Rozdział 1

22.3K 2.5K 738
                                    

- Callie, nie polecisz i koniec!

To, że tamtej letniej nocy w Norze panowała napięta atmosfera, było niedopowiedzeniem. Dom Weasleyów był pełen ludzi, ale wyjątkowo nie oznaczało to niczego dobrego. Trwała zacięta dyskusja na temat akcji przenosin Harry'ego Pottera z domu jego wujostwa do bezpieczniejszego miejsca - Voldemort był potężny i trzeba było podjąć wszelkie środki ostrożności, mimo tego wyprawa i tak wiązała się z ogromnym ryzykiem. Członkowie Zakonu Feniksa rozważali, kto powinien wziąć w niej udział. Gdy Callie zgłosiła swoją kandydaturę, spotkała się ze stanowczym sprzeciwem ze strony swojego chłopaka.

- Nie ma w ogóle takiej opcji, żebyś leciała! - krzyczał Fred, podniósłszy się z kanapy, na której siedział z nią i swoim bliźniakiem.

- Dlaczego niby nie?! - odwrzasnęła mu Callie, również wstając. - Jestem pełnoletnia i poczytalna, nic mnie nie dyskwalifikuje!

- Zapomnij!

- Nie możesz mi zabronić!

George chciał spróbować ich uspokoić, ale nie miał pomysłu na to, jakby to zrobić - Callie potrafiła być niesamowicie uparta, a Fred mógłby zdenerwować się jeszcze bardziej. Wreszcie postanowił nie interweniować, bo po cichu zgadzał się ze swoim bratem. Krzyki pary przykuły uwagę starszych w domu, którzy znajdowali się wtedy w kuchni.

- Mogę! - krzyknął Fred, gdy do salonu weszli Bill z Florą, przez co Callie dostała zastrzyku weny na doskonały argument.

- A twój brat jakoś niczego nie zakazuje swojej dziewczynie! - krzyknęła, wskazując na nich, gdy w wejściu pojawił się pan Weasley i prędko do nich podszedł.

- Kochani, uspokójcie się... To do niczego nie doprowadzi - powiedział, kładąc dłonie na ich ramiona.

- To powiedz jej, tato, że nie może lecieć! - krzyknął nadal wściekły Fred.

- Czemu ty możesz, a ja nie?! - odparła mu na to Callie, z determinacją patrząc w jego oczy.

Fred wziął głęboki wdech, wyraźnie poirytowany. Syna jakby telepatycznie zrozumiał pan Weasley, który zwrócił się do szatynki:

- Callie, możemy porozmawiać na osobności?

Dziewczyna spojrzała na niego i jej twarz złagodniała. Sama westchnęła i pokiwała głową, po czym oddaliła się z panem Weasleyem. On działał na dobro syna: przekonał Callie, że jej udział w wyprawie mógł być jeszcze bardziej niebezpieczny niż ich wszystkich, gdyż w wypadku jej rozpoznania mogłoby się to odbić na Malfoyach. Dziewczyna zgodziła się ze względu na strach o swoją mamę i Draco: Fred później długo dziękował ojcu. Zapadła ostateczna decyzja, że Ślizgonka nie leci.

Tamtej nocy po zebraniu w Norze Callie spała wyjątkowo źle. Wierciła się na łóżku, miała koszmary, w których widziała najczarniejsze scenariusze przenosin Harry'ego. W końcu obudziła się zlana potem, gdy w jej głowie zwizualizowała się scena zielonego światła trafiającego w jej ukochanego. Wiedziała, że już tak łatwo nie zaśnie - wstała, rzuciła Lumos i cichutko udała się do kuchni z zamiarem zrobienia sobie herbaty, nawet jeśli był środek nocy.

Położyła różdżkę na ciemnym blacie (nie chciała zapalać światła, by nie drażnić swojego wzroku) i wyciągnęła sobie kubek, a także torebkę z herbatą. Wstawiła wodę na gaz i zaczęła poszukiwania łyżeczki - wyrwana ze snu nagle zupełnie zapomniała, gdzie je trzymali i otwierała wszystkie szuflady po kolei.

Omyłkowo otworzyła tę, której raczej nie tykała, bo tam bliźniacy trzymali wszystkie dokumenty. Już miała ją zamknąć z powrotem, gdy coś przykuło jej uwagę: szuflada miała drugie dno, które nieco się przesunęło, kiedy za mocno szarpnęła. Zaskoczona dziewczyna spojrzała do środka i ujrzała kopertę... A tak naprawdę kilkanaście białych kopert. Każda z nich była podpisana nazwą miesiąca i różnymi kwotami: 300 galeonów, 450 galeonów, 200 galeonów...

Szatynka zmarszczyła czoło. Nie miała pojęcia o tej ukrytej szufladzie, a co dopiero o tych pieniądzach. Pismo na kopertach zdecydowanie należało do Freda, co zmartwiło ją jeszcze bardziej. Z początku pomyślała, że to na rachunki, ale przecież te były o wiele niższe, poza tym te nazwy minionych miesięcy...

- Co ty przede mną ukrywasz, Freddie... - szepnęła sama do siebie, przygryzając wargę. Prędko zamknęła szufladę i dała łzom spływać po policzkach.

Tak cholernie się martwiła.

Znalazła wreszcie upragnioną łyżeczkę, ale z rozstrzęsienia ją upuściła. W kuchni rozległ się głośny brzęk, który oczywiście dało się usłyszeć w całym domu. Callie miała tylko nadzieję, że nie obudziła tym bliźniaków i, nadal płacząc, podniosła łyżeczkę. Oparła się o blat i ukryła twarz w dłoniach, oczekując na zagotowanie się wody.

Freda obudziła owa łyżeczka. Chłopak zauważywszy, że jego brat spokojnie śpi w łóżku po drugiej stronie, od razu wstał i ruszył do kuchni, z której dochodziły owe dźwięki. Spojrzał na zegarek i nie minęło więcej niż pół minuty, gdy znalazł się w słabo oświetlonym pomieszczeniu.

- Callie, co ty robisz? Jest czwarta nad ranem - zapytał, jeszcze jej nie widząc, bo tarł oczy, chcąc przyzwyczaić je do światła.

Callie opuściła ręce z twarzy i zachciało jej się płakać jeszcze bardziej, gdy w wejściu zobaczyła Freda.

- Nie mogłam spać - odparła łamiącym się głosem, co u Freda zapaliło czerwoną lampkę. Przestał trzeć oczy i prędko do niej podszedł.

- Jeju, dlaczego płaczesz? - zapytał troskliwie, widząc, że twarz miała już wilgotną. - Nie mów mi, że to przez te durne przenosiny...

Wtedy w Callie coś pękło.

- A co, myślisz, że się o ciebie nie martwię? - wyłkała, przytulając swoje ręce do siebie. - Myślisz, że cieszę się, że lecisz? Że będę siedzieć i czekać na jakiekolwiek wieści? Zresztą boję się też o...

- Callie, ja rozumiem - przerwał jej chłopak, ujmując jej twarz w dłonie i ocierając jej łzy. - Ale słyszałaś tatę, zresztą...

- Nic nie sprawi, że będę martwiła się mniej - przerwała mu Callie, wcale się nie uspokajając. - Gdybym cię straciła, to ja... - dziewczyna nie skończyła, bo znowu zalały ją łzy.

Fred westchnął, oderwał kawałek z ręczników papierowych i podał go Callie. Ta wydmuchała nos i wrzuciła go do kosza, próbując się uspokoić.

- Już chyba odechciało mi się tej herbaty - stwierdziła, wyłączając gaz pod czajnikiem. Zabrała swoją różdżkę z blatu i rzuciła Nox, a wtedy Fred złapał ją za wolną rękę.

- Chodź. Będę spał z tobą - oznajmił i zaczął ją prowadzić w stronę jej pokoju.

W czasie tej krótkiej drogi z jednego pomieszczenia do drugiego Callie przypomniały się koperty, które znalazła kilka chwil wcześniej. Dziewczyna postanowiła jednak na razie o nie nie pytać Freda, zwłaszcza nie w środku nocy. Położyła się na swoim posłaniu i uśmiechnęła się, kiedy poczuła jego ciepłe ręce obejmujące ją w talii.

- Fred - powiedziała nagle, nadal próbując się uspokoić.

- Tak? - zapytał, ziewając.

- Ale obiecasz mi, że wrócisz cały?

Chłopak zaśmiał się cicho.

- Ewentualnie w kawałkach.

Po tych słowach Callie kopnęła go w nogę. Choć sama znowu się uśmiechnęła, to okropne uczucie strachu nie zniknęło jej z głowy.

Węże jednak śmieszkują • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz