XXX. "Któż im łzy powróci"

730 18 647
                                    

Rozdział XXX

"Któż im łzy powróci?"

***

Piękny poranek wstawał nad litewską puszczą. Woal rannej mgły unosił się jeszcze nad obozem wojsk polsko-litewskich, kiedy książęta zakończyli dość wczesne śniadanie. Jedynie Witold jadł w towarzystwie swoich żołnierzy. Zgodnie z ustaleniem poprzedniego wieczora wysłali część żołnierzy na nocny zwiad. Wiedziano, że najprawdopodobniej Andrzej Garbaty ze swoimi wojskami obsadził okolicę, aby utrudnić połączonym wojskom dotarcie do Mścisławia. Podobno widziano z nim także rycerzy w białych płaszczach z czarnym krzyżem. Dowódcy oczekiwali na powrót żołnierzy z wypadu.

-Powiem wam, panowie - książę Korybut podniósł się z ławy ustawionej przy stole przed namiotem, gdzie wszyscy uprzednio zajęli miejsca i rozprostował sobie kości z głośnym chrupnięciem - że czas najwyższy odbić już ten Mścisław.

-No, co ty nie powiesz... - odpowiedzieli jak na komendę Lingwen i Korygiełło, wywracając przy tym oczami.

-No, co? Trzeba się pospieszyć, bo jeszcze jadło się skończy i co wtedy? - rozłożył ręce książę Nowogrodu.

-A ten znów o jednym!- parsknął Wigunt, dojadając pieczony udziec.

-Przypominam ci, bracie, że jesteśmy po śniadaniu. A ty jesz więcej niż dziesięciu i narzekasz! - strofował Dymitra Lingwen. - Gdzież oni są? - wyciągnął szyję i zmrużył oczy, osłaniając je od słońca daszkiem dłoni.

-No, bracie, czyżby się nie sprawiły te twoje doborowe oddziały, chluba litewskiej jazdy? - podszedł do niego Korybut i sprzedał kuksańca w żebro. - Powiadają, że wyczuwacie wroga węchem, a wy co?

-Bracie, bracie... - Lingwen spojrzał na niego pobłażliwie. - Najlepszych zostawiłem na bitwę. Szkoda by było stracić najlepszych w razie jakiejś potyczki na nocnym patrolu.

-Jak Matkę Boską kocham, tak od razu pójdziesz do nieba ze zbroją, koniem i mieczem Lingwenie- odezwał się Skirgiełło. - Żeś ty jeszcze nie stracił cierpliwości do naszego głodomora... - wtem rozległy się głosy ludzkie i rżenie koni. Ktoś właśnie galopował do obozu.

-Jadą! Jadą! - zawołał Korybut, robiąc jak zawsze dużo hałasu. - Czy ja dobrze widzę? Niemierza!

-Cyrylu! - Skirgiełło podszedł w stronę, z której nadjeżdżali rycerze, a na ich czele istotnie stał pan z Gołczy. Dla lepszego efektu ukrywania się w nocy mieli wysmarowane na czarno twarze i ciemne kaftany z kapturami.

-To w końcu Cyryl czy Niemierza? - Lingwen zmarszczył czoło. Coś mu się od paru dni tutaj nie zgadzało, ale jego pytanie miało pozostać bez odpowiedzi, bo Gołczanin zsiadając z konia oznajmił:

-Wiem, gdzie stacjonuje Garbaty! - zdyszany poklepał rumaka, zeskoczył z siodła i wziął kielich wina podsunięty mu przez Skirgiełłę. Na te słowa wszyscy otoczyli go ciasnym kołem, a Witold, zaalarmowany głosami, nadchodził ku nim szybkim krokiem.

-Za rzeką - wysapał Niemierza. - Albo jeszcze bliżej.

-Ilu? - spytał konkretny jak zawsze Lingwen.

-Góra dwudziestu konnych. Mogą nas doprowadzić do reszty wojsk Garbatego - na te słowa Korygielle aż się oczy zaświeciły, ale...

-Jak śmiesz mówić Garbaty! - rozsierdzony Witold stanął nagle naprzeciw dowódcy straży, a pomiędzy Korygiełłą i panem na Połocku. - Dla ciebie - książę Andrzej! - zaintonował wyraźniej dwa ostanie słowa przez zaciśnięte zęby.

Jadwiga i JagiełłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz