EPILOG

12 1 0
                                    

     — Wznoszę toast — powiedziała niska wampirzyca o przeciętnej urodzie, której duże, czerwone oczy zdecydowanie były największym atutem twarzy. Unosiła w powietrzu kieliszek wypełniony do połowy czerwonym winem... albo krwią. — Za moją nowo narodzoną siostrzenicę! Do dna, panowie!

     Upiła dość niezgrabnie łyk czerwonej cieczy i uśmiechnęła się szeroko. Na białych zębach wyraźnie było widać osad, ale nikt prawie tego nie zauważył. Zgromadzeni wokół niej mężczyźni albo skupiali się na jej odkrytych ramionach, które w czerwonej sukience wydawały się kusząco blade, albo na wyrazistym znaku na czole, czyli tym, co odróżniało ją od każdego krwiopijcy na ogromnej sali. Tylko jeden ze skotłowanych wokół stołu mężczyzn wydawał się opierać jej specyficznemu urokowi.

     — Przecież twój brat został ojcem dwa miesiące temu. Nie możesz do tej pory ciągle świętować...

     — Och, cicho, Raphael. Nie chodzi mi o Chrissy. Właśnie dostałam wiadomość od Bonnie, że dziś urodziła córkę. Jako że jestem najlepszą przyjaciółką Bonnie... zostałam teraz ciotką jej córki. Rozumiesz?

     Strzygoń uśmiechnął się do siebie i uniósł ręce w poddańczym geście. Wiedział, że dyskusja nie wchodziła w grę, gdy towarzyszka była w tak zabawowym nastroju. Obserwował więc dalej, jak rozśmieszała towarzystwo opowieściami ze swojego zwykłego, ludzkiego dzieciństwa, a zgromadzone wokół niej strzygi wręcz jadły jej z ręki.

     Tak, po latach bywania na krwiopijczych salonach, Maisie Sawyer doskonale wiedziała, jak owinąć sobie garstkę wampirów i strzyg wokół palca.

     Wieczór na chorwackiej wyspie był ciepły, ale dla zgromadzonych w dużym dworku krwiopijców nie miało to żadnego znaczenia. Ubrani odświętnie w stroje z różnych epok świętowali spotkanie i wszelkie zmiany, które miały niedługo nastąpić w ich nieco odrętwiałym, skostniałym świecie.

     Starszyzna siedziała w centralnym punkcie ogromnej sali bankietowej, ale to wcale nie oni przyciągali wzrok gości. Lucius, Bartholomew i Diane, którzy już niedługo mieli zakończyć swoją kadencję — nieco przedwcześnie jak na gust wielu strzyg i wampirów — siedzieli sztywno, a przynajmniej takie wrażenie sprawiała Diane z Luciusem. Bartholomew z przyjaznym wyrazem twarzy śledził, co się wokół niego działo, ale wydawał się równie odległy co reszta. Cała trójka co jakiś czas rzucała zaniepokojone spojrzenie w stronę stołu, przy którym teraz grupa strzyg i wampirów opijała narodziny ludzkiej dziewczynki. Ich uwaga skupiała się jednak na jednej kobiecie.

     Lily stała na uboczu w towarzystwie swojego męża, Basila, a na rękach trzymała maleńkie, ledwo roczne dziecko, które domagało się uwagi. Ruda chmura włosów łaskotała wampirzycę w linie żuchwy, a ona jedynie gładziła chłopca po główce, chcąc go nieco uspokoić. Z pewnej odległości uważnie śledziła każdy ruch Maisie Sawyer — zresztą jak wiele obecnych tutaj osób.

     — Wydaje się zadowolona — powiedział z przekonaniem Basil, machając palcami przed twarzą dziecka, które wtulało się w Lily. — Chwali się na prawo i lewo, że została ciotką. To w stylu starej Maisie, jeżeli chcesz znać moje zdanie.

     — Tak, też tak uważam — odpowiedziała wampirzyca z nieobecnym wyrazem twarzy.

     — Przejmujesz się na zapas.

     — Ktoś musi. Wszyscy jesteście tak lekkomyślni, że muszę po prostu być tą odpowiedzialną. — Poprawiła dziecko na biodrze. — Magnusie, nie wierć się.

     — Nie wydaje mi się, by dziecko cię usłuchało, Lily.

     — Wręcz przeciwnie, pewnie zacznie się buntować — dodał głos, który Lily spodziewała się wcześniej usłyszeć. Zerknęła na Raphaela, który powoli się do nich zbliżał, wbijając przyjazne spojrzenie w wiercące się dziecko. — Czy to...?

Więzy KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz