24. "Królem Polski. I moim królem"

1.4K 41 280
                                    

***

Jadwiga szła w stronę komnaty swoich szwagrów. Ubrana w srebrzystą, dopasowaną do figury suknię i wyszywany w kwiatowy wzór kaftan prezentowała się ślicznie. Liczni słudzy i dworzanie kłaniali się jej, na co ona odpowiadała skinieniem głowy i cudnymi uśmiechami. Jakby promień słońca wpadł na wawelskie korytarze! Biło od niej prawdziwe szczęście - oczy jej błyszczały, usta śmiały, a z twarzy nie schodził wyraz słodkiego rozmarzenia, jakby poznała jakąś cudną tajemnicę. W komnacie zastała księcia Skirgiełłę, z którym właśnie chciała pomówić. Litwin siedział przy stole sącząc oczywiście wino, bo i cóżby innego?

- Kogo widzę? Moja bratowa, szczęśliwa i piękna jak letni poranek - otarł usta dłonią, wstał i wykonał teatralny wręcz ukłon. - No, no... - spojrzał na Jadwigę z podziwem. - Mój brat nie marnował czasu na tej wyprawie, jak sądzę...

- Przez wzgląd na naszą przyjaźń nie powtórzę mu, o co próbujesz mnie wypytać - odparła zajmując miejsce na krześle.

- Wystarczy na was spojrzeć, nie trzeba pytać - Skirgiełło również usiadł. - I jak? Straszny ten nasz książę niedźwiedź? - Jadwiga parsknęła śmiechem.

- Och... Jest strasznie... - zawiesiła głos znacząco, a Skirgiełło zrobił wielkie oczy oczekując dalszego ciągu - ... dobry... - znów oboje się śmiali. Skirgiełło taką właśnie odpowiedź chciał usłyszeć.

- Ja bym ci, Jadwigo, byle kogo na męża nie wcisnął - zarechotał po swojemu. - Ja od początku wiedziałem.

- Dziękuję ci - uśmiechnęła się uroczo. Skirgiełło zrobił zadowoloną minę.

- Cała przyjemność po mojej stronie, kochana bratowo, po mojej stronie. - Ale powiedz... - przyciszył głos - to śpioch jakich mało, prawda?

- Prawda - zaśmiała się Jadwiga. - Choć nam na niego swoje sposoby - zrobiła chytrą minę. - Lepsze niż straszenie Habsburgiem albo Krzyżakami.

- Żeby nie to z Habsburgiem to nasz zaspany książę przyszedłby na własny ślub rozczochrany i w koszuli nocnej. Powinnaś mi podziękować. - Skirgiełło udał obrażonego. - Ale prawda. Któż lepiej trafi do serca Jogaiły niż jego żona?

- Naprawdę mam wobec ciebie dług wdzięczności. Za tę rozmowę wtedy, w kaplicy, za całe wsparcie... Za to wszystko, co dla nas zrobiłeś - uśmiechnęła się z wdzięcznością. - Będę o tobie pamiętać w modlitwie każdego dnia.

- Eee tam, krzyżem za mnie bratowa leżeć nie musi. Jeszcze się bratowa zaziębi i nasz Jogaiła ze strachu rozum straci - machnął ręką Skirgiełło. - Wystarczy jak będziesz o niego dbała i kiedyś na chrzciny zaprosisz.

- To już nie ode mnie samej zależy - zachichotała.

- Mój brat zapewne chętnie pomoże... - zaczął Skirgiełło z szelmowskim uśmiechem, ale Jadwiga mu przerwała.

- Bo jednak pójdę do niego i mu powiem, o czym tu ciągle prawisz - pogroziła księciu na Połocku drobnym paluszkiem.

- Ja ciągle? - obruszył się on. - Nie myl mnie z tym podszczypywaczem Wiguntem, bo się pogniewamy! - odpowiedział jej tym samym gestem i dolał sobie trunku.

- Wigunt... - parsknęła śmiechem Jadwiga niechcący. Skirgiełło natychmiast jej zawtórował.

- I to jest właściwa reakcja na imię tego osobnika - rechotał Skirgiełło. - Śmiech tylko, wstyd i utrapienie z tym gamoniem!

- Władysław mówi, że to nie jest śmieszne, ale dla mnie teraz sam widok Wigunta powoduje śmiech - chichotała Jadwiga. - Do teraz mam przed oczami jak on się zarzeka, że nie chciał...

Jadwiga i JagiełłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz