LXV

1.1K 73 44
                                    

– No pięknie. – Usłyszeli ochrypły głos i odsunęli się od siebie gwałtownie. W końcu stało się to, czego tak bardzo obawiała się Havens. Zostali przyłapani i to z jej winy. 

Spojrzeli w stronę, z której dobiegał głos. Na wąskiej ścieżce między żywopłotami stał łysiejący mężczyzna, w dłoni ściskał pustoszejącą butelkę whisky.

– Chyba komuś przeszkodziłem w umizgach. – Kontynuował, a Elizabeth spojrzała na Severusa, który już miał zamiar się odezwać, jednak ona przeszkodziła mu w tym.

– Idź. – Rzuciła do niego i znów spojrzała na śmierciożercę. – O czym ty mówisz? Znowu jesteś pijany, Jugson.

– Przynajmniej nie jestem puszczalski.

– Słucham? – Spytała ze spokojem, dając mu okazję do odwołania tego co powiedział i znów zerknęła ponaglająco na Snape'a. Odezwała się nieomal niedosłyszalnie, Severus praktycznie wyczytał słowa z ruchu jej ust. – Zajmę się tym. Idź... no już. – Mruknęła, a w jej tonie było opanowanie, które sprawiło, że Snape bez dalszego opierania się, wzbił się w powietrz i już chwilę później zniknął z ich pola widzenia. Nie chciał zostawiać Elizabeth samej w tej sytuacji, ale doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że lepiej będzie jeśli nikt nie zobaczy ich teraz razem.  Nikt poza Jugsonem. To byłoby jak dolewanie oliwy do ognia. Ufał Elizabeth i wiedział, że sobie poradzi.

– Nieźle się bawisz Elizabeth. Ciekawe czy Pan też będzie się tak dobrze bawił jak się o tym dowie.

– Wiem, że źle bawił się, gdy wczoraj naprzykrzałeś się mu cały dzień. Lepiej nie pokazuj mu się znowu w takim stanie, chyba, że chcesz sobie zaszkodzić. 

– Chciałabyś, żebym do niego nie szedł, ale ja i tak to zrobię! Wszystko mu powiem! Dowie się jak wpychałaś język do gęby Snape'a i oboje wylecicie stąd na zbity pysk, a ja zajmę wasze miejsce u szczytu stołu. – Rzucił i przebierając plączącymi się nogami, ruszył zawiłą ścieżką do wyjścia, a Havens poszła za nim. Na moment straciła go z oczu.

– Próbuję ci oszczędzić upokorzenia i kary. Coś ci się przewidziało i zamierzasz teraz zawracać Panu głowę tymi bredniami.

– Nic mi się nie przewidziało! – Ryknął, zatrzymując się i spoglądając na doganiającą go kobietę.

– Jeśli pójdziesz do Pana to jedyną osobą, która stąd wyleci, będziesz ty.

 – Ciekawe komu jeszcze dajesz dupy, hm? – Dodał, licząc na odpowiedź, której nie otrzymał. – Od zawsze wiem, że jesteś puszczalska. Wszyscy wiedzą! W końcu to dotrze i do Pana. – Jugson znów ruszył przed siebie pędem. Czarnowłosa na moment zatrzymała się. Zdążyło do niej dotrzeć, że nie przegada Jugsona i jej jedynym wyjściem było pozbawienie go wspomnienia o tym co zobaczył, ale najpierw musiała go dogonić. Jednak o biegu nie było mowy i wcale nie chodziło tu o szpilki, które wbijały się w nasiąknięta deszczem glebę, a o fakt, że ktoś mógł ją zobaczyć w tym pościgu. To byłoby co najmniej podejrzane. Serce biło jej, jak szalone. Nawet nie wyobrażała sobie co mogłoby się stać, gdyby Jugsonowi udało się dotrzeć do wężoustego. Choćby Pan nie wziął jego słów na poważnie, mógłby zacząć węszyć, a ona nie wiedziała, czy udałoby jej się wyprzeć wszystkich uczuć i odciągnąć uwagę od oszustwa, którego dopuściła się z Severusem. Chyba nie tyle bała się o siebie, co o niego. 

– Nie powinieneś odnosić się do mnie w ten sposób. Jestem twoją Panią. – Rzuciła donośnie, gdy w końcu wydostała się z labiryntu i dostrzegła na horyzoncie mężczyznę, który opróżniał do końca flaszką, dodając sobie odwagi.

– Jesteś zwykłą dziwką! Dałaś dupy Panu i tylko dlatego masz teraz jakiekolwiek znaczenie!

– Licz się ze słowami.

Czarne Szaty: Powrót Pana || Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz