Rozdział 4. Rozmowa u Dumbledore'a.

110 5 0
                                    

Minął weekend. Dziś zaczynają się pierwsze lekcje po wakacjach. Gdy przebudziłam się ze snu od razu przebrałam się. Następnie wyszłam z komnaty gdzie z resztą osób gotowych do wyjścia poszłam do Wielkiej Sali na śniadanie. Doskonale wiedziałam, że nauczyciele będą mieć problem by wszystkich wysłać pod dane klasy. Jedząc śniadanie patrzyła na przyjaciół. Ron jak to Ron obżerał się kiełbaskami. Jednocześnie mówiłam sobie w umyśle bym się nie denerwowała rozmową z Dumbledorem. W końcu to będzie jak zwykła rozmowa. Mam nadzieję, że nie będzie jakiś nie miłych sytuacji. Po posiłku nauczyciele zaczęli kierować nowych uczniów gdzie jest dana klasa. Harry z Ronem mieli polewkę. W pewnej chwili poszłam się załatwić by nie biec. Kiedy załatwiłam swoją potrzebę zmierzyłam do sali od OPCM. Idąc zauważyłam młodą Gryfonkę. Podeszłam do niej.

-Hej co się stało?- Zapytałam kucając przed nią. Dziewczynka na mnie spojrzała. Miała blond włosy i brązowe oczy.

-Bo ja... Nie wiem gdzie jest sala od eliksirów. A ja nie chce by Profesor Snape się wściekł na mnie.- Powiedziała patrząc na mnie zaciskając swoje rączki na podręcznikach. Pogłaskałam ją po jej włosach.

-Nie przejmuj się. Pierwsze dni zawsze są trudne. Chodź zaprowadzę cię.- Powiedziałam wstając i wyciągając do dziecka rękę. Złapała moją dłoń i zaczęłam iść. Po drodze dowiedziałam się, że nazywa się ona Vicky Towler. Gdy dotarłyśmy pod sale eliksirów zapukałam do drzwi po czym weszłam razem z Vicky do sali. Wszyscy na nas spojrzeli. Nawet Snape.

-A ty nie na obronie Granger?- Zapytał się ponurym głosem Snape. Mężczyzna skrzyżował ręce na klatce piersiowej.

-Cóż byłam w drodze na zajęcia panie Profesorze. Lecz z takiej kwestii, że nowi uczniowie mają problemy ze znalezieniem odpowiednich sal to naturalne, że potrzebna im w tym pomoc. Po drodze znalazłam tą zagubioną, młodą Gryfonkę i przyprowadziłam ją do odpowiedniej sali.- Powiedziałam patrząc na Snape'a. Nie odpowiedział. Wyszłam z sali po czym poszłam do sali od obrony. Oczywiście po wejściu dostałam uwagę od nowego nauczyciela za to, że się spóźniłam lecz mimo to usprawiedliwiłam się z tego. Lekcje szybko minęły. Właściwie... To poznawaliśmy nauczyciela, a raczej on o sobie opowiadał. Dzisiejszą ostatnią lekcją była Transmutacja na której byłam skupiona. Gdy lekcja skończyła się zaczęłam zabierać swoje rzeczy.

-Panno Granger proszę zaczekać. Mam ci coś do przekazania.- Powiedziała pani Profesor na co ja spojrzałam na Rona i Harry'ego którzy patrzyli się na mnie zdziwieni. Dałam im znać by poszli. Kiedy w sali nikogo już nie było podeszła do mnie Profesor McGonagall.

-Coś się stało pani Profesor? Nie ukrywam, że chciałabym odrobić lekcję.- Powiedziałam patrząc na nauczycielkę która zaczęła mnie prowadzić w stronę gabinetu dyrektora szkoły.

-Profesor Dumbledore chce z tobą porozmawiać. Lecz nie tylko z tobą ale też ze mną. Albus odparł, że sprawa jest na bardzo poważna z tego co dostał w liście od twoich rodziców.- Powiedziała opiekunka domu Gryfonów gdy wchodziliśmy do gabinetu Dumbledore'a. Kiedy zbliżałyśmy się do biurka zauważyłam stojącego przy ścianie Snape'a.

-O Minerwo dobrze, że już jesteś z panną Granger.- Odparł dyrektor gdy stałam z McGonagall przed jego biurkiem.- Twoi rodzice przysłali mi list mówiący wprost, że...- Nie dałam dokończyć dyrektorowi. Doskonale sama się mogłam domyśleć co tam napisali.

-Przepraszam dyrektorze za przerwanie wiadomości ale... Sama się domyśliłam, że przez te koszmary rodzice napisali list do dyrektora obawiając się o moje zdrowie.- Powiedziałam patrząc na mężczyznę.

-W takim razie może opowiesz nam co takiego ci się śniło? Twoi rodzice pisali w liście, że mało co się nie dusiłaś i miałaś ataki paniki.- Odparł ponuro Snape. Westchnęłam cicho.

-Każdej nocy kto inny w moich snach umierał. Zaczęło się to od sierpnia. Śniła mi się śmierć chrzestnego Harry'ego, potem... Profesora Dumbledore'a. Następnie ginęli inni. Tacy jak Profesor Lupin, Profesor Moody, Fred, sowa Harry'ego... Ale najgorszy był koszmar z udziałem Profesora Snape'a. Chciałam się obudzić ale... Ale nie dawałam radę. Jakby ktoś mnie zamknął we śnie torturując mnie przy tym, a potem jak się obudziłam...- Przerwałam swoją wypowiedź. Serce biło mi jak szalone, ręce pociły się ze stresu, dodatkowo było mi słabo. McGonagall widząc mój stan posadziła mnie na krześle.

-Spokojnie. Nie mów tak szybko. Takie rzeczy nie są łatwe do przekazania.- Powiedziała pani Profesor. Podwinęłam rękaw mojej szaty z lewej ręki. Zaczęłam zdejmować bandaż drżącą dłonią. Gdy ukazałam napis na moim lewym przedramieniu troje nauczycieli patrzyli w szoku.- Na brodę Merlina skąd ci się to pojawiło dziecko?- Zapytała się McGonagall przyglądając się napisowi.

-Jak się obudziłam z koszmaru o śmierci Profesora Snape'a... Tak to bolało, że mało co nie zemdlałam przez silne emocje. Na szczęście uspokoili mnie rodzice, a potem opatrzyli mi to. Z kwestii, że są mugolskimi dentystami mieli pełno w domu preparatów i opatrunków. Sądzę, ze już po tym jak miałam ten koszmar rodzice napisali o tym dyrektorowi.- Powiedziałam patrząc na ranę. Nagle moją rękę chwycił Mistrz Eliksirów i zaczął się przyglądać jej.

-Zaskakujące. W końcu pod koniec wakacji... Zaczęli ginąć Śmierciożercy. W tym Bellatrix, ciotka Malfoya.- Powiedział Snape przyglądając się ze skupieniem mojej ranie. Jego dłonie może i wyglądały na szorstkie ale jego skóra była gładka i zimna.

-Severusie. Sądzę, że powinieneś przeprowadzić kilka prywatnych lekcji z dziedziny czarnej magii. Ja osobiście doszukam się kto zginą ze strony Voldemorta i ile osób. A i panno Granger. Proszę iść z tą raną do pani Pomfrey. Powinna znaleźć jakąś maść by nieco rana się zagoiła.- Odparł Dumbledore, a ja skinęłam głową. Zaczęłam iść do wyjścia.

-Odprowadzę ją dyrektorze. W międzyczasie porozmawiamy od razu o tych zajęciach dodatkowych Albusie.- Odparł Snape który podszedł do mnie. Razem z mężczyzną wyszłam z gabinetu po czym zaczęliśmy iść w stronę skrzydła szpitalnego.- Jak na razie dziś po kolacji przyjdziesz na pierwsze prywatne zajęcia. Wolę mieć pewność o swoich podejrzeniach. Poza tym... Nadal masz koszmary?- Zapytał się Snape kiedy stanął niedaleko skrzydła szpitalnego.

-Nie. Od kąt przyśnił mi się koszmar z Profesora śmiercią to więcej nie było koszmarów.- Powiedziałam zgodnie z prawdą. Po wejściu do skrzydła szpitalnego pani Pomfrey od razu zajęła się moją raną. Nałożyła na ranę maść po czym zabandażowała. Następnie poszłam do Harry'ego i Rona. Wiadomo pytali się jak poszła rozmowa z dyrektorem. Powiedziałam, że było ok. Jednak nie chciałam wspominać im o prywatnych zajęciach ze Snapem.

W objęciach WężaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz