Wracamy do korzeni tego wszystkiego, nie tylko przez to, że przedwczoraj były urodziny Callie, ale że po tych prawie 8 latach tutaj będziecie mogli mieć moją książkę na papierze... I bez Was, i bez Węży by tego nie było ❤️ Dziękuję jeszcze raz.
~
2005
To nie był najładniejszy październik. W Londynie wiał nieprzyjemny wiatr, zimny, przeszywający na wskroś każdego, kto wystawił nos na zewnątrz. Deszcz dudnił o szyby budynków stolicy, w tym o szpital świętego Munga, w którym niedawno narodziło się nowe życie.
Callie nie potrafiła oderwać wzroku od swojej córki. Mimo że to był jej drugi poród, który zresztą przebiegł znacznie sprawniej niż pierwszy, emocje się nie zmieniły, a może nawet okazały się silniejsze. Malutka Joan, której kobieta nie wyobrażała sobie nazwać jakkolwiek inaczej, urodziła się ze znacznie ciemniejszymi włoskami niż jej brat, była też znacznie mniejsza.
Łzy nie przestawały spływać po zaczerwienionych policzkach Callie, która tuliła maleństwo do swojej piersi i nie potrafiła przestać całować córki w jej główkę. W tamtej chwili mała Joan wydawała się matce najpiękniejszą istotą na świecie.
Oderwała wzrok od maleństwa dopiero wtedy, gdy usłyszała dźwięk otwierających się drzwi. Do sali wszedł Fred w pomarańczowym swetrze z fioletową literą F na środku, a na jego widok Callie rozkleiła się jeszcze bardziej.
- Jak się czujesz, kochanie? - zapytał od razu, a gdy zobaczył jej łzy, wtedy i jego oczy się zaszkliły.
- Tego się nie da opisać, Freddie - wyłkała z trudem, pociągając nosem. - Spójrz na nią - szepnęła.
Fred usiadł na taborecie przy białym, szpitalnym łóżku i najpierw ucałował żonę, a potem wreszcie przyjrzał się swojej córeczce.
Chwyciło go za serce chyba bardziej niż kiedykolwiek w życiu. Nie potrzebował już nawet słów, by porozumieć się z Callie; wziął Joan w swoje ręce i także przytulił ją do siebie, nieporuszony nawet jej cichym jęknięciem niezadowolenia, że została ruszona.
- Moja księżniczka - wyszeptał Fred, również całując Joan w głowę, przez co Callie rozbeczała się bardziej i prędko otarła twarz.
Po chwili Fred oddał dziewczynkę matce, a następnie przy pomocy różdżki oczyścił twarz żony i odetkał jej zatkany płaczem nos. Gdy Callie wyszeptała pospieszne podziękowania, on podszedł z powrotem do drzwi.
- Czekaj, jest jeszcze ktoś, kto bardzo chce was zobaczyć... - Nacisnął klamkę, a następnie powiedział coś do kogoś czekającego na korytarzu.
Kilka chwil później Fred ponownie siedział na taborecie, a na jego kolanach trzyletni Artur, ubrany w bardzo podobny do ojca sweterek. Chłopiec o wściekle rudych włosach rozglądał się wokoło z zainteresowaniem po nieznanym pomieszczeniu, aż jego wzrok nie padł wreszcie na matkę.
- Mama! - zawołał, wyciągając ręce w jej stronę, a rozczulona Callie przysunęła się do niego, by go ucałować.
- Cześć, słoneczko. - Pogładziła go po głowie, a następnie poprawiła ułożenie Joan w swoich ramionach. - A wiesz, kogo ja tu mam?
Artur patrzył na dziecko z zaciekawieniem, lecz i jednocześnie pewnym odrzuceniem, jakby nie wiedział, jak to coś, co trzymała jego matka, nazwać.
- Artur, to twoja siostrzyczka - powiedział Fred, zachęcając go, by przyjrzał się lepiej. - Będziesz dla niej dobrym starszym bratem, prawda?
- Tak jak tata dla swojej siostry. - Zaśmiała się Callie, a Fred widział, że robiła sobie z niego żarty.
- Ja jestem najlepszym bratem Ginny... Chociaż ciesz się, że nie masz konkurencji, Artur.
💜🧡
2020
- Jakim ty jesteś kretynem skończonym!
Wrzask Joan Weasley prawie zatrząsł domem w posadach. Dziewczyna właśnie zbiegała ze schodów przed swoim bratem, niby na wielkanocny obiad, a tak naprawdę trochę przed nim uciekając.
- I kto to mówi! - odkrzyknął Artur, zeskakując ze schodów tuż za siostrą.
Callie i Fred, którzy siedzieli już przy zastawionym stole i czekali na swoje dzieci, wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Wiecie co? Jak byliście mali, to się do siebie nie odzywaliście i tak cicho było... - rzucił Fred
- I dokładnie tak zrobię, tato! Ja się odzywać do tego idioty nie będę - zapowiedziała Joan całemu światu, a następnie odsunęła krzesło ze swoim imieniem o wiele agresywniej niż było to konieczne.
Artur prychnął głośno.
- Dnia nie wytrzymasz. Zaraz będzie hej, Artur, braciszku, pożycz wypracowanie z transmutacji...
- Nigdy nie powiem do ciebie braciszku! - odgryzła się Joan z przeciwnej strony stołu do tej, przy której miejsce zajął chłopak. - I na cholerę mi twoje wypracowania na Trolla?
Callie wzięła głęboki wdech. Nie próbowała nawet strofować swoich dzieci; oboje byli zbyt podobni do swojego ojca i jego bliźniaka, a ona nauczyła się przez tyle lat, że tych ludzi nie dało się zatrzymać. Zresztą, póki nie dochodziło do rękoczynów, to wolała im pozwolić samym rozwiązać ich konflikt.
- Joan, oceny nie są najważniejsze - wtrącił Fred. - Zobacz, gdzie mnie i George'a to zaprowad...
- Fred! - przerwała mu Callie. - No bez przesady już tak z tym. Ja tych Owutemów nadal ci nie wybaczyłam.
- O, widzicie? Do każdego egzaminu podchodziłem ładnie jak trzeba, tylko do jednego nie, a wasza matka mi to wypomina...
Artur i Joan nie za bardzo słuchali krótkiej dyskusji rodziców, bo wciąż byli zajęci własną wojną. Zauważywszy to, Callie zapytała:
- O co się właściwie kłócicie?
- O to, że on jest baranem! - wrzasnęła Joan tak, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Miło, że rozróżniasz znaki zodiaku, dobrze trafiłaś... - Artur posłał jej spojrzenie udawanej admiracji, na co Fred musiał zakryć usta, żeby się nie roześmiać. - Chodzi o Nigela, mamo - dodał ze stoickim spokojem, na co Callie pokiwała głową.
- A, to rozumiem...
- Co rozumiesz, mamo? - syknęła Joan. - Ten głąb wysłał Woodowi list miłosny z podpisem, że to ode mnie! Naszą sową!
W tamtej chwili zarówno Fred, jak i Callie musieli powstrzymywać się od śmiechu.
- Ciekawe, po kim ma takie pomysły - wymamrotała tak, by tylko mąż mógł ją usłyszeć.
- Nie wiem, o czym mówisz.
- Ale czemu się tak ciskasz? - Artur przewrócił oczami. - Jeśli Nigel ma trochę oleju w głowie, to się domyśli, że taka zołza jak ty nic by mu nie wysłała...
- To nie jest ważne, rozumiesz? On będzie mnie tym męczył do końca szkoły, może nawet i świata! - ciągnęła Joan, ani na moment nie schodząc z tonu, a wtedy Callie po raz kolejny nachyliła się w stronę męża, by szepnąć:
- Kocham ich najbardziej na świecie, wiesz? Ale czasem tęsknię za tym, jak nie umieli mówić.
- No... Może jednak dobrze, że nie poszliśmy w tę dziesiątkę dzieci...
Callie pacnęła go w ramię.
CZYTASZ
Węże jednak śmieszkują • Fred Weasley
Hayran Kurgu🍊 Choć miłość Callie i Freda jest silniejsza niż kiedykolwiek, silniejszy niż kiedykolwiek jest też Voldemort. Nadchodzą ciemne czasy, które wymagają radykalnych rozwiązań, spojrzeń w przeszłość i zmian, choćby zamieszkania. Ani Callie, ani Fred ni...