32. Normalność

525 29 1
                                    

sobota, 25 grudnia

- To chyba wszystko - Filip wstawił niewielką skrzynkę z jedzeniem do bagażnika i chciał zamknąć drzwi, ale jego mama ubiegła go, wciskając jeszcze blachę sernika i butelkę białego wina. - Wino? Przecież prowadzę, nie będę pić.

- Ty nie, ja i Julka owszem - powiedziała pani Anna, kierując się w stronę drzwi pasażera. Filip westchnął.

- Z tym ciastem też chyba przegięłaś - zauważył, w końcu zamykając klapę od bagażnika.

- Co przegięłam? Nic nie przegięłam - kobieta otworzyła drzwi do auta. Filip również wsiadł do środka. - Ty sernika nie lubisz, Julce bardzo wczoraj posmakował, a ja go przecież do Belgii nie wezmę.

- Dobra, ale że całą blachę? Chcesz mi Julkę utuczyć?

- Synu, nie wymyślaj - zapięła pas. - Tylko się ciesz, że w końcu masz normalną dziewczynę, a nie jakąś modelkę, co żywi się samą trawą i energią słoneczną.

Filip prychnął, wkładając kluczyk do stacyjki. Przypomniało mu się pierwsze spotkanie Igi z jego matką. Pani Anna przygotowała wtedy swoją popisową pieczeń rzymską i szarlotkę na deser - Iga wzięła jedynie mały kęs pieczeni, zaś ciasta nie tknęła w ogóle, mówiąc, że to dla niej za dużo. Do tej pory pamiętał, jak bardzo jego mama była wtedy zawiedziona.

Jadąc zaśnieżonymi ulicami, rozmyślał o wczorajszym wieczorze, a konkretniej o relacji Julii z jego matką. Cieszył się, że dwie najważniejsze w jego życiu osoby tak bardzo się polubiły. Pani Anna była wręcz oczarowana ukochaną syna i od razu zaczęła traktować ją jak córkę, zaś Julia, pomimo lekkiego stresu na początku, znalazła u matki Filipa matczyną troskę, której nie mogła otrzymać od swojej matki.

Około piątej byli już pod mieszkaniem Julii. Filip nacisnął dzwonek do drzwi i chwilę później usłyszeli za nimi kroki.

- Dzień dobry - uśmiechnięta dziewczyna zaprosiła ich do środka. Miała na sobie prostą, szarą sukienkę różowy sweter, a na szyi i nadgarstku gościła biżuteria, którą dostała od Filipa.

- Ależ tu ładnie - pani Anna zaczęła rozglądać się dookoła, oddając Filipowi płaszcz. Jej oczy napotkały idącą w stronę przedpokoju Albę. - I masz kotka!

- Przecież ci mówiłem, mamo - Filip odwiesił jej płaszcz na wieszak i wygładził granatowy sweter, który dostał od Julii. Kobieta jednak zignorowała uwagę syna i całkowicie skupiła się na czarnej kotce, która zaczęła obwąchiwać jej dłoń. Filip wykorzystał nieuwagę matki i pocałował Julię czule w usta.

- Mama, jak widać, trochę odleciała - skomentował, po czym podniósł skrzynkę z jedzeniem, którą przywieźli. - Więc musimy ogarnąć to sami.

- Już idę, idę - pani Anna nagle pojawiła się w kuchni, po drodze spoglądając na przygotowany do kolacji stół. - Chociaż nie wiem, czy na tym stole znajdzie się jeszcze miejsce. Zrobiłaś tego więcej, niż mieliśmy wczoraj!

- Zawsze pierwszy dzień świąt obchodziliśmy bardziej uroczyście niż wigilię - wyjaśniła Julia, otwierając szafkę w poszukiwaniu misek. - Więcej jedzenia, dłuższe spotkania, kiedy byłam dzieckiem, to czasami nawet prezenty otwieraliśmy tego dnia.

- Naprawdę? - zdziwił się Filip. - Włosi tak robią?

- Si - kiwnęła głową. - Wigilia nie ma aż takiego znaczenia, dla większości to czas oczekiwania na pasterkę... choć my na nią nigdy nie chodziliśmy. Moi rodzice nie są szczególnie wierzący.

- To tak jak i my - wtrąciła mama Filipa, wlewając do przygotowanego garnka barszcz ze słoika. - Boże Narodzenie to dla nas okazja, by spotkać się z rodziną, a nie siedzieć w zimnym kościele z obcymi ludźmi.

Twoja skóra || Taco HemingwayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz