Rozdział 14

15.1K 1.9K 1.2K
                                    

Callie stała na jednym z balkonów Hogwartu, obserwując, jak jego bariera ochronna powoli była niszczona. Dziewczyna nie wierzyła w to, co się działo - jeszcze nieco ponad godzinę temu była w łazience i patrzyła w szoku na test ciążowy. Teraz znajdowała się na skraju wielkiej walki i nie potrafiła tego przetrawić. Patrzyła wielkimi oczyma na odłamki bariery, spadające jakby w zwolnionym tempie w dół, niczym kawałki najlżejszego papieru.

Czy Callie się bała? Cholernie, i odczuwało to całe jej ciało, które prawie się trzęsło. Ale czy zamierzała się poddać? Ślizgońska ambicja nigdy by jej na to nie pozwoliła.

- Okej, Freddie? - powiedział nagle George, który stał kilka metrów od dziewczyny.

- Taa - przyznał Fred z uśmiechem.

- Ja też - odparł George, trącąc go łokciem, również się uśmiechając.

Callie nie mówiła nic. Stała na uboczu i ściskała swoją różdżkę nieco mocniej, niż było to konieczne, bijąc się z własnymi myślami. Fred spojrzał na nią i westchnął - też się bał, ale nigdy w życiu by tego nie przyznał.

- Chodźmy już - powiedział głośno, jakby upewniając się, że dziewczyna go usłyszy. - Remus mówił, że będzie potrzebował jakiejś pomocy...

Na te słowa Callie wybudziła się jakby z transu. Podeszła do bliźniaków i położyła dłoń na ramieniu Freda, który już chciał skierować się ku wyjściu z balkonu, by go zatrzymać.

- Zaczekajcie - powiedziała, po czym wyjęła z kieszeni swoich spodni jakąś małą butelkę ze złotym płynem w środku. Obaj bliźniacy zrobili wielkie oczy na ten widok.

- Czy to jest... Felix Felicis? - zapytał George, na co ona pokiwała głową.

- Warzyłam go od kilku miesięcy tak na wszelki wypadek i na szczęście zdążyłam - wyjaśniła, po czym otworzyła butelkę. - Starczy na kilka godzin, jeśli każde z was weźmie spory łyk.

Bracia wymienili zaskoczone spojrzenia. Byli pod wrażeniem tego, jak Callie popatrzyła w przyszłość i że uwarzyła wyjątkowo trudny eliksir, który mógł w skrajnych przypadkach nawet uratować życie.

- Praktyczni ci Ślizgoni - przyznał Fred, a Callie sama sobie się zdziwiła, ale krótko się zaśmiała.

- Pijcie - nakazała, wyciągając rękę z butelką z Płynnego Szczęścia w kierunku chłopców. - Ja już wzięłam swoją dawkę.

Fred odebrał od niej eliksir i już chciał wziąć łyk, gdy nagle się zatrzymał.

- Chwila, nie pijmy tyle. Dajmy jeszcze trochę rodzicom... Ginny, Billowi...

- Im mniej wypijecie, tym krócej będzie działać... - zauważyła Callie, czując, jakby serce podchodziło jej do gardła.

- Musimy im dać - przyznał George od razu.

- Podzielę się z nimi - powiedział Fred i bez żadnego ostrzeżenia zniknął z balkonu.

Callie się nie ruszyła i patrzyła wielkimi oczyma na miejsce,  w którym zniknął jej ukochany. Bała się, że eliksiru nie starczy dla bliźniaków, a to przecież z myślą o nich go przygotowywała...

Węże jednak śmieszkują • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz