6. Gdy gasną latarnie

658 31 3
                                    

niedziela, 10 października

Minęła północ. Maciek Ruszecki bacznie obserwował Filipa, którego zachowanie było, delikatnie mówiąc, niepokojące. Wiedział, że ostatnio odnowił kontakt z Julią i miał podejrzenia, że teraz wymieniał z nią wiadomości. Z każdą kolejną minutą robił się coraz bardziej rozkojarzony - patrzył to w okno, to w telefon, nie słuchał, co się do niego mówiło, trzęsły mu się ręce, a noga niecierpliwie chodziła mu pod stołem.

- Chce ci się lać, czy o co chodzi? - mruknął poirytowany Łukasz, patrząc na niego.

- Sorry - Filip złapał za pusty kieliszek wódki i zaproponował: - To co, panowie, po rozchodniaczku?

- Rozchodniaczku? - Maciek uniósł brwi. - Wybierasz się dokądś?

- Tak, będę niedługo spadał - Filip wstał. - Pójdę zamówić.

Szybkim krokiem ruszył w stronę baru. Dzisiaj w końcu dał się namówić kolegom na wyjście do pubu Weles, nieoznaczonego żadnym szyldem, ukrytego koktajlbaru na Nowogrodzkiej. Mimo, że mieścił się w ścisłym centrum miasta, nie był zbyt popularny wśród młodych warszawiaków, toteż jeśli Filip miał już wychodzić gdzieś napić się alkoholu, wybierał właśnie to miejsce.

Czekając w kolejce, ponownie wyciągnął telefon z kieszeni. Nie mógł uwierzyć, że Julia zgodziła się z nim spotkać, i to dzisiaj, w środku nocy. Gdy po którymś kolejnym kieliszku wódki odważył się do niej napisać, był niemal pewien, że dziewczyna go zignoruje. W najśmielszych snach nie przypuszczałby, że ta rozmowa zakończy się ich nocnym spotkaniem. Z wrażenia cały się trząsł, pociły mu się dłonie, zachowywał się jakby był pod wpływem czegoś mocniejszego niż alkohol. Miał wrażenie, że to wszystko mu się śni. Jeszcze kilka dni temu była na niego wściekła za to, że zapisał się na jej warsztaty, a teraz? Jedyne, co trochę go martwiło, to fakt, że Julia była pod wpływem alkoholu i być może to właśnie to sprawiło, że w ogóle mu odpisała. Starał się jednak odsunąć od siebie ten scenariusz.

- Na zdrowie! - stuknęli się kieliszkami wypełnionymi wódką. Filip był tak rozkojarzony, że zapomniał zapić. Ponownie odblokował telefon, gdzie pojawiła się kolejna wiadomość od Julii - napisała, że jest przy wejściu do Ogrodu Saskiego.

- Tylko nie mów, że idziesz się z nią spotkać - Maciek skarcił go wzrokiem.

- Owszem, idę - Filip wstał od stołu. Narzucił na siebie czarny płaszcz, ignorując zdumiony wzrok kolegów.

- Z seksowną Włoszką? - Łukasz patrzył na niego z nadzieją. - Naprawdę?

- W środku nocy? - Maciek oparł łokcie na stole.

- Lepiej późno niż wcale - odparł Filip.

- Czym ty ją przekabaciłeś? - dociekał Łukasz. - Przecież ona cię nienawidzi.

- Gdyby mnie nienawidziła, to pewnie nie chciałaby się ze mną zobaczyć.

- Pewnie najebała się i zebrało się jej na sentymenty - Maciek prychnął. Łukasz zaśmiał się, a Filip miał już zaprzeczyć, gdyby nie to, że w słowach kolegi było pewnie sporo prawdy. Julia w końcu sama mu napisała, że trochę wypiła.

- Dobra, chłopaki, lecę - zarzucił na szyję szary szalik.

- Daj znać, jak poszło - powiedział Maciek, wciąż z niepokojem spoglądając na Filipa. Ten posłał im niepewny uśmiech i pośpieszenie wybiegł z baru.

Gdy znalazł się na ulicy, ogarnął go stres połączony z ekscytacją. Nie liczył na zbyt wiele tej nocy, ale nie dało się ukryć, że jego relacja z Julią powoli ulegała poprawie i wierzył, że wkrótce może być z tego coś więcej. Boże, jaki on był z tego powodu szczęśliwy.

Twoja skóra || Taco HemingwayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz