4. BEZNADZIEJA

94 11 6
                                    

     W piątek, w dzień, w który miałam świętować moją pierwszą rocznicę związku z Noelem, odważyłam się wyjść na zakupy. Wiele mnie to kosztowało, ale byłam świadoma, że musiałam chociaż spróbować walczyć i udawać, że zasługuję na normalne życie. Dlatego wyszłam z domu.

     Kierowana rosnącą paranoją ciągle oglądałam się za siebie, idąc jedną z mniej uczęszczanych ulic w mieście. Sklep znajdował się niedaleko, więc nie musiałam korzystać z komunikacji miejskiej. Był dzień, słońce paliło wszystkich po równo, a ja tylko myślałam o tym, by nie zostać przez nikogo zauważoną. Miałam na głowie czapkę z daszkiem, pod którą schowałam moje blond włosy, na oczach okulary przeciwsłoneczne. Szłam ze spuszczoną głową, co jakiś czas się oglądając.

     Udało mi się dojść bezpiecznie do sklepu i zrobić zakupy. Wydawało mi się ciągle, że wszyscy mnie obserwowali, choć w rzeczywistości prawdopodobnie nikt nawet nie zwracał na mnie uwagi. Strach jednak robił swoje — nie myślałam już racjonalnie.

     Wychodząc ze sklepu, poczułam chwilową ulgę. W obu rękach niosłam siatki z zakupami i przez moment miałam wrażenie, że wszystko było... normalne. Słońce niemiłosiernie mnie przygrzewało, gdy przechodziłam przez ulicę, powietrze stało, więc mojej twarzy nie pogładził nawet lekki wiaterek, a na plecach już czułam strużkę potu przyklejającego mi ubrania do ciała. To był ułamek sekundy, ale naprawdę w tamtej chwili wydawało mi się, że byłam bezpieczna, a wszystkie moje problemy wyssałam sobie z palca. Miałam dziś świętować z Noelem, dziękować mu za to, że przez ostatni rok trwał u mojego boku. Wszystko było na swoim miejscu.

     Po drodze do domu wstąpiłam do sklepu z narzędziami, w którym pracował od niedawna. Noel podobnie jak ja chwytał się różnych zajęć i nie oczekiwał od życia zbyt wiele. Pod tym względem byliśmy do siebie bardzo podobni.

     Wkroczyłam do lokalu, automatycznie już się za siebie oglądając, by upewnić się, że żaden wampir, strzyga czy też łowca za mną nie szedł. Na szczęście jednak niczego takiego nie zauważyłam, więc odetchnęłam z ulgą. Zaczęłam nawet sobie w głowie to wszystko racjonalizować. Usiłowałam się przekonać, że przecież gdyby naprawdę mnie znaleźli, już dawno by mnie złapali. Przechodziłam przez kolejne alejki, zmierzając w kierunku lady, przy której siedział Noel, i analizowałam sobie całą moją sytuację krok po kroku. Byłam tak zatopiona we własnych myślach, że aż się wzdrygnęłam, gdy Noel wstał ze swojego miejsca.

     — Wracasz z zakupów?

     Przyłożyłam dłoń do serca, jakbym chciała je uspokoić, i zaraz odpowiedziałam w miarę opanowanym tonem:

     — Tak. Kupiłam gotową lazanię, więc dziś na kolację lazania. I może zrobimy do tego jakąś sałatkę. Mam coś tam w lodówce.

     — To „coś tam" brzmi naprawdę zachęcająco.

     Przewróciłam oczami.

     Położyłam zakupy na blacie i spojrzałam na niego. Pod niebieskimi oczami zauważyłam cienie, których jeszcze kilka dni temu, gdy ostatni raz się widzieliśmy, nie było. To mnie nieco zaniepokoiło. Oprócz tego na twarzy Noela nie zauważyłam żadnych emocji.

     Oparłam dłonie o ladę i zapytałam:

     — Co robiłeś w nocy i z kim, że jesteś tak zmęczony? Nie wyglądasz dziś zbyt przystojnie.

     Uniósł jedną brew do góry. Silił się na rozbawiony ton, gdy odpowiadał:

     — Zdradzałem cię.

     — Właśnie widzę. Z kim?

     — To, co stało się w Vegas, zostaje w Vegas.

     — No to musiała być gruba impreza — mruknęłam. Przypomniałam sobie, że ja przez ostatnie dni głównie spałam, bo na jawie wciąż zdarzało mi się słyszeć uporczywy głos Mitchella. Wzdrygnęłam się. — A tak na poważnie: coś się dzieje? Naprawdę nie wyglądasz dobrze.

Więzy KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz