- Nie bójcie się. - uśmiechnęłam się łagodnie - Nic się już wam nie stanie. Ten bydlak zapłaci za to.
-------------------------------------------------------------- K-kim jesteś? - zapytała niepewnie jedna z nich.
- Jesteśmy osobami, które wam pomogą kochane. Po ile macie lat? - zapytałam.
- J-ja mam 15.. - powiedziała dosyć niska dziewczyna.
Inne dziewczyny również podały swój wiek. Były w nich jedna 14, trzy 15, cztery 16, cztery 17, dwie 18 i jedna 19.
- Słyszycie to? - odwróciłam się w stronę moich ludzi i złapałam się za głowę.
- Tak miss! - powiedzieli chórem.
- Jak ja nienawidzę takich ludzi jak ty! - warknęłam w stronę szefa czarnej kotwicy, który bezczelnie się uśmiechał.
- Same chciały. - zaczął się śmiać.
- Chciały, żebyś zrobił im zastrzyk jakimś gównem i być gwałcone?! - wykrzyczałam w jego stronę a ten nie przestawał się śmiać.
- Miss.. - podszedł do mnie jeden z moich ludzi - Według tego raportu trzy dziewczyny miały u niego dług w wysokości 200 tysięcy wonów. - powiedział to ciszej.
- Kiedy ludzie się nauczą, że od mafii nie pożycza się pieniędzy. - uderzyłam się w głowę.
- Również przekopaliśmy różne źródła i wszystkie dziewczęta są zaginione.
- Jesteś z siebie dumny? - powiedziałam w stronę mężczyzny, który stał za tym wszystkim.
- Bardzo. - śmiał mi się prosto w twarz.
- Trzymajcie go. - patrzyłam mu prosto w oczy. Moi ludzie wykonali moje polecenie.Po chwili do niego podeszłam i kopnęłam go mocno w twarz.
- Mało ci było wrażeń po dzisiejszym dniu jak dostałeś od mojego przyjaciela?
- Chodzi ci o tego chłoptasia, z którym do łóżka chodzisz? - zaczął się znowu śmiać.
- Nie masz prawa tak o mnie i o nim mówić! - znowu kopnęłam go w twarz a ten splunął krwią w bok.
- Prawda boli?
- To co teraz mówisz jest kłamstwem a ja nie lubię kłamstw. - poraz kolejny kopnęłam go w twarz - Przynieście narzędzia. - powiedziałam w stronę jednego mężczyzny.
- Tak jest miss!
Po chwili wrócił z kleszczami do kastracji.
- C-co to jest?! - krzyknął przerażony mężczyzna.
- To? - wskazałam na narzędzie - Weterynarze używają tego do kastrowania zwierząt nazywają to inaczej burdizzo. - uśmiechnęłam się do niego.
- D-dlaczego t-to p-przyniósł?!
- Żeby cię wykastrować zboczeńcu. - zaśmiałam się - Panie Kim! Może pan zacząć. - z ukłonem uśmiechnęłam się do mężczyzny do którego mówiłam.
- Tak jest miss. - miał maskę na twarzy oraz czapkę z daszkiem, żeby nie zagrozić swojej rodzinie przez to co aktualnie robi.
- Pan Kim jest cudownym weterynarzem, który zna się na swojej specjalizacji. - oczywiście używałam innego nazwiska mężczyzny, żeby go ochronić - Dziewczyny my nie będziemy patrzeć na to co się teraz będzie dziać. Niedaleko stąd jest pyszna kawiarnia! Chodźmy tam coś wypić. Co wy na to? - wszystkie kiwnęły głową na tak.Siedziałyśmy wszystkie w bardzo dobrze mi znanej kawiarni. Wszystkie dostały to co chciały. Zastanawiałam się jak można dopuścić się do tak okropnych rzeczy w stosunku do tak młodych dziewcząt. Oblech.. jak myślę o nim chce mi się rzygać.
- Proszę pani kiedy będę mogła wrócić do domu? Moi rodzice pewnie się okropnie martwią. - powiedziała najmłodsza dziewczynka.
- Zróbmy tak, że zadzwonię do twoich rodziców. Podaj mi tylko numer dobrze? - odpowiedziałam z troską w głosie.
- Dobrze.. no to tak *** *** ***. - wybrałam numer i zadzwoniłam. Po dwóch sygnałach ktoś odebrał.
- Halo?
- Dzień dobry. Czy państwa córka zaginęła? Ma 14 lat i ma na imię.. - spojrzałam na dziewczynkę, żeby mi podpowiedziała swoje imię.
- Yoon Hee. - powiedziała dziewczynka.
- Ma na imię Yoon Hee. - uśmiechnęłam się do czternastolatki.
- Tak! To nasza córeczka! Zaginęła dwa miesiące temu i w dalszym ciągu nie możemy jej odnaleźć. - usłyszałam ciche pociągnięcia nosem.
- Tak się składa, że znalazłam państwa córkę. Obecnie znajdujemy się w kawiarni. Wyśle pani adres w wiadomości.
- Dobrze! Natychmiast przyjadę z mężem! - po tych słowach rozłączyła się.
- Za niedługo przyjadą twoi rodzice. - uśmiechnęłam się do niej.W między czasie dzwoniłam też do innych rodziców dziewczynek. Do momentu aż nie przyjechali pierwsi rodzice. Natychmiast weszli do środka, zaczynając się przy tym rozglądać na wszystkie strony.
- Dobry wieczór. - powiedziałam miło.
- Dobry wieczór. Gdzie moja córka Ro Na?! - krzyknęła kobieta.
- Ro Na! Twoi rodzice! - po moim zawołaniu, podeszła do nas dziewczyna.
- M-mama?! T-tata?! - w jej oczach pojawiły się łzy szczęścia.
- Tak skarbie! To my! - dziewczynka podbiegła do swoich rodziców i mocno ich przytuliła.
- Bardzo dziękujemy pani!
- Żaden problem. - uśmiechnęłam się do szczęśliwej rodziny. Szkoda, że moja już taka nie jest..
- Panno Mei. - z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos dziewczynki.
- Ro Na! Nie ładnie mówić po imieniu. - powiedziała kobieta, która stała obok niej.
- Nic nie szkodzi. Kazałam im mówić po moim imieniu bo nie lubię jak ktoś mówi po nazwisku. - powiedziałam w stronę jej rodziców z uśmiechem. Co chciałaś kruszynko? - spojrzałam na nią.
- Bardzo dziękuję za pomoc - pokłoniła się w moją stronę.
- Nie ma za co dziękować. - również się pokłoniłam - Żyjcie spokojnie, długo i szczęśliwie. - pomachałam im na pożegnanie a szczęśliwa rodzina wyszła.Z innymi dziewczynami było podobnie co do pierwszej dziewczyny. Tylko małe szczegóły się zmieniały. Zostały ze mną dwie dziewczyny. Jedna osiemnastolatka oraz dziewiętnastolatka.
- A z wami co? - zapytałam.
- My nie mamy rodziców.. - odezwała się młodsza.
- Macie jakąś rodzinę?
- Nie.
- Macie gdzie się podziać? Czy domu też nie macie.
- Nie mamy nic. - po jej słowach zaczęłam się zastanawiać co powinnam zrobić w takim wypadku. Do kawiarni jednak w tym czasie przyszedł jeden z moich ludzi.
- Miss.
- Tak? - spojrzałam na mężczyznę.
- Wszystko zrobione. Czekamy teraz na pani ruch.
- Idziemy tam. - odezwałam się - Chodźcie dziewczyny.Wróciliśmy na miejsce gdzie wcześniej się znajdowaliśmy. Zobaczyłam mężczyznę, leżącego na ziemii i zwijającego się z bólu.
- Na co ci było zadzierać ze mną? - pokiwałam głową na znak niezadowolenia.
- P-pożałujesz t-tego suko! - warknął przez zęby.
- Zamknij się bo gorzej skończysz. Czego ty nie rozumiesz? Jestem silniejsza od ciebie i tych twoich pachołków razem wziętych. - kucnęłam przy mężczyźnie a ten splunął mi w twarz.
- Tyle jesteś warta.
- Miss! - podał mi chusteczkę, żebym wytarła twarz.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się do niego i wstałam, wycierając krew - Podnieście go. - od razu wykonali moje polecenie.
- Czego jeszcze chcesz dziwko! - dalej krzyczał w moim kierunku szef czarnej kotwicy.
- Grzeczniej! - uderzyłam go w brzuch a ten się skulił z bólu.
- Jutro będziesz martwa!
- Uważaj do kogo mówisz śmieciu. - kopnęłam go w twarz a ten splunął krwią w bok.
- Znasz może Bin'a? - uśmiechnął się - On mnie pomści suko! - zaczął się śmiać.
- Podnieście go! - byłam już poważnie wkurzona - Skąd go znasz?!
- Był u mnie wczoraj i podpisał ze mną sojusz. - patrzył na mnie tym swoim powalonym spojrzeniem.
- Zobaczymy kto kogo zniszczy pierwszy. - wskazałam mężczyznom, żeby bardziej przyciągnęli go do poręczy mostu - Żegnaj frajerze. - pomachałam mu i kopnęłam prosto w kratkę piersiową przez co wpadł do rzeki, która znajdowała się za nim.
Patrzyliśmy jeszcze przez chwilę jak jego ciało unosi się na powierzchni.
- Wyślijcie ludzi, żeby przeczesali brzegi rzeki, żeby ten śmieć nie przeżył.
- Tak jest miss! A co zrobić z tymi dziewczynami? - zapytał mężczyzna.
- Wynajmijcie hotel na moje nazwisko, żeby mogły tam przenocować. Jutro ogarniecie im mieszkanie, żeby mogły tam mieszkać. Dajcie im też trochę pieniędzy.
- Trochę czyli ile? - dopytał mężczyzna.
- Nie wiem.. 25 tysięcy wonów?
- Tak jest miss! - ukłonił się w moim kierunku i odszedł a ja podeszłam do dziewczyn.
- Pojedziecie z nimi do hotelu. Na moje nazwisko będziecie mieć pokój. Jutro za to dostaniecie klucze do nowego mieszkania i 25 tysięcy wonów. - uśmiechnęłam się z troską.
- Dziękujemy pani Mei! - widziałam jak ich oczu się zaszkliły ze szczęścia.
- Nie ma problemu kochane. Będę już uciekać bo miałam być półtorej godziny temu w domu a droga zajmie mi jeszcze trochę czasu. - podrapałam się po karku.
- Do widzenia! - powiedziały razem, kłaniając mi się na pożegnanie.
- Do widzenia. - zrobiłam to samo i poszłam w kierunku motoru, którym przyjechałam.Dojechałam do domu kilka minut przed północą a miałam wrócić około 21. Nie no idealne wyczucie czasu. Miałam tylko nadzieję, że Namjoon jeszcze się nie dowiedział o tym, że wyszłam z domu. Weszłam do środka i cicho kierowałam się do swojego pokoju. Weszłam do środka i odetchnęłam z ulgą bo nie widziałam go nigdzie. Zapaliłam światło a na moim łóżku siedział Namjoon. Świetnie..
- Gdzie się było? - zapytał, zabijając mnie wzrokiem.
CZYTASZ
Bo oni nie wiedzą kim jestem
Storie d'amoreDziewczyna o imieniu Hwang Mei przeprowadza się do Seulu wraz ze swoim ojcem, który jest szefem najsilniejszej mafii w Korei. Ta niepozornie wyglądająca dziewczyna ma przejąć władzę w tym gangu gdy przyjdzie jej pora. Na swojej drodze spotka inną gr...