LVI

951 71 34
                                    

Gwałtowny szelest wyrwał ich z rozkoszy i zmusił do odsunięcia się od siebie. Ich serca zabiły jeszcze mocniej, a żołądki zacisnęły się w panice. Zamarli.
Ich ciała rozluźniły się dopiero, gdy zauważyli wpatrującego się w nich białego pawia, który wydał z siebie krzyk niczym z horroru.

– Przeklęty ptak. – Warknął mężczyzna, znów przenosząc wzrok na kobietę która dopiero teraz zdała sobie sprawę z siarczystego deszczu, który nie pozostawił na nich suchej nitki. – Masz dreszcze.

– Przez ciebie. 

–  A ja myślę, że zmarzłaś.  

– Tylko odrobinę.

– Lepiej wracajmy, zanim się przeziębisz.

– Nic mi nie będzie. Dobrze mi to zrobi, może trochę otrzeźwieję. – Mruknęła, a mimo to ruszyli w stronę dworu. Severus odezwał się dopiero, gdy znaleźli się na korytarzu.

– Powinnaś się ogrzać. Zrobię ci herbatę. – Rzucił prowadząc ją do kuchni, w której zastali Narcyzę.

– A wy co? – Cyzia przyglądała się ociekającym wodą czarodziejom.

– Byłam się przewietrzyć.

– Wyglądasz bardziej, jakbyś była popływać.

– Havens ma takiego kaca, że nie zauważyła deszczu. – Wtrącił Snape z przekąsem, wlewając do czajnika wodę.

– Całe szczęście Snape był tak dobry, że mi to uświadomił. – Odparła równie uszczypliwie, zaczesując do tyłu mokre włosy. Blondynka skrzywiła się podejrzliwie.

– A czy ty przypadkiem, Severusie, nie siedziałeś z Lucjuszem w salonie?

– Po śniadaniu, przez chwilę. 

– Właśnie Elizabeth, może coś zjesz? Przecież nie byłaś na śniadaniu. –  Elizabeth od razu pokręciła przecząco głową i podniosła dłoń w obronnym geście. 

–  Nawet nie mogę myśleć o jedzeniu.  

– A jak się czujesz? Choć trochę lepiej? – Drążyła pani Malfoy. 

– Już przynajmniej mnie nie mdli, no chyba, że zaczynam myśleć o jedzeniu, albo alkoholu, albo... – Elizabeth westchnęła z rezygnacją i oparła się o blat. – Przesadziłam wczoraj, z wszystkim.

– Wiesz może czy Pan wrócił? – Przerwał jej Snape, zwracając się do Narcyzy.

– Raczej nie. 

– Wyszedł? – Spytała czarnowłosa.

– Nad ranem. 

– Chyba się z nim wczoraj posprzeczałam.

– Naprawdę? Niemożliwe. – Sarknął Snape, zalewając herbatę wrzątkiem. 

– Nie pamiętasz? – Pani domu zmarszczyła brwi. 

– Pamiętam, po prostu niezbyt dokładnie, to pewnie przez migrenę. Masz coś na ból głowy? – Havens zwróciła się do kuzynki, pocierając skronie. 

– U góry coś powinnam mieć. – Odparła i wyszła z pomieszczenia w poszukiwania lekarstwa. W kuchni zapanowała cisza. Początkowo znajdujący się tam czarodzieje nawet na siebie nie patrzyli. Severus odkładał na bok zdobiony czajnik, udając, że zajęcie to jest dużo bardziej pracochłonny niż było w rzeczywistości. Potem przystąpił do krojenia cytryny i wrzucił plaster do napoju. Podał kubek kobiecie i dopiero wtedy na nią spojrzał, czując na swojej dłoni jej delikatne opuszki palców. Wpatrywał się w nią bez słowa, wyglądała na zmęczoną, a nawet zmartwioną i z pewnością taka właśnie była. Cisza między nimi była głucha, gęsta i nieprzyjemna. Było w niej wiele niedomówień, wątpliwości i uczuć, z którymi nie potrafili sobie poradzić. Oboje poczuli potrzebę przerwania jej.

Czarne Szaty: Powrót Pana || Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz