18. ZAZDROŚĆ

62 8 5
                                    

     — Znowu się nad sobą użalasz? — zapytała Diane, wpadając bezceremonialnie do mojego pokoju. Nie obróciłam się nawet w jej stronę, gdy wkroczyła do środka. — Kiedy cię poznałam, myślałam, że jest w tobie choć trochę werwy.

     Leżałam w bezruchu wpatrzona w ciemnoczerwoną kotarę zasłaniającą okno, przez które zapewne wpadały promienie zachodzącego słońca. Nie miałam ochoty wstawać ani rozmawiać ze strzygą. Byłam zmęczona po całym nieprzespanym dniu, który zmarnowałam na zastanawianie się, co zrobić z groźbą Jamesa. Wieczorem, gdy Diane stanęła tuż nade mną ze zniesmaczoną miną, ogarnęło mnie przerażenie, gdy zdałam sobie sprawę, że nic nie wymyśliłam w tej kwestii.

     Zerknęłam na strzygę i zawahałam się. Powiedzieć jej czy nie? To nie było takie oczywiste. Wiedziałam, że gdybym tylko wysypała się Diane, James zaraz by o tym wiedział — nie miałam wątpliwości, że miał tu swoich szpiegów lub obserwował mnie w jakiś inny magiczny sposób. Co więc powinnam zrobić?

     Zachciało mi się płakać.

     Diane nachyliła się nade mną.

     — Przykry sen? Wyglądasz, jakbyś miała się rozpłakać.

     — To na twój widok — mruknęłam, siląc się na ironię, na którą zdecydowanie nie miałam siły. — Czego chcesz?

     — Przychodzę do ciebie codziennie, więc powinnaś się już domyślić po co.

     — No tak... Żeby mi uprzykrzyć życie.

     Usiadłam na łóżku i kątem oka zobaczyłam wpatrzonego w nas Finna. Zaciskał usta w wąską linię, jakby się powstrzymywał przed zwróceniem mi uwagi. Byłam już tak przyzwyczajona do tego widoku, że nawet nie rzuciłam żadnym kąśliwym komentarzem.

     Diane skrzyżowała ramiona na piersi.

     — Byłaś tak zmartwiona naszym wymiarem sprawiedliwości, że pozwoliłam sobie umówić nam spotkanie z Klausem.

     Przez chwilę przyswajałam do siebie tę informację, kompletnie nie rozumiejąc, co właśnie do mnie powiedziała. Wymiar sprawiedliwości? Ja? Zmartwiona? Klaus? Dlaczego Diane przywołała właśnie imię pradziadka Vincenta? Po nieprzespanym dniu mój mózg rzeczywiście działał wolniej. I ten stan mogło naprawić tylko jedno — krew.

     Spuściłam nogi z łóżka, nie przejmując się tym, że Finn widział mnie w dość kusej koszuli nocnej. Sięgnęłam po papierowy kubek rodem z McDonald's, który stał na szafce nocnej. Był wypełniony po brzegi krwią, której aromat nęcił mnie przez cały czas, gdy leżałam na łóżku. Przyłożyłam usta do słomki i zaczęłam pić, ignorując wyczekujące spojrzenie Diane. Kiedy krew zadziałała na moje kubki smakowe, przymknęłam oczy. Nie mogłam uwierzyć, że coś tak paskudnego mogło wywoływać we mnie dreszcze przyjemności.

     Kiedy skończyłam, otarłam niedbale usta. Na grzbiecie ręki pojawiła się czerwona smuga.

     — O czym, do cholery, mówisz? — odezwałam się w końcu. — Po co mi spotkanie z Klausem?

     Diane podeszła do okna i rozsunęła kotary. Słońce już zniknęło za szklanymi wieżami. Finn wyciągnął rękę w stronę swojej pani tak, jakby chciał ją zatrzymać, ale strzyga nawet na niego nie spojrzała.

     — Wydawałaś się zmartwiona tym, czy został sprawiedliwie osądzony.

     — Co to ma do rzeczy?

     — Pozwolę ci z nim porozmawiać.

     Przyjrzałam się jej uważnie. Twarz była beznamiętna, ale wyraz oczu niepokojąco intensywny. Miałam niejasne przeczucie, które wcale mi się nie podobało, że Diane znów grała w jakąś grę, a ze mnie zrobiła głupiego, nic nieznaczącego pionka. W mojej głowie zapaliło się po prostu czerwone światełko. W tamtym momencie byłam jednak chyba zbyt bardzo rozbita, by wziąć na poważnie to, co podsuwała mi moja intuicja. Miałam problem ze słuchaniem mojego wewnętrznego głosu.

Więzy KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz