IX

1.4K 114 35
                                    

Srebrny czajnik wydał z siebie doniosły pisk i zaraz potem został podniesiony z rozgrzanego palnika. Woda wypełniła po brzegi kubek ze zmielonymi ziarnami kawy i momentalnie jej woń rozniosła się po niewielkiej kuchni. Mężczyzna wziął kubek i udał się do salonu, aby odprawić swoje rytualne, poranne picie kawy w towarzystwie Proroka Codziennego. Często zastanawiało go, jak to jest możliwe, że potrafił zachowywać resztki normalnego życia w całej tej pogoni. Chyba po prostu przywykł i pogodził się z tym, że ma zadanie do wykonania.
Wczorajszej nocy odbył się atak na Pottera, a w zasadzie siedmiu. Severus brał w nim udział, dzięki temu wiedział od razu, że nie przebiegł on po myśli Czarnego Pana. Potter był bezpieczny, na razie.
On sam chcąc powstrzymać Dołohowa, w amoku drasnął jednego z młodocianych przyjaciół Pottera, będącego pod wpływem eliksiru. To nie tak, że nagle zaczął lubić Lupina i dlatego chciał uchronić go przed zaklęciem wymierzonym przez Antonina. Po prostu chciał postąpić właściwie, tak jakby tego chciał Dumbledore. Jednak to wszystko wydawało się być jedynie błahostką, tłem dla głównych rozmyśleń Severusa. Główną rolę w teatrze jego myśli znów odgrywała Havens.  Nienawidził się za to, ale nie potrafił z tym walczyć. To była jedna z niewielu rzeczy, nad którymi nie był w stanie zapanować.
Zawsze gdy już wydawało mu się, że uporał się z myślami o czarnowłosej, dostawał nowy pretekst, aby je ponowić. Tym razem sprawiła to nieobecność czarownicy podczas ataku. Przecież dla wężoustego liczył się każdy człowiek, wszyscy najbardziej oddani mu śmierciożercy brali udział w tej bitwie. Dlaczego nie było jej? Czyżby Pan nie chciał, żeby pobrudziła sobie ręce? Czy zamierzał pozwalać jej bawić się w dziennikarkę, robić eliksiry, leżeć i pachnieć, jedynie po to by móc spoglądać na nią całymi dniami, jak na najpiękniejszy obraz w muzeum? To nie było do niego podobne. Może po prostu jej nie ufał, może stąd ta cała ostrożność i specjalne traktowanie?
A może nie była w stanie... Merlin jeden wiedział, jaki był jej stan fizyczny, przez wszystko co przeszła w ciągu ich krótkiej znajomości. Cień zmartwienia wypełnił go, jednak zniknął zaraz, stłumiony szelestem otwieranej gazety.





*

Gdy ubiegłej nocy Pan wraz ze śmierciożercami wrócili do dworu nie odważyła się wyjść ze swojego pokoju. Dość szybko okazało się to być dobrą decyzją, ponieważ wszystko wskazywało na to, że ponieśli klęskę. Miała nadzieję, że nie zostanie o nią obwiniona. Odkąd sprzeciwiła się Panu i odmówiła udziału w tej bitwie, nie wezwał jej ani razu. Nie wspomniał też drugi raz o jej uczestnictwie w ataku. Uznała więc to za pewnego rodzaju przyzwolenie na rezygnację z owgo udziału, jednak miała świadomość, że nie w pełni podoba się to Panu.

O poranku wróciła z redakcji, w której była, aby rzucić okiem na dzisiejszego Proroka, tuż przed jego publikacją. Robiła to nieomal codziennie i jeszcze nie zdążyło jej to zmęczyć. W drodze do kuchni pozbyła się blond włosów i dyskretnie upewniając się, że pomieszczenie jest puste, weszła do środka, aby zaparzyć sobie kawę. Zalewając ją, zauważyła kątem oka postać. Powoli odwróciła się i delikatnie oparła o blat kuchenny, wbijając wzrok w mężczyznę mierzącego ją spojrzeniem.

– Przyszedłeś odwiedzić żonę? – Odezwała się aksamitnie, a kącik jej ust z delikatną złośliwością powędrował w górę.

– Nie było cię z nami wczoraj. Miałaś coś lepszego do roboty?

– To czy uczestniczę w akcji, czy nie, to sprawa między mną i Panem. Nie powinno cię to martwić.

– Wszyscy twierdzą, że cię nie dopuścił.

– Twoja żona z pewnością bardzo się postarała, żeby tak myśleli, Rudolfie.

Czarne Szaty: Powrót Pana || Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz