LI

1K 82 79
                                    

Tykanie zegara stawało się coraz wolniejsze i głośniejsze, z echem odbijało się ono w uszach Elizabeth, która ciągle wpatrywała się w złoty pierścionek z czarnym błyszczącym oczkiem. Jezioro za oknami nabrało już jasnych barw, za sprawą porannych promieni słonecznych, które przedarły się w głąb wody. 
Pulsowało jej w głowie, a przed jej oczami migotały ciemne plamy. Z rezygnacją wstała z miejsca z zamiarem wykonania kawy. Potrzebowała czegoś co postawi ją na nogi i pomoże w myśleniu. 
Faktycznie, gdy wzięła pierwszy łyk kawy dotarło do niej, że spokój, o który tak teraz walczyła z samą sobą, wcale nie był rozwiązaniem. Potrzebne były emocje, które niepotrzebnie ukrywała. 

Długo nakręcała się, nim wprawiła się w prawdziwe rozjuszenie. Wtedy naiwnie wgramoliła się do łóżka, szczelnie przykrywając się kołdrą i zaciskając w dłoni pierścionek, aż wreszcie nawiedził ją niewyraźny obraz, który mógł być tylko wytworem jej wyobraźni. 

Już chwilę później stała przed drzwiami do gabinetu dyrektora, do którego wkroczyła bez uprzedzenia. Dyrektor nie siedział przy biurku, nie kręcił się obok okien, ani regałów. Najwyraźniej go nie było. Szukała więc dalej, bo nie potrafiła zwlekać z tą konfrontacją, szczególnie, że nie była pewna czy jej wizja była prawdziwa. Musiała się upewnić. 


Jak tornado wkroczyła do pokoju nauczycielskiego i tam wreszcie go znalazła. Stał przed grupą profesorów i najwyraźniej o czymś z nimi dyskutował, ale to było bez znaczenia. 

– Snape, do gabinetu. – Rozkazała od wejścia i wszyscy spojrzeli na nią z konsternacją.

– Nie widzisz, że rozmawiam, Havens? – Mruknął ostro, spoglądając na nią przez ramię. 

– Porozmawiasz później. – Skwitowała, a usta Snape'a zacisnęły się, gdy obserwował jak wychodzi z pomieszczenia. Nie pozostawiła mu wyboru.
Już chwilę później czarnowłosa usłyszała za sobą szybkie kroki. 

– Co ty sobie wyobrażasz, Havens?!

– Ja? – Prychnęła jedynie pod nosem, a gdy stanęła przed gargulcem bezprecedensowo wypowiedziała hasło. 

– Dowiem się o co chodzi? – Spytał, gdy znaleźli się wreszcie w gabinecie, obserwując jak Havens podchodzi do biurka.

– Nie wiesz? Naprawdę? 

– Nie czytam ci w myślach, Havens. – Odparł, zbliżając się do niej.

– A przecież tak głośno myślę... 

– Nie drażnij mnie, tylko mów o co ci chodzi. 

– Boże Narodzenie, Wielka Sala... mówi ci to coś? – Odezwała się aksamitnie, świdrując go spojrzeniem. Żaden mięsień na twarzy Severusa nie drgnął, ale powoli domyślał się do czego zmierza kobieta. Ciągle jeszcze miał nadzieję, że jego obawy się nie sprawdzą.

– A powinno? – Zapanowała cisza, ale była tylko pozorna, bo spojrzenie kobiety mówiło wiele. Po długiej chwili ściągnęła z serdecznego palca pierścionek i ostentacyjnie położyła go na biurku. Snape spojrzał tylko na błyskotkę i nic nie powiedział, wiedział, że udawanie głupiego w niczym nie pomoże. Brakowało mu jednak odpowiednich słów. Czekał, aż Havens znów się odezwie, najbardziej bał się tego, że nie powie ona nic więcej. 

– Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? – Rzuciła po długiej chwili z wyrzutem. 

– Nie pytałaś.

– Wybacz, że zapomniałam spytać, czy przypadkiem nie byliśmy zaręczeni. – Sarknęła. Mężczyzna chciał zaprzeczyć, ale zdał sobie sprawę z tego, że tłumaczenie Havens, iż tak naprawdę nie poprosił jej o rękę na nic się nie zda. Zresztą to byłoby kłamstwo, oświadczył jej się, choć nie tak jak powinien. Nigdy nie poprosił jej wprost o rękę, nigdy nie wypowiedział magicznych słów, nigdy przed nią nie ukląkł. Zaczął zastanawiać się dlaczego tego nie zrobił. Nie pozwalała mu na to duma czy bał się odrzucenia? 

Czarne Szaty: Powrót Pana || Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz