17. WŚCIEKŁOŚĆ

52 6 3
                                    

     — Osobą, która go zabije, będę ja — oznajmiłam bez owijania bawełny Diane, Luciusowi oraz Bartholomewowi. Żadne z nich nie było tym faktem zaskoczone. — Nikt inny.

     Diane demonstracyjnie ziewnęła, by okazać mi swoje lekceważenie.

     — To wszystko?

     — Tak.

     — I tylko po to zwoływałaś całą Starszyznę? — warknął Lucius, który od początku spotkania rzucał mi niechętne spojrzenia. Zapewne podsłuchał całą moją rozmowę z Raphaelem i jeszcze bardziej mnie znienawidził. — Myślisz, że nie mamy, co robić, tylko słuchać jakichś twoich durnych wynurzeń?

     Bartholomew uniósł dłonie w uspokajającym geście i spróbował się uśmiechnąć.

     — Spokojnie, nie unośmy się. — Zerknął na mnie. — Rozumiem, że to trudny dla ciebie czas, ale...

     — Trudny czas? Moje życie jest porządnie skopane od lat. Moja prośba to nie wynik chwilowego załamania, ubiegając pana dalsze insynuacje. To muszę być ja. Ja muszę zakończyć ten cały chory rytuał. Zabić go. Oczyścić swoje imię. Dociera to do was czy nie? — Spojrzałam po ich twarzach. — James nie może pozostać żywy. Zabił tyle osób, że ludzki wymiar sprawiedliwości już wydałby na niego wyrok śmierci.

     — Dobrze wiesz, że sprawa z Rytualnym Mordercą nie jest taka prosta — powiedziała Diane. — Dopóki nie będziemy wiedzieć więcej o samym rytuale, stracenie Jamesa nie wchodzi w grę. Skup się i przestań mazać. Ostatnie trzy dni już i tak zmarnowałaś na użalanie się nad sobą.

     Jej słowa tym razem się ode mnie odbiły.

     Skupiłam się na jej towarzyszach.

     — Ktokolwiek w ogóle pracuje nad tym, by zrozumieć ten rytuał? Jestem jego częścią. Jeżeli ktoś będzie potrzebować mnie do jakiegoś badania...

     — Nie masz na sobie żadnych znaków — wcięła się Diane — więc nie ma czego badać.

     — Można mnie zawsze przepytać, jak rytuał przebiegał. Pamiętam sporo.

     — Bazujemy na twoich zeznaniach sprzed czterech lat. Tam też dokładnie opisałaś, jak to wyglądało. No chyba że kłamałaś.

     Spiorunowałam ją wzrokiem. Nie uniosła nawet brwi.

     — Doskonale wiesz, że w tej sprawie nigdy bym nie skłamała.

     — Jesteś niestabilna emocjonalnie, więc nie jestem wcale pewna, co za chwilę zrobisz lub powiesz. Nie umiem także przewidzieć, czy nie skłamiesz.

     Robiła to specjalnie, by wyprowadzić mnie z równowagi. Po raz kolejny testowała, kiedy przekroczę kolejną granicę. Może sprawdzała, czy moja złość przywoła Mitchella? A może po prostu chciała wbić mi szpilkę, jak to zwykle zresztą często bywało. Nie potrafiłam dokładnie przejrzeć Diane.

     Bartholomew odchrząknął, wiedząc, że zaraz rozszaleje się burza. Zerknął z błaganiem na Diane, jakby bojąc się jej reakcji na jakiekolwiek próby opanowania sytuacji. Matka Maxine jednak nic sobie nie zrobiła z niemego ostrzeżenia swojego towarzysza — nadal mierzyła się ze mną wzrokiem.

     — Mamy zespół badaczy, który się tym zajmuje — wyjaśnił Bartholomew, patrząc to na mnie, to na Diane. — To zaufane strzygi oraz wampiry. Od wieków zajmują się magią kręgów, więc są to specjaliści z doświadczeniem.

     — A Klaus?

     — Co: Klaus? — odezwał się jakby od niechcenia Lucius. — Czego od niego chcesz?

Więzy KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz