Opowiedziałam o wszystkim, co wiedziałam Starszyźnie, Abelarthowi i ludzkim sędziom. Siedziałam na wygodnym, zielonym fotelu, który chyba został nawet przyniesiony do pomieszczenia specjalnie dla mnie, bo w ogóle nie pasował do wystroju wnętrza. Tuż po mojej prawej stał niewielki stoliczek, na którym znajdowała się woda i filiżanka wypełniona krwią. Co jakiś czas na nią zerkałam, ale nie miałam odwagi chwycić za uszko i przysunąć do ust.
Naturalnie moje długie wyjaśnienia nie były wystarczające dla przesłuchujących mnie istot — nieustannie zasypywały mnie pytaniami, nerwowo zerkając na czerwony ślad, który nadal nie zniknął z mojego czoła. O dziwo z całej tej zgrai najbardziej mi przychylny wydawał się Abelarth.
— Czy ta... Istota... Czy ona powiedziała ci, dlaczego daje ci drugą szansę?
— Nie — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Nie kpił z moich słów, a pytania zadawał z zaskakującą delikatnością. Prawdopodobnie miało to związek z tym, że widział, jak po dziesięciu minutach od ostatniego tchnienia otworzyłam oczy. Był naocznym świadkiem, ale usilnie starał się nie pokazywać Starszyźnie i ludzkim sędziom, że już mi uwierzył.
Nie miałam pojęcia, czy kogokolwiek przekonałam do mojej wersji, oprócz niego. Ludzcy sędziowie rzucali między sobą spojrzenia, a także zerkali na moje czoło. Ich zdaniem, o czym nie musieli nawet mówić, nie byłam już normalna. Mimo mojego opanowania uznawali ze współczuciem, że to, co zgotował mi James, na zawsze mnie zmieniło, i to w negatywnym sensie. Amanda King, jedna z sędziów, za każdym razem, gdy zadawała mi pytanie, nachylała się i prawie sylabizowała, jakby uważała, że cofnęłam się w rozwoju. Za każdym razem odpowiadałam jej z promiennym uśmiechem, jakby chcąc ją w tym przekonaniu utwierdzić.
Ze Starszyzną było nieco trudniej. Twarz Diane była marmurem, po którym wszelkie emocje tylko spływały. Inteligentne oczy nie błądziły po pomieszczeniu, ale jednak miałam problem, by odczytać, czy zaczynała mi wierzyć. Podejrzewałam, że nie. Lucius rozparty spoczywał na swoim siedzeniu, założywszy nogę na nogę. Słuchał z zainteresowaniem, ale o nic nie pytał. Natomiast Bartholomew, w przeciwieństwie do swoich pobratymców, ciągle dopytywał, nawet o jakieś nieistotne szczegóły. Czy widziałaś tam, po drugiej stronie, Corę? Czy mogłaś mrugać, podczas gdy Istota mordowała Jamesa, Christinę i resztę? Na każde pytanie miałam tylko krótką odpowiedź. Stwierdziłam, że nie było sensu się przesadnie produkować, gdy większość zgromadzonych i tak mi nie wierzyła.
— W jaki sposób Jamesowi udało się z tobą skontaktować? — Padło w końcu pytanie, na które Diane tak czekała.
Strzyga się nie poruszyła. Czułam na sobie tylko jej wyczekujący wzrok.
W końcu się odważyłam i chwyciłam po filiżankę. Ostrożnie, by nic nie wylać.
— Wykorzystał chwile, gdy byłam sama. Raz, gdy uciekłam z treningu z Raphaelem, a drugi... — Kusiło mnie, by zerknąć na Diane, ale się powstrzymałam. Wszystko bym wtedy popsuła. — Za drugim razem poczekałam, aż Finn pójdzie na przerwę. Finn, czyli wampir, który mną się opiekował w imieniu Diane.
Ludzcy sędziowie zerknęli na Diane.
— Czy długo trwają takie przerwy?
— Nie — odpowiedziała gładkim, spokojnym głosem Diane. Piłam krew i na nią nie patrzyłam, ale i tak wiedziałam, że nie spuszczała ze mnie wzroku. — Każdy potrzebuje chwili przerwy, dlatego pozwalałam Finnowi na jakiś czas opuścić posterunek. I tak większość swojego czasu spędzał u boku Maisie.
CZYTASZ
Więzy Krwi
VampireMaisie Sawyer całkowicie odcięła się od Liden, od ludzi zamieszkujących to miasteczko i przede wszystkim od wspomnień, które się z nim wiążą. Po latach niepewności dziewczyna w końcu odnajduje spokój u boku uczciwego mężczyzny i zamieszkuje w Las Ve...