9. STRACH

133 11 10
                                    

     Sekundy wydłużały się w godziny.

     Vincent przyglądał mi się w nieskończoność, a ja jemu. Kolce z bukietu róż, który ściskałam w rękach, ranił moje ręce, co przez pragnienie poczułam wyraźnie, zupełnie jakbym nadal była człowiekiem. Dłoń Vincenta zacisnęła się na klapie marynarki, którą miał na sobie. Przez chwilę mój świat zawęził się tylko do naszej dwójki.

     Nie byłam pewna, co czułam w tamtym momencie. Resztki uczucia, którym go obdarzyłam cztery lata temu? Tęsknotę? Zazdrość? Moje serce odbierało różne niezrozumiałe dla mnie w tamtym momencie bodźce. Dodatkowo byłam rozkojarzona przez pragnienie, więc nie byłam pewna, co było reakcją na Vincenta, a co wynikiem głodu.

     Vincent zmienił się, ale niedrastycznie. Ściął włosy, przez co jego twarz nabrała młodzieńczego wyrazu. Szare oczy pozostały jednak tak samo przenikliwe, a postawa nienaganna. Był starym dobrym Vincentem z moich wspomnień. Jedyny szczegół, który w pewnym momencie rzucił mi się w oczy i kompletnie zbił z nóg, zalśnił na jego palcu. Obrączka. Małżeństwo. Maxine.

     Stała obok niego dumnie wyprostowana. Byli sobie równi — oboje wysocy, smukli i nieprzeciętni. Maxine z burzą rudych włosów, które odziedziczyła po Diane, przypominała jeden wielki płomień. Kontrastowało to z jej zimnym wyrazem twarzy. Zaciskała nerwowo rękę na ramieniu Vincenta, który nie odrywał ode mnie wzroku. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, poczułam ukłucie w niebijącym sercu. Maxine właśnie musiała obserwować spotkanie dawnych kochanków, mimo że było to prawdopodobnie ostatnią rzeczą, którą pragnęła zobaczyć.

     Vincent przesunął wzrokiem po moim ciele, ale zaraz zauważył też nianię. Wiedziałam, że do tej pory nie zwracał uwagi na nic innego na świecie — znałam go.

     Wiedząc, o co zaraz zapyta, wzięłam się w garść. Wręczyłam niani bukiet róż i powiedziałam:

     — Jeszcze raz wszystkiego dobrego.

     Próbowałam szybko się stamtąd ulotnić, ale jechałam na oparach energii. Obejmując się ramionami, ruszyłam w stronę wejścia na salę, gdzie odbywało się prawdopodobnie wesele niani i Basila. W drzwiach już czekał na mnie Finn, krzyżując ramiona na piersi. Jego mina wskazywała na to, że spodziewał się, że zaraz wywołam jakiś skandal.

     Przełknęłam gorycz i pokracznie stamtąd uciekłam, zanim rzeczywiście wszczęłam awanturę.

* * * * *

     Finn podetknął mi pod nos kieliszek z krwią. Spojrzałam na niego jak na idiotę.

     — Naprawdę?

     — Z każdą chwilą wyglądasz coraz gorzej — powiedział bez ogródek. — Goście się na ciebie oglądają.

     — Bo jestem najpiękniejszą kobietą na sali zaraz po niani Lily — syknęłam i odstawiłam kieliszek z dala ode mnie. — Powiedziałam wam już wszystkim, do jasnej cholery, co sądzę o piciu krwi. Mam ci to przełożyć na mandaryński, byś to zrozumiał?

     Wampir pokręcił głową, jakby nie mógł uwierzyć, że można być tak upartym jak ja.

     — Robisz sobie tylko problemy, dziewczyno.

     Miał rację, ale nie chciałam łamać swoich zasad. Nie miałam zamiaru wracać do koszmaru, który przeżyłam cztery lata temu. Wolałam umrzeć, taka była prawda. Nawet jeżeli cierpiałam coraz bardziej.

     Pragnienie nie było moją jedyną torturą tego wieczora. Druga, nieco bardziej subtelna, ale nie mniej szkodliwa, wirowała właśnie na parkiecie w rytm jakiegoś średniowiecznego kawałka, którego nie znałam. Maxine i Vincent świetnie się synchronizowali, ich ruchy były płynne, jakby wyuczone. Strzygoń sprawnie prowadził partnerkę w tańcu, a ta dumnie unosiła podbródek, jakby chciała wszystkim udowodnić, że Stany Zjednoczone powinny zrobić z nich swoich reprezentantów w konkursach tańca towarzyskiego. Oboje wydawali się maksymalnie skupieni na sobie, na ruchach, na muzyce. Żadne z nich nie podchwyciło mojego spojrzenia.

Więzy KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz