19. ODRZUCENIE

70 8 4
                                    

     Słyszałam wcześniej jej kroki, ale Maxine chyba była zbyt bardzo zaabsorbowana swoimi emocjami, by zdawać sobie sprawę z tego, co działo się w naszym otoczeniu. Gdy jej oczy napotkały stalowe spojrzenie matki, przez chwilę wysoka, rudowłosa strzyga wydała się dzieckiem pragnącym aprobaty ze strony surowej rodzicielki. To była jednak tylko chwila. Maxine szybko odzyskała fason.

     — Matko, to nie tak, że nie znam...

     — Więc co tu robisz? Zdajesz sobie sprawę, że wszyscy w budynku cię słyszą, Maxine? — Diane wydawała się dziwnie wyprowadzona z równowagi. Nigdy jej takiej nie widziałam. Twarz nie wyrażała wiele, ale znałam ją na tyle, by wyłapywać niuanse w zachowaniu strzygi. Teraz na przykład doskonale widziałam, że zagryzała policzek od środka. — Nikt nie chce słuchać twoich gorzkich żali, moja podopieczna też nie ma na to ochoty.

     Maxine, gdyby mogła, wściekle by się zarumieniła. Byłam pewna.

     Strzyga się ode mnie odsunęła. Peszyła się pod bacznym spojrzeniem matki, która, jak zapewne sama wiedziała, jej nie kochała.

     — Vincent mnie porzucił — powiedziała po prostu.

     — Tak, słyszałam.

     — Dla niej. — Wskazała na mnie. Starała się nie patrzeć na Diane. — Przyszłam to wyjaśnić.

     — Nadal nie rozumiem po co. Powinnaś o tym rozmawiać z Victorem.

     — Vincentem.

     — Nie jest to dla mnie istotne. — Diane machnęła ręką i zbliżyła się do nas. Czułam, jakbym to ja w tamtym momencie była intruzem, mimo że to one wtargnęły w moją prywatną przestrzeń. — Naprawdę dobrze byś nam wszystkim zrobiła, gdybyś przestała tu urządzać teatrzyk. Wyjaśnij tę kwestię ze swoim jeszcze mężem. Maisie ma rację, że Abelarth i ty traktujecie go jak niedorozwinięte dziecko.

     Tego tak nie powiedziałam, pomyślałam.

     Moje imię w ustach Diane było dla Maxine chyba ostatecznością. Czara goryczy się przelała.

     — Nie musisz na każdym kroku mi przypominać, że mną gardzisz.

     — Och, przestań. Zachowujesz się dziecinnie.

     — Kto tu się zachowuje dziecinnie? — zapytała Maxine stalowym tonem, tak podobnym do głosu matki. W myślach pogratulowałam jej trafnego pytania. — To nie ja od lat się boczę, bo urodziłam dziecko.

     Diane zmierzyła ją wzrokiem i uśmiechnęła się upiornie. Stała obok mnie, a ja czułam wręcz, jak przez jej ciało przepływa energia. Widocznie słowa Maxine rzeczywiście wyprowadziły ją z równowagi.

     — Myślisz, że wszystko kręci się wokół ciebie?

     — Nie. Wokół ciebie — odparła ironicznie córka. — Najwyraźniej wokół ciebie. Tylko ty masz prawo okazywać niezadowolenie.

     — Jeżeli masz zamiar wymieniać się głupimi komentarzami, powinnaś już wyjść.

     — Zawsze to samo. Boisz się ze mną porozmawiać chociażby pięć minut. — Maxine była zrezygnowana i chyba w tamtym momencie zaczęła tracić wszelki szacunek, którym wcześniej obdarowywała matkę. W milczeniu obserwowałam, jak blask w jej oczach przygasał. — Chyba najchętniej widziałabyś mnie martwą.

     Diane zmierzyła córkę nieprzyjemnym spojrzeniem. Bałam się, że powie „tak". Ona jednak milczała. Obie wysokie, ognistowłose, blade i zdeterminowane, by zadać drugiej ból — czułam się tam tylko jak intruz, bo nie miałam ochoty przysłuchiwać się strasznej wymianie zdań między matką a córką. Zawsze wtedy przypominała mi się moja własna matka, która byłaby gotowa dać się za mnie pokroić.

Więzy KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz