XLI

1.2K 99 51
                                    

Elizabeth z zamyśleniem poprawiła okulary w kształcie kocich oczu, które miały nieco pomóc jej zmęczonym od długiego czytania oczom. Leżąc w łóżku, nie miała zbyt dużo innych zajęć. Przerzuciła stronę, a chwilę później, usłyszała spokojny, niski głos.

– Jak się czujesz? – Spytał, a Elizabeth podniosła spojrzenie zza czarnych oprawek i ujrzała stojącego w drzwiach mężczyznę, w ogromnej, czarnej pelerynie.

– Długo tu stałeś?

– Chwilę. Doczekam się odpowiedzi? – Kontynuował, a czarownica ściągnęła okulary i intensywnie zamrugała. Po czym odłożyła je na pościel.

– Dobrze. – Snape nic nie powiedział, jedynie z konsternacją uniósł brew i zrobił kilka kroków w stronę łóżka, a wtedy dopiero dostrzegł kilka naznaczonych czerwienią chusteczek, leżących obok kobiety. 

– Dobrze? W takim razie co to jest? – Dyrektor spoglądał sugestywnie na chusteczki. 

– Nie widać? – Mruknęła, a widząc minę Snape'a zrozumiała co czuli jego uczniowie podczas lekcji. – Przecież nic na to nie poradzę, to nie jest zależne ode mnie. Siadaj, chcę porozmawiać. – Czarownica zamknęła książkę i również ją odłożyła na drugą stronę łóżka.

– Przecież rozmawiamy. – Odparł, dalej tkwiąc w bezruchu. 

– Im dłużej się zastanawiam, tym bardziej jestem pewna, że to Alecto mnie otruła. Ale potrzebuję trzeźwego poglądu na sprawę.

– Trzeźwego? – Dyrektor wreszcie usiadł na fotelu.

– Nie wiem co mi podajesz, a poza tym wiesz, że nie znoszę Alecto, może zbyt dużo sobie dopowiedziałam. 

– A jak ja mam ci niby pomóc?

– Do tego właśnie próbuję dojść. Trucizna była w mojej kawie, w filiżance, z której tylko ja piję, a chwilę przed tym jak ktoś dodał ją do mojej kawy, uczniowie prawie rozwalili drzwi, spanikowani, że sklepienie na korytarzu się zapadło.

– Już o tym słyszałem.

– To stało się chwilę przed tym jak ktoś wszedł do pokoju nauczycielskiego i dodał trucizny do mojej filiżanki. Byłam tam, przyjrzałam się temu, jestem pewna, że ktoś maczał w tym palce. 

– To na pewno, takie rzeczy nie dzieją się tu same z siebie. 

– Zupełnie jakby ktoś wiedział, że jestem w pokoju nauczycielskim i chciał mnie stamtąd wyciągnąć na chwilę.

– To prawda. – Snape chciał mówić dalej, ale przerwał mu cichy kaszel, który z każdą chwilą się nasilał. Elizabeth sięgnęła po czystą chusteczkę i przyłożyła ją do ust. Mężczyzna siedział wpatrując się w nią martwo i czekając aż jej przejdzie. Napad kaszlu nie trwał długo, a Elizabeth odłożyła chusteczkę na bok i spojrzała na niego, jak gdyby nigdy nic, a jej klatka piersiowa rytmicznie się poruszała. – Widzę, jak się dobrze czujesz. 

– Wracając do tematu, udało ci się dowiedzieć coś o tej truciźnie, co to było?

– Na Pokątnej na pewno czegoś takiego nie znajdziesz. Myślę, że przepisu na to, też nie znajdziesz w żadnej książce.

– Czyli możemy założyć, że żaden z uczniów nie mógł mieć dostępu do takiej trucizny? 

– Tylko jeśli miał szansę być w ostatnim czasie na Nokturnie, z tego co  mi wiadomo, tam handlują czymś podobnym. Aczkolwiek nie sądzę, że któryś z uczniów odważył by się na cały ten plan. – Snape obserwował, jak dłoń Havens zaciska się na białej pościeli, a jej powieki na moment opadają, a nim zdążyła coś powiedzieć znów zaatakował ją znienacka kaszel. – Piłaś rano eliksiry? – Spytał, gdy czarnowłosa się uspokoiła, a w odpowiedzi dostał, krótkie kiwnięcie. Po dłuższej chwili znów zabrał głos. – Myślę, że masz rację, to Alecto. Obserwowałem ją trochę i coś jest na rzeczy, kręci się obok twojej kwatery zbyt często, pytała też o ciebie innych profesorów. W dodatku wydaje mi się, że nie zrobiła tego sama, ostatnio widziała się z Bellatrix.

Czarne Szaty: Powrót Pana || Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz