Rozdział 2

19.8K 2.4K 933
                                    

Callie nie miała serca przerywać Molly pożegniania z jej mężem i dziećmi, których aż czworo udawało się na niebezpieczną misję przenosin Harry'ego Pottera z jego domu do Nory. Choć chciała jak najszybciej podejść do bliźniaków, ale pani Weasley zablokowała jej na moment drogę, więc dziewczyna cierpliwie czekała.

Stała przed Norą i czuła ogromny ciężar na sercu. Co chwilę przełykała ślinę, jakby to mogło pomóc przerażeniu, które wtedy odczuwała. Był przyjemny, letni wieczór, ale ona wcale nie potrafiła się wtedy tym cieszyć. Tak strasznie chciała, żeby już było po wszystkim...

Ślizgonka spojrzała na Billa i Florę, a także Remusa i Ether z niemałą zazdrością. Oni lecieli razem, mogli się pilnować, cały czas widzieli, co działo się z ich ukochaną osobą... A ona nie miała tego luksusu. I to znowu przez jej cholerne pochodzenie.

Kiedy Molly postanowiła przytulić także Remusa i Ether, Callie w końcu miała wolną drogę do Freda, do którego prędko podeszła. Położyła dłonie na jego torsie i złapała w pięści jego koszulkę, jakby po to, by utrzymać się na nogach. Wzięła głęboki wdech, szukając dobrych słów.

- Uważaj. Tylko o to cię proszę - powiedziała Callie stanowczo, po czym mocno przygryzła wargę, by się nie rozpłakać. Miała wrażenie, że tamtej nocy nie uda jej się puścić bluzki Freda, że będzie ją uporczywie trzymała niczym dziecko spódnicy swej matki. Tak bardzo nie chciała, żeby leciał; po głowie chodziło jej tysiące durnych pomysłów na to, jak go powstrzymać...

Ponownie kątem oka spojrzała na Billa i Florę. Chłopak obejmował swoją narzeczoną, a Callie tak strasznie mu zazdrościła, że on nie będzie musiał jej puszczać. Oni mieli zresztą wziąć ślub już za kilka dni, w całym tym szaleństwie, zanim mogłoby stać się coś złego... Tego też im zazdrościła.

- Och, ja zawsze uważam - odparł Fred z tym typowym dla siebie wyszczerzem, jednak Callie wcale to nie rozbawiło.

- Fred, do cholery... - syknęła, a oczy się jej zaszkliły.

Wtedy Fred postanowił na moment zrezygnować z żartów. Nachylił się i pocałował dziewczynę w głowę.

- Będę uważał, słowo Gryfona.

Callie uniosła głowę i spojrzała na George'a, który stał po jej lewej i też się szczerzył. Wtedy puściła jedną rękę i zdzieliła nią młodszego bliźniaka w głowę.

- Ciebie też to się tyczy, nie ciesz się tak - powiedziała surowo, choć pociągając już nosem, przez co brzmiała jak zapłakane, ale wkurzone dziecko.

- Tak jest, pani Snape - odparł jej George, salutując.

Tu Callie westchnęła ponownie i ostatni raz bez namysłu rzuciła się Fredowi na szyję. Choć nie chciała dopuszczać do siebie tej myśli, była świadoma tego, że mogła go już nie zobaczyć.

- Kocham cię, wiesz? - powiedziała, rozklejając się już na dobre. - Naprawdę cię kocham i zawsze będę...

- Ale Callie... - zaczął Fred i chciał zażartować, by ją pocieszyć, ale George spojrzał na niego ostrzegawczo i pokręcił głową. Młodszy z bliźniaków widział, że to nie był najlepszy moment.

- Ja ciebie też - odparł jej i zniżył głowę, by ją pocałować, dosłownie w momencie, gdy Moody wrzasnął do wszystkich:

- Koniec ckliwości! Mamy mało czasu, wszyscy lecimy! Teraz!

Callie ostatecznie puściła chłopaka, a on uśmiechnął się do niej jeszcze raz i podszedł do swojej miotły, na której miał lecieć. Dziewczyna liczyła tylko na to, że to nie był ostatni uśmiech, którym ją obdarzał. Weszła z powrotem do Nory zanim jeszcze w ogóle wystartowali, bo nie chciała tego widzieć, pragnęła się uspokoić i przestać płakać, ale strasznie trudno jej to szło.

Za chwilę do środka weszły także pani Weasley oraz Ginny, która była niepełnoletnia i dlatego nie leciała. Callie robiła głębokie wdechy, próbując za wszelką cenę powstrzymać się od płaczu, aż wreszcie wpadła na lepszy pomysł.

- Pani Weasley... Mogę wykorzystać pani składniki? Chciałabym przygotować Eliksir Uspokajający - zwróciła się do Molly, która właśnie miała zamiar zająć się prasowaniem.

- Oczywiście, moja droga - odpowiedziała kobieta, rozkładając deskę do prasowania w salonie.

Callie prędko udała się wtedy do kuchni, chcąc zająć się przygotowywaniem eliksiru. Ta czynność zawsze ją uspokajała, dodatkowo mikstura, którą chciała przyrządzić, również miała pomóc. Ginny bez namysłu ruszyła za nią i usiadła na blacie kuchennym, gdy Ślizgonka przeszukiwała szafki.

- Nawet nie wyobrażam sobie, co ty czujesz - powiedziała Callie, zauważywszy kątem oka, że ruda pojawiła się w kuchni.

- W sensie? - zapytała zdziwiona Gryfonka, unosząc brwi.

- Dla mnie lecą jakby tylko Fred i George... Ale dla ciebie... Czterech braci, twój tata...

- I Harry - zakończyła cicho Ginny, wzdychając. - Chociaż... Trochę się przyzwyczaiłam, że Harry jest w wiecznym niebezpieczeństwie.

- Jak Fredowi coś się stanie... - zaczęła Callie, machając różdżką, by rozpalić ogień pod kociołkiem. - Merlinie, ja nigdy sobie nie wybaczę, że go tam puściłam...

- Nie myśl o tym, ja też próbuję nie - poradziła ruda, ale Ślizgonka pokręciła głową, wyciągając deskę do krojenia.

- Nie jestem Gryfonką, Ginny. Boję się cholernie - wyznała Callie, unikając jej wzroku.

- To pogadajmy o czymś innym. Masz już jakąś kreację na ślub Billa i Flory?

Choć te słowa miały w zamyśle pocieszyć Callie, wtedy wspomnienie o zbliżającej się ceremonii ją zasmucało. Skłamałaby sama przed sobą, gdyby powiedziała, że nie myślała o swoim przyszłym ślubie, a bardziej o tym, czy on kiedykolwiek nadejdzie...

Nie rozmawiała o tym z Fredem. Ani razu. Żadne z nich nawet o tym nie wspomniało, nawet o jakichkolwiek zaręczynach. Callie nie chcicała naciskać, mieli przecież dopiero po dwadzieścia lat i mnóstwo czasu. Zastanawiała się tylko, czy w tym wojennym szaleństwie tego czasu im tak prędko nie ubywało...

- Tak, mam... Zostawiłam ją w domu - odpowiedziała, rozpoczynając krojenie jednego ze składników i jednocześnie powstrzymując kolejną chęć płaczu. - A ty?

Ginny już otwierała usta, by odpowiedzieć, gdy w kuchni pojawiła się pani Weasley.

- Znalazłaś wszystkie skła... - zaczęła, po czym zobaczyła twarz Callie, która zaczynała się robić czerwona. - Och, moja droga, nadal płaczesz?

- Nie, nie, ja tak tylko... - odparła pospiesznie dziewczyna, choć wiedziała, że nie ukryje zaszklonych oczu.

Molly podeszła do niej, odebrała jej nóż i odłożyła go, a następnie mocno przytuliła. Callie była tym zupełnie zszokowana, ale ciepło bijące od kobiety od razu polepszyło jej nastrój.

- Cieszę się, że chłopcy cię spotkali - powiedziała Molly, wycofując się nieco.

- Naprawdę? - wydusiła Callie, zupełnie nie spodziewając się takiego obrotu spraw. Nikt jej raczej nigdy nie mówił, że cieszył się ze spotkania jej: oczywiście poza bliźniakami.

- Uspokoiłaś ich trochę - powiedziała pani Weasley z uśmiechem, delikatnie gładząc dziewczynę po głowie.

- Ja tam nie zauważyłam różnicy... - odparła jej Callie, już śmiejąc się pod nosem. - Ale dziękuję.

Molly uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

- To ja dziękuję.

Węże jednak śmieszkują • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz