Elizabeth zeszła po schodach, trafiając na korytarz, który wypełniał zapach świeżo zmielonej kawy. Podążając za nim dotarła do oświetlonej porannym słońcem jadalni, znajdującej się tuż obok kuchni. Przekroczyła próg otwartych na oścież drzwi i ujrzała zastawiony stół przy którym siedziało małżeństwo Molfoyów oraz niespodziewany gość.
– Nie powinien dyrektor być w Hogwarcie? – Spytała, zajmując krzesło na przeciwko mężczyzny w czarnej szacie i ignorując domowników.
– A ty Havens, nie powinnaś? – Mruknął składając gazetę i wbijając wzrok w czarownicę.
– Wczoraj wysłałam dyrektorowi oficjalne zawiadomienie o urlopie, czyżby nie dotarło? – Spytała nalewając do filiżanki kawę.
– Dotarło, ale nie wyglądasz na chorą, za jaką się podajesz, Havens.
– A czy muszę źle wyglądać, żeby się źle czuć? – Spytała, a Narcyza siedząca obok niej podsunęła jej talerzyk z tostami z dżemem. Czarnowłosa wzięła jednego i wgryzając się w chrupiące pieczywo dalej świdrowała czarodzieja wzrokiem.
– Jak spałaś? – Spytała blondynka, starając się przerwać dyskusję nauczycieli.
– O dziwo całkiem dobrze.
– Ja nie mogłam spać, bo te przeklęte pawie wrzeszczały całą noc. – Rzuciła ze zmęczeniem blondynka, zerkając z wyrzutem na swojego męża, który tylko wzruszył ramionami i odparł.
– Ale wyglądają spektakularnie.
– To prawda. – Przytaknęła Havens, sięgając po Proroka Codziennego, który leżał tuż przed Severusem, a ten podążając wzrokiem za jej dłońmi, odezwał się.
– Gdyby nie wyglądały to nie napuściłbyś stada do swojego ogrodu.
– Czy to grzech, że lubię otaczać się pięknem?
– Nie, ale w pięknie łatwo się zatracić. A jeśli nie jest połączone z czymś głębszym jest jedynie powierzchowne i niewiele warte. – Odparł spokojnie Snape, a wzrok Elizabeth momentalnie powędrował w jego stronę.
– A powierzchowne piękno jest ulotne. – Dodała czarnowłosa, spotykając wzrok Severusa.
– Jak połysk jasny niknie niespodzianie. – Mruknął od niechcenia, a Elizabeth zmarszczyła brwi.
– Szkło kruche wielce, które w lot się łamie... – Odparła, sięgnając po filiżankę. Gdy Malfoyowie zamienili ze sobą spojrzenia blondyn zabrał głos nieco zmieszany.
– To tylko ptaki. – Zaraz potem schylił się nisko, widząc postać, która stanęła w drzwiach. Elizabeth poczuła przelotną dłoń na swoim ramieniu, a potem Czarny Pan zasiadł na szczycie stołu, między czarownicą, a Snape'm. Kobieta utkwiła spojrzenie w nieprzyjemnej twarzy i podała jej właścicielowi Proroka Codziennego, którego wcześniej zabrała Severusowi. Vldemort przekartkował gazetę, po czym odezwał się w języku, który mroził krew w żyłach. Snape starał się nie zerkać na Havens, ale gdy mowa węży wydobył się również z jej ust, wbił w nią spojrzenie. Było w tej scenie coś co go obrzydzało i odrobinę przerażało, ale czuł też jakąś satysfakcję, widząc jej swobodę, słysząc z jej ust melodyjny, szykliwe słowa, które świadczyły o jej pochodzeniu. Był to piękny, szlachetny język, który niestety ciszył się złą sławą. Dopiero gdy czarnowłosa napotkała wzrok Severusa poczuła się nieswojo. Jednoczesne towarzystwo Czarnego Pana i dyrektora okazało się do niej bardziej kłopotliwe niż mogłaby przypuszczać. Być może działo się tak dlatego, że odczuwała iż zdradziła Pana ze Snape'm, miała z tego powodu wyrzuty sumienia, ale było to niedorzeczne. Odczuwała coś takiego pierwszy raz w życiu.
CZYTASZ
Czarne Szaty: Powrót Pana || Severus Snape
FanfictionSeverus i Elizabeth zostali rozdzieleni po tragedii, a w Świecie Magii zapanowały mroczne i niepewne czasy.