują • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz