Rozdział powstał w samolocie, w niebie, ale ja do nieba na pewno po nim nie pójdę
Przepraszam, trochu NSFW aczkolwiek jak to u mnie bez przesady~
Kolejne tygodnie zdawały się ciągnąć w nieskończoność i były dla Callie bardzo nużące. Prawie każdy dzień wyglądał tak samo: ona przygotowywała eliksiry na zamówienie, bliźniacy wpadali na chwilę na Pokątną, gdzie często spotykali się z Lee i prowadzili Potterwartę, od czasu do czasu Ślizgonka pisała do rodziców czy dziadka. Nie działo się nic nadzwyczajnego, a słuchanie o kolejnych zaginięciach rozdzierało serce dziewczyny. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nikt nie mógł nic z tym zrobić, a Fred nalegał wręcz, by Callie nie opuszczała domu dla własnego bezpieczeństwa.
Szara rutyna zatrzymała się jednak w dniu dwudziestych urodzin dziewczyny. Z samego rana Fred i George wparowali do sypialni Callie, śpiewając Sto lat na całe gardła. Dziewczyna zerwała się ze snu, ale nie krzyczała na bliźniaków; wręcz przeciwnie, usiadła i, trąc oczy, zaczęła się uśmiechać.
- Wszystkiego najlepszego! - zawołali obaj jednocześnie, siadając na jej łóżku.
Callie zauważyła wtedy, że George trzymał w rękach wielki, pomarańczowy tort. Ciasto było nieco nieudolnie pokryte jakimś gęstym kremem, a na jego wierzchu kawałków pomarańczy ułożona została wielka, krzywa litera C. Kolejne części cytrusa były też rozłożone przy brzegach. Na środku były też fioletowe świeczki.
- Nie wiedzieliśmy do końca, co ci dać - powiedział George.
- Więc sami upekliśmy ten tort - dodał Fred z uśmiechem i wyjął swoją różdżkę, by zapalić świeczki.
- Wy? Wy go upiekliście? - powiedziała zaskoczona Callie, patrząc to na jednego, to na drugiego. - Nasza kuchnia jeszcze stoi?
- Bardzo śmieszne - odparli jednocześnie, na co Callie się tylko zaśmiała.
- Nie gadaj, tylko pomyśl życzenie - dodał Fred, a George przysunął tort w jej kierunku.
Callie przygryzła wargę i chwilę się zastanowiła. Spojrzała na Freda, a potem przymknęła na moment oczy, wzięła głęboki wdech i zdmuchnęła wszystkie dwadzieścia świeczek za jednym razem. Gdy to zrobiła, te wystrzeliły w górę i wybuchły nad ich głowami, zsyłając na nich deszcz fioletowego konfetti.
- No co jak co, ale niespodzianki to wam się udają - przyznała Callie, patrząc z zachwytem na jej zasypane błyszczącymi fioletowymi kawałkami łóżko. - No chodźcie tu - dodała i wręcz wyskoczyła ze swojej kołdry, by ich przytulić.
George odłożył tort na jej szafkę nocną dla bezpieczeństwa, podczas gdy ona objęła i jego, i Freda, przytulając ich do siebie mocno (była już wprawiona w przytulaniu ich obu naraz, nawet jeśli byli wielcy).
- Dziękuję wam - powiedziała, po czym prędko jeszcze pocałowała Freda.
- A wiesz, że jesteśmy niesamowici? - zapytał z wyszczerzem.
- No wiem, wiem - powiedziała Callie, próbując jakoś ułożyć swoje włosy po spaniu.
- Ale serio - dodał George - uzupełniliśmy ci wszystkie składniki na eliksiry. I jeszcze znaleźliśmy jakieś ekstra, my nie wiemy co to, ale ty się na tym znasz.
- Naprawdę? - zapytała Callie, zatrzymując w powietrzu dłonie, którymi jeszcze przed chwilą przeczesywała włosy. - Dziękuję! - zawołała entuzjastycznie i od razu wyskoczyła z łóżka, by zobaczyć swoje prezenty.
- O matko, ogniste nasiona! Fruwokwiat! I nawet wydzielina korniczaka! - wołała Callie z salonu, podekscytowana niczym dziecko. - Kocham was! - dodała, rozbawiając tym samym obu chłopców.
CZYTASZ
Węże jednak śmieszkują • Fred Weasley
Fanfic🍊 Choć miłość Callie i Freda jest silniejsza niż kiedykolwiek, silniejszy niż kiedykolwiek jest też Voldemort. Nadchodzą ciemne czasy, które wymagają radykalnych rozwiązań, spojrzeń w przeszłość i zmian, choćby zamieszkania. Ani Callie, ani Fred ni...